Zoolog o religii

Bóg Biblii jest okrutnym maniakiem seksualnym, który każe wyznawcom gwałcić i mordować – twierdzi Richard Dawkins. Uczony zoolog rozprawia się z religią z iście zwierzęcą pasją. No cóż... Pycha i nienawiść odbierają rozum, nawet wielkim uczonym.

21.06.2007 | aktual.: 28.06.2007 14:33

Książka „Bóg urojony” autorstwa oksfordzkiego biologa przypomina komentarze internautów zamieszczane pod artykułami o treści religijnej. Agresja, cynizm, szyderstwo, poniżanie wierzących. Tak przez 520 stron. Autor bez wątpienia zasłużył na wpis do Księgi Rekordów Guinnessa za największą ilość bzdur na temat religii, wypowiedzianych przez uczonego w jednej książce. Rzecz wcale nie w tym, że Dawkins wyznaje i głosi ateizm. Ma do tego prawo, tak samo jak ja mam prawo wyznawać i głosić wiarę w Boga. Chodzi o styl. Emocje biorą tu górę nad rzeczową argumentacją i elementarną uczciwością. Używając terminologii bokserskiej, Dawkings cały czas uderza swojego przeciwnika poniżej pasa. Obawiam się, że zachowuje się w taki sposób bez obawy o utratę naukowego prestiżu, ponieważ w sporej części środowiska naukowego panuje zgoda na taką grę nie fair. Mówił o tym niedawno na łamach „Gościa” prof. Joseph M. Mellichamp z USA („Uniwersytet nie szuka już prawdy” – GN nr 20/2007). W tej rozgrywce religia od początku do końca
traktowana jest jak chłopiec do bicia. Czyżby metody zaczerpnięte z Cyrku Monty Pythona stały się standardem współczesnego uniwersytetu? Jak dyskutować z kimś, kto i tak ma cię za idiotę i fanatyka, a jego główną bronią jest wyśmiewanie wszystkiego, w co wierzysz?

Teoria ewolucji jako siekiera

Richard Dawkins, 66-letni zoolog, profesor uniwersytetu w Oksfordzie, zasłynął dzięki wartościowej i znaczącej publikacji z 1976 roku pt. „Samolubny gen”. Kolejne jego książki z terenu biologii wystrzeliwały coraz silniejsze rakiety w stronę religii. Jego najnowsza książka to już nalot dywanowy. Metoda zastosowana przez Dawkinsa jest prosta. Teza, której zaciekle broni, jest taka: Boga nie ma, religia jest szkodliwym urojeniem ludzkości, dlatego należy ją zwalczać, jedyny prawdziwy obraz świata daje nauka, a zwłaszcza teoria ewolucji. Kto się z tymi zdaniami nie zgadza, ten jest tępym obskurantem zmanipulowanym przez bandę religijnych fanatyków. Dla poparcia tych poglądów autor konstruuje karykaturalną wizję religii, a potem drwi: „patrzcie, oto wasz Bóg, oto wasza religia, wstydźcie się i nawróćcie się na ateizm!”.

Jeśli Dawkins jako biolog napisałby książkę np. o owadzich odnóżach, posługując się taką metodologią, wykonałby naukowe samobójstwo. Widać, jego zdaniem, religia nie zasługuje na taką samą, naukową rzetelność jak świat roślin i zwierząt. Pisząc o religii, można posługiwać się półprawdami, demagogią, przekłamaniami, stereotypami, które pasują do z góry przyjętej tezy. Dawkins odpowiada swoim adwersarzom, że pisze z pasją. Owszem, tą pasją jest obrzydzenie dla religii. Dlatego nie tyle z pasją broni teorii ewolucji, ile raczej z wściekłością atakuje wiarę religijną. Teorią ewolucji wymachuje jak siekierką służącą do rozbijania ołtarzy.

