Żona Polańskiego: w latach 70. był inny stosunek do seksu
Żona Romana Polańskiego, aktorka Emmanuelle Seigner wyznała, że jest przekonana, iż amerykański wymiar sprawiedliwości zgodzi się sądzić jej męża w trybie zaocznym. Powiedziała o tym w wywiadzie, który ukaże się we francuskim magazynie kobiecym "Elle".
21.01.2010 | aktual.: 21.01.2010 20:09
- Jestem pewna, że ta sprawa znajdzie pomyślny finał po stronie amerykańskiej - zadeklarowała aktorka w rozmowie z "Elle".
Kalifornijski sąd ma wydać decyzję w sprawie wniosku adwokatów Polańskiego o zwolnienie oskarżonego z obowiązku obecności na procesie. Ekstradycji reżysera, przebywającego obecnie w areszcie domowym w Gstaad w Szwajcarii, domaga się od tamtejszych władz prokuratura okręgowa Los Angeles.
- Człowiek, którego znam, nie ma nic wspólnego z postacią przedstawianą w gazetach. Nie opisują one mężczyzny, którego spotkałam, w którym się zakochałam i za którego wyszłam za mąż - powiedziała Seigner w pierwszym od długiego czasu wywiadzie. - Moja własna prawda wygląda tak, że Roman był zawsze wspaniałym mężem i ojcem - dodała francuska aktorka.
Podkreśliła, że jej mąż nigdy "nie stawiał się ponad prawem". Powiedziała, że rozumie, iż "matki rodzin były zszokowane" tzw. sprawą Polańskiego, ale zaznaczyła, że historia ta nie może być wyjęta z kontekstu lat 70.
- Była to epoka szaleństwa, stosunek do narkotyków, do wolności seksualnej czy permisywizmu nie był taki sam jak dziś. Od tamtego czasu opinia na te kwestie bardzo się zmieniła - zauważyła Seigner.
Seigner, która od pewnego czasu jest też piosenkarką, ma 8 lutego wydać swój nowy, drugi już album, zatytułowany "Dingue", na którym zaśpiewa w duecie wraz z mężem. Płyta miała się ukazać na rynku już w listopadzie, ale autorka przesunęła premierę z powodu aresztowania reżysera.
Polański został zatrzymany we wrześniu ubiegłego roku na lotnisku w Zurychu na podstawie międzynarodowego nakazu aresztowania. Wymiar sprawiedliwości USA zarzuca reżyserowi, że w roku 1977 w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey, a następnie w obawie przed karą uciekł ze Stanów Zjednoczonych.