"Zrobimy wszystko, żeby Bronek do nas wrócił"
- Zrobimy wszystko, żeby Bronek we wrześniu wrócił do naszej szkoły. Nie wyobrażamy sobie, by mogło stać się inaczej - mówi Kamila Mańkowska, wychowawczyni Bronka Lopeza. Siedmiolatek zgodnie z decyzją Sądu Okręgowego w Warszawie za dwa tygodnie powinien trafić do Meksyku, ojczyzny swojego ojca. Ale ani sam Bronek, ani jego mama Karolina, a także przyjaciele rodziny nie wyobrażają sobie, by chłopiec wyjechał z Polski. W obronie chłopca masowo podpisują się pod petycją do polskich władz w tej sprawie - ustalił portal tvp.info.
- Nie mogliśmy siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak sprawa nabiera tragicznego obrotu - mówi nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 267 na warszawskim Żoliborzu. Kamila Mańkowska o dramacie swojego ucznia, przyszłorocznego drugoklasisty, wiedziała od dawna. Do ostatniej chwili wierzyła jednak, że wszystko zakończy się szczęśliwie, a polski sąd nie wyda wyroku nakazującego powrót chłopca do Meksyku. Niestety stało się inaczej, dlatego dziś nauczycielka zbiera podpisy pod petycją do polskich władz w sprawie "pozostawienia Bronka w Polsce". Kobieta nie wyklucza nawet zorganizowania pikiet i manifestacji.
Toczący się w sądach od 2009 roku proces w sprawie Bronka Lopeza swój koniec miał 15 czerwca. - Na orzeczenie sądu wpłynęła Konwencja Haska oraz fakt, że do rozwodu rodziców chłopca doszło w Meksyku. Podczas sprawy rozwodowej matka zadeklarowała, że syn będzie mieszkał w Meksyku i dzięki temu będzie miał nieograniczone możliwości do kontaktu z ojcem. To, że matka przyjechała z dzieckiem do Polski - było więc bezprawne - powiedział portalowi tvp.info Wojciech Małek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie. To w tym sądzie zapadła ostateczna decyzja dotycząca losów chłopca. Na jej mocy Bronek w ciągu 30 dni ma znaleźć się w Meksyku.
Karolina Nadolska, mama Bronka jest wstrząśnięta decyzją polskiego sądu. - Wyjechałam z nim z tego kraju po wybuchu epidemii grypy. Doszłam do wniosku, że w Polsce mój syn będzie czuł się lepiej, ma bowiem początki astmy. Nie uprowadziłam dziecka, bo ojciec Bronka wiedział o wyjeździe. Poza tym - on także nie przestrzegał umowy rozwodowej, ponieważ nie płacił na nasze ubezpieczenie zdrowotne - tłumaczy zrozpaczona kobieta.
Polskiego sądu nie przekonały argumenty o chorobie chłopca, jego przywiązaniu do matki, a także ewentualnych problemach z porozumiewaniem się w języku hiszpańskim. - Sąd oczywiście zbierał dowody na to, jaka jest więź emocjonalna pomiędzy dzieckiem, a obojgiem rodziców. A fakt, że chłopiec nie mówi po hiszpańsku to poniekąd wina matki, która wywiozła go z kraju ojca, a w Polsce nie kładła nacisku na naukę języka przez dziecko. Jeśli zaś chodzi o sam wyjazd Bronka, to sąd rekomendował, by matka wyjechała razem z synem. W końcu mieszkała tam i pracowała przez kilka lat - mówi rzecznik warszawskiego sądu okręgowego.
Sytuacja jest na tyle dramatyczna, że w akcję walki o pozostanie Bronka w Polsce włączyły się setki osób. Na czele grupy, która prężnie zbiera podpisy pod petycją "do władz Rzeczypospolitej Polskiej o pozostawienie Bronka Lopeza w Polsce" stanęła szkolna wychowawczyni siedmiolatka. - Jak tylko dowiedziałam się, jaki zapadł wyrok, o wszystkim poinformowałam innych nauczycieli oraz rodziców. Razem zaczęliśmy zbierać podpisy pod petycją. Przesyłam link do petycji on - line wszystkim znajomym i przyjaciołom. Apel umieszczam na portalach społecznościowych. Do dziś pod petycją podpisało się ponad 1700 osób, ale tych podpisów, głosów poparcia potrzeba więcej. Dlatego apelujemy do wszystkich, których sprawa Bronka poruszyła, by dołączyli do naszej grupy - mówi Kamila Mańkowska.
- Jeśli władze nie odpowiedzą na nasz apel, to nie wiem, co się stanie z moim synem, z nami. Nie wyobrażam sobie powrotu do Meksyku. Bronek też nie… Proszę go o to spytać... - mówi mama chłopca Karolina Nadolska.
Petycję można podpisać wchodząc na stronę: www.skocz.pl/broneklopez