Religia jest zjawiskiem złożonym, różnorodnym, podlegającym historycznym przemianom. Zajmują się nią religioznawcy, teologowie, filozofowie, socjologowie, psychologowie itd. Ta wiedza jednak Dawkinsa nie interesuje. Religia widziana oczyma uczonego z Oksfordu to coś jak czarna chmura zaćmiewająca od wieków ludzkie umysły. Wszystkie religie zostają wrzucone do jednego worka, a wszystko, co wiąże się z religią, sprowadzone do jednego mianownika: fanatyzm i fundamentalizm. Nie wiadomo, czy Dawkins rzeczywiście tak mało wie o religii czy też raczej nie chce wiedzieć. Podejrzewam, że to drugie. Ta ohydna etyka chrześcijan!

Stary Testament to zlepek amoralnych opowieści, czego autor dowodzi wyrwanymi z kontekstu fragmentami. Nowy Testament też nie lepszy, bowiem idea odkupienia przez wcielonego Boga jest „znieprawiona, sadomasochistyczna i odpychająca”. Krzyż to „narzędzie tortur i egzekucji, a mnóstwo ludzi nosi toto na szyi. (…) Gdyby Jezus został zabity dwadzieścia lat temu, dzieci w katolickich szkołach nosiłyby na szyi elektryczne krzesełka zamiast krzyżyków”. Ewangelie to fikcja tak samo jak „Kod Leonarda da Vinci” Dana Browna. „Biblia prowadzi do systemu etycznego, który każdy współczesny, cywilizowany człowiek, wierzący czy nie, uznać musi za – żadne łagodniejsze określenie by tu nie pasowało – coś wyjątkowo ohydnego”.

Ulubionymi reprezentantami religijnej postawy są dla Dawkinsa terroryści Al Kaidy, mordujący niewinnych ludzi z imieniem Boga na ustach. Symbolem wychowania religijnego są szkoły prowadzone przez sadystycznie okrutne zakonnice, molestujące ciała i umysły biednych dzieci. Myli się ten, kto uważa, że Stalin i Hitler byli ateistami – twierdzi Dawkins. Stalin był wychowankiem seminarium i pewnie tam nauczył się ślepo wierzyć autorytetom i akceptować zasadę, że cel uświęca środki. Hitler nigdy nie wyrzekł się katolicyzmu i twórczo kontynuował chrześcijańską tradycję nienawiści do Żydów. Moralność ludzi religijnych jest moralnością talibów. Wierzący kamienują za bluźnierstwo, dyskryminują kobiety, skazują na śmierć na AIDS przez zakaz stosowania prezerwatywy, mordują zwolenników aborcji i homoseksualistów, są przeciwnikami nauki. Nawet jeśli nie wszyscy tak robią, to jednak w każdym religijnym człowieku mieszka potencjalny fanatyk. Dlatego „to, co naprawdę jest groźne – stwierdza Dawkins – to uczenie dzieci, ze
wiara sama w sobie jest cnotą. Wiara jest złem przez to i dokładnie przez to, że nie wymaga uzasadnienia i nie toleruje sprzeciwu”.

Tego rodzaju odkrywczych wniosków uczony zoolog przedstawia dużo więcej. W pewnym miejscu zauważa skromnie: „Z natury nie jestem zwolennikiem konfrontacji. Nie uważam też, by ostra konfrontacja dobrze służyła dochodzeniu do prawdy”. Albo cynizm, albo głupota. Właściwie nie wiadomo, śmiać się czy płakać. Podjąć dialog? Ale o czym? Udowadniać, że wierzący nie jest wielbłądem, talibem, krwiożerczą bestią.

Od biologa ateisty do teologa

Alister McGrath, 54-letni profesor Oksfordu, podobnie jak Dawkins studiował nauki przyrodnicze. Uzyskał doktorat z biofizyki molekularnej. W młodości był zajadłym ateistą. Badając ten sam świat, posługując się krytycznym rozumem, wyostrzonym ścisłymi studiami, doszedł jednak do zupełnie innych wniosków niż Dawkins. Odkrył chrześcijaństwo, zaczął studiować teologię. Dziś jest profesorem historii teologii specjalizującym się w zagadnieniach z pogranicza nauki i religii. W przejściu od ateizmu do wiary pomogli mu jego koledzy ateiści, których poglądy opierały się bardziej na uprzedzeniach wobec religii niż wynikały z autentycznego szukania prawdy. Z Dawkinsem znają się od ponad dwudziestu lat, pracują na tym samym uniwersytecie. Nieraz już toczyli spór. McGrath poczuł się więc wyzwany do tablicy. Wraz z Joanną Collicutt McGrath opublikował odpowiedź. W książce „Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa” znajdziemy spokojne, rzeczowe odpowiedzi na zarzuty Dawkinsa pod adresem religii. McGrath polemizuje z
biologiczną teorią pochodzenia religii jako produktu ubocznego walki genów. Dlaczego biologia ma być zdolna do tłumaczenia zjawisk ze świata kultury, pyta retorycznie. Konkluzja McGratha brzmi następująco: „Jednym z najsmutniejszych aspektów »Boga urojonego« jest obraz przemiany autora tejże książki z uczonego, żarliwie zatroskanego o prawdę, w lekceważącego dowody prymitywnego propagandystę antyreligijnego”. McGrath obawia się (chyba słusznie), że strategia Dawkinsa może jednak przynieść rezultaty. Doświadczenie pokazuje, że mówienie czegoś głośno i z dużą pewnością siebie, przy jednoczesnym ignorowaniu czy banalizowaniu kontrargumentów, przynosi owoce.

Co z tego wszystkiego wynika?

Po pierwsze z ateizmem musi być krucho, skoro człowiek uważany za jego głównego apostoła nie posługuje się rzeczową argumentacją, ale raczy swoich czytelników prymitywną, agresywną publicystyką. Dawkins wystawia nie najlepsze świadectwo swojemu środowisku, a przynajmniej tej części, która jego dzieło ocenia pozytywnie. Jeszcze raz podkreślam, nie chodzi o poglądy, ale o styl wypowiedzi. Czy biolog ma prawo traktować swoją dziedzinę wiedzy jako ostateczną wyrocznię? Dlaczego darwinizm i geny mają być kluczem do tłumaczenia całej rzeczywistości, świata, człowieka, religii? Postawa Dawkinsa jest przykładem dość powszechnej w naukowych środowiskach nietolerancji „tolerancyjnych”, czynienia z nauki ideologii, w której nie szuka się już prawdy, ale udowadnia założone tezy za pomocą pewności siebie, hałasu i inwektyw. Może lepiej by było dla niego, dla Oxfordu i dla nauki, żeby pisał o zwierzętach, na których zna się pewnie lepiej, niż o religii.

Po drugie na książkę Dawkinsa warto zareagować mimo wszystko spokojnie i z pokorą. Po stronie religii istnieje rzeczywiście wiele zjawisk patologicznych, takich jak fanatyzm czy fundamentalizm. Zamiast pohukiwać na ateistów, może lepiej uporządkować, pogłębić swoją wiarę, zmierzyć się z wątpliwościami. Wiara nie jest bowiem, jak twierdzi Dawkins, bezrozumnym posłuszeństwem, ale świadomym wyborem. Wiele badań pokazuje, ze poziom wiedzy religijnej wśród wierzących jest bardzo niski. Ignorancja sprzyja uwiedzeniu przez retorykę Dawkinsa. Rozsądny dialog nauki i wiary jest możliwy i potrzebny, pod warunkiem że obie strony traktują się poważnie. Dawkins poważnym partnerem rozmowy z pewnością nie jest.

Po trzecie książka Dawkinsa potwierdza słowa Benedykta XVI: „Boga nie może znaleźć pycha, która czyni Go przedmiotem i chce Mu narzucić nasze warunki laboratoryjne. Ta bowiem już z góry zakłada naszą negację Boga jako Boga, ponieważ nad Nim stawiamy samych siebie. (…) Kto tak myśli, ten siebie samego czyni Bogiem i poniża przy tym nie tylko Boga, lecz także świat i siebie samego („Jezus z Nazaretu”). A Jezus powiedział to prościej: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11,25).

ks. Tomasz Jaklewicz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)