Żona zabitego w Warszawie Nigeryjczyka: to był człowiek!
- On leżał na chodniku i się wykrwawiał. Nikt mu nie pomógł. Po prostu zostawili go tak - powiedziała żona 36-letniego Nigeryjczyka, z którą rozmawiał reporter TVN Warszawa. Mężczyzna został w niedzielę śmiertelnie postrzelony przez policję, która kontrolowała sprzedawców handlujących na terenie wokół budowy Stadionu Narodowego.
24.05.2010 | aktual.: 24.05.2010 20:30
- To nie był smoluch, to był człowiek. To był mój mąż - mówiła kobieta. Nigeryjczyk osierocił trójkę dzieci.
Żona zabitego twierdzi, że mężczyzna chciał tylko pomóc zatrzymanemu przez policję koledze. Policjant miał wtedy do jej męża strzelić. - Przecież on nawet nie miał pistoletu, nie miał noża, nie miał nic - żali się.
Podczas rutynowej kontroli jeden z handlarzy zaczął uciekać przed policją. Mundurowy go dogonił i wtedy doszło do szamotaniny. Padł strzał. Funkcjonariusze twierdzą, że chcieli udzielić mężczyźnie pomocy, ale inni handlarze rzucili się na nich. Doszło do regularnej bitwy. Funkcjonariusze wezwali posiłki i dopiero po godzinie udało się opanować sytuację. Sześciu policjantów zostało rannych.
Sprawę bada prokuratura.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Nigerii potępiło zastrzelenie obywatela nigeryjskiego przez polską policję. W nigeryjskim oświadczeniu napisano m.in., że zabicie "bez stwierdzenia winy demonstruje arbitralność polskiej policji". Wezwano również władze polskie do zbadania doniesień o prześladowaniach Nigeryjczyków mieszkających w Polsce.