"Zupełnie niepotrzebna akcja". Sztab Trzaskowskiego odcina się od posła KO
Sztab Rafała Trzaskowskiego dystansuje się od akcji Witolda Zembaczyńskiego na rynku w Końskich podczas "debaty" telewizji Republika. Politycy KO są zaniepokojeni tym, że poseł został czymś oblany w tłumie. – Nie pojechałem tam robić burdy, a stawiać pytania o Nawrockiego. Ktoś w odpowiedzi potraktował mnie gazem i zostałem poparzony - mówi WP poseł KO.
Około pół godziny po rozpoczęciu środowej "debaty" telewizji Republika na rynku w Końskich uwagę zgromadzonych przyciągnął Witold Zembaczyński. Poseł Koalicji Obywatelskiej wzbudził gigantyczne emocje w tłumie zwolenników prezesa IPN, choć przekonywał, że przyjechał do Końskich, by wyborcom PiS pokazać wątpliwości wobec ich kandydata. Polityk - w czasie przeznaczonym na odpowiedzi Rafała Trzaskowskiego, który w tym czasie był w Koninie - chciał odczytywać przygotowane pytania. Zwolennicy Nawrockiego potraktowali to jako zakłócanie debaty i prowokację.
"Czy był Pan sutenerem? Czy czerpał Pan korzyści majątkowe z cudzego nierządu? Czy kiedykolwiek pośredniczył Pan w sprowadzaniu prostytutek dla gości Grand Hotelu w Sopocie podczas pracy jako ochroniarz? Czy proponował Pan innym pracownikom udział w zyskach z procederu sprowadzania prostytutek?" - to tylko niektóre pytania, które poseł zaprezentował na kartce i odczytywał. Polityk podkreśla, że wydarzenie było otwarte dla wszystkich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nalot dywanowy". Tak reagują w PiS na nowe fakty ws. Nawrockiego
Witold Zembaczyński w rozmowie z WP zdradza, że w tłumie został oblany jakąś substancją, która go poparzyła, przez co był w szpitalu. - W pewnym momencie w tłumie poczułem dziwny chemiczny zapach, ale nie wiedziałem, co się dzieje i od razu nie zareagowałem. Z czasem czułem coraz silniejsze pieczenie w okolicy uda i korpusu i dopiero po kilkudziesięciu minutach pojechałem do szpitala. Nie wiem, kto to zrobił i jaką substancją, ale podejrzewam, że ktoś z bardzo bliskiej odległości - przykładając do skóry - rozpylał na mnie jakiś gaz. W szpitalu nie stwierdzono, jaka to była substancja – mówi w WP.
Sztabowcy Trzaskowskiego dystansują się
Politycy Koalicji Obywatelskiej podkreślają, że niezależnie od oceny akcji Zembaczyńskiego są zaniepokojeni tym, że poseł został czymś oblany. - Wszedł w tłum, rozmawiał. Mimo nawet największych różnic niedopuszczalne jest, że został potraktowany jakąś substancją - mówi nieoficjalnie poseł PO. - Na ten wiec Nawrockiego mógł wejść każdy. To był przecież rynek, więc rozumiem, że sama obecność posła to prowokacja. Przecież on tam nikogo nie szarpał, nie zrobił nic strasznego - mówi drugi rozmówca z KO.
Sztabowcy Rafała Trzaskowskiego odcinają się od akcji Witolda Zembaczyńskiego i podkreślają, że nie jest on członkiem sztabu. - Gdyby go tam nie było, w ogóle nie mówilibyśmy o Końskich. Rafał miał wtedy "speed dating" z wyborcami, odpowiadał na pytania ludzi i na tym chcieliśmy się skupić. Zupełnie niepotrzebna akcja - ocenia osoba ze sztabu prezydenta Warszawy.
- To była jego inicjatywa, on nie jest w sztabie. On grzecznie stanął na rynku i chciał zadawać pytania. Nie dajmy sobie wmówić, że on tam coś złego zrobił, bo to nieprawda - przekonuje kolejna osoba ze sztabu Trzaskowskiego.
Zembaczyński: "Zostałem poparzony"
Sam Witold Zembaczyński do swojej akcji w Końskich odniósł się w mediach społecznościowych. "Wybory wygra Cała Polska albo wygrają je ci, którzy w odpowiedzi na pytania o przeszłość Nawrockiego użyli wobec mnie gazu" - napisał. Pokazał też jeden z czerwonych śladów po substancji. Poseł w rozmowie z WP przekonuje, że nie pojechał do Końskich, żeby robić burdy.
- Pojechałem, żeby na tym otwartym wiecu odczytywać pytania do Karola Nawrockiego. Wszystkim należą się odpowiedzi w tej sprawie, również wyborcom PiS. Taka była moja intencja. Oczywiście na miejscu były emocje, ale ja powtarzałem pytania - przekonuje.
Polityk przyznaje, że po wiecu musiał pojechać do szpitala, bo w tłumie został czymś oblany i poczuł pieczenie. - Podkreślałem na miejscu, że wszyscy, również wyborcy PiS zasługują na odpowiedzi na pytania o Karola Nawrockiego, a w odpowiedzi zostałem poparzony - mówi Zembaczyński.
Poseł początkowo zlekceważył sprawę, bo kiedy dziennikarze w Końskich pytali o żółtą plamę na koszuli, stwierdził, że "popsikali mnie po nogach, to jest pryszcz, nie ma to znaczenia. Koszulę się wypierze, ale Polski z takiej plamy na wypadek złego wyboru, nie będzie tak łatwo zmyć" - odpowiedział na gorąco.
Polityk był również współorganizatorem konferencji prasowej, na której zaproponował, by Karol Nawrocki poddał się badaniu wariografem. - Panie Karolu, Polacy zasługują na prawdę o panu - stwierdził polityk w Sejmie.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski