Żona Polaka, który zatonął na El Faro: podjęliśmy strasznie trudną decyzję
Żony trzech Polaków, którzy zatonęli wraz z kontenerowcem El Faro, wzięły udział w symbolicznej uroczystości pożegnania swoich bliskich na Florydzie. Oprócz Polek uczestniczyły w niej rodziny 28 amerykańskich członków załogi.
09.10.2015 | aktual.: 09.10.2015 06:44
Pani Agnieszka Zdobych, której mąż Rafał był jednym z pięciu Polaków na El Faro, powiedziała korespondentowi Polskiego Radia Markowi Wałkuskiemu, że uroczystość odbyła się na plaży w Jacksonville Beach. Uczestnicy uroczystości mieli puszczać symboliczne lampiony, jednak uniemożliwiła to zła pogoda. - Same lampiony będą puszczone w innym momencie, kiedy wiatr będzie wiał w stronę morza, a nie w stronę lądu. Byliśmy wszyscy razem, amerykańskie rodziny przyjęły nas jak swoich, były z nami i płakały z nami. Została odmówiona modlitwa na plaży. Wyczytano wszystkie nazwiska zaginionych - powiedziała Agnieszka Zdobych.
Pani Agnieszka dowiedziała się o przerwaniu poszukiwań załogi El Faro, gdy wraz z żonami dwóch innych Polaków - Piotra Krausego i Marcina Nity wylądowały na lotnisku w Jacksonville na Florydzie. Podkreśliła, że choć sercem chciałaby, aby akcja była kontynuowana, to rozumie decyzję amerykańskiej straży przybrzeżnej.
Wspominając męża, powiedziała: "Mój mąż chciał, żebyśmy żyli w godnych warunkach i podjęliśmy strasznie trudną decyzję. Byliśmy ze sobą niesamowicie związani, bo bardzo wiele razem przeszliśmy. Nie wiem, jak będę żyła dalej bez niego, jak będzie żyła nasza córka".
Pani Agnieszka Zdobych dodała, że właściciel statku El Faro - firma TOTE Maritime zapewniła, iż rodziny Polaków będą traktowane tak samo jak rodziny amerykańskich członków załogi i że zawsze mogą liczyć na pomoc i wsparcie. Poza Rafałem Zdobychem, Piotrem Krause i Marcinem Nitą w katastrofie El Faro zginęli także Jan Podgórski i Andrzej Truszkowski.
"Prace wykonywane przez Polaków nie mogły mieć wpływu na utratę napędu przez kontenerowiec"
Przedstawiciel firmy InTec, która prowadziła usługi remontowe na statku El Faro, powiedział, że prace wykonywane przez Polaków miały charakter mechaniczny i nie mogły mieć wpływu na utratę napędu przez kontenerowiec. Amerykańskie media informowały wcześniej, że rodzaj prac remontowych prowadzonych podczas rejsu może być jednym z wątków śledztwa w sprawie zatonięcia El Faro.
Reprezentujący firmę InTec Andrzej Dąbrowski, który przebywa w Jacksonville na Florydzie, powiedział Polskiemu Radiu, że Polacy wykonywali na El Faro prace czysto mechaniczne. - Była to wymiana zardzewiałych rur, relingi, ścieki, fundamenty. Nie robiliśmy nic, co jest związane z turbinami, bo nie mamy specjalistów od turbin - wyjaśnił Andrzej Dąbrowski podkreślając, że pracownicy InTec byli najwyższej klasy specjalistami i wykonywali dobrą robotę. Dąbrowski poinformował, że Polacy nie zajmowali się kablami elektrycznymi, jak podaje właściciel kontenerowca firma TOTE Maritime.
Przedstawiciele TOTE również zapewniają, że choć Polacy pracowali w maszynowni, to wykonywali prace niezwiązane z napędem El Faro, którego awaria mogła przyczynić się do zatonięcia statku.
Andrzej Dąbrowski powiedział, że jest pod wrażeniem życzliwości, jaka jego samego oraz żony zaginionych Polaków spotkała w Jacksonville ze strony rodzin amerykańskich marynarzy oraz właściciela statku firmy TOTE. Podziękował też za opiekę i wsparcie polskiej ambasadzie w Waszyngtonie. W rozmowie z Polskim Radiem Dąbrowski ujawnił, że w katastrofie El Faro zginął jego siostrzeniec. - Ja mu tę pracę załatwiłem, pomogłem mu i po części czuję się odpowiedzialny za to, co się stało. Ale wiem jedno - to był bardzo ambitny i dobry chłopak, był niesamowity. Nazywał się Piotr Krause. Miał 27 lat - powiedział Andrzej Dąbrowski. Wyraził też podziw dla zaangażowania amerykańskiej Straży Przybrzeżnej w akcję poszukiwawczą.