PolskaŻona dla Niemca jak marzenie

Żona dla Niemca jak marzenie


Co tydzień do Wrocławia przyjeżdża wyjątkowy autobus z Niemiec. Jego pasażerowie marzą o polskiej żonie. Najlepiej, żeby była młodziutka, skromna, miła, z pasją do kuchni. Nie wiedzą, że dziewczyny, które się z nimi spotykają, wcale nie palą się do małżeństwa. „Kandydatka na żonę” to ich praca.

Żona dla Niemca jak marzenie

Wycieczki niemieckich kawalerów korzystają z oferty pewnego wrocławskiego biura matrymonialnego. Mogą wybierać wśród ładnych, zgrabnych, najwyżej dwudziestoparoletnich dziewczyn. Za każde umówione spotkanie z kandydatką płacą 78 euro. Pieniądze idą na konto biura. Dziewczyna przychodzi na dwugodzinną randkę do kawiarni, chwali bukiet, który potencjalny narzeczony jej wręczył, je obiad lub ciasteczko i uprzejmie się żegna. Zarabia na takim spotkaniu 20 złotych za godzinę z klientem.

Akcja w Rynku Sobota tydzień temu. Południe. Rynek pełen spacerowiczów. Uwagę zwracają dwie kobiety, biegają z teczkami pod pachą w tę i z powrotem. Raz same, raz w towarzystwie jakiejś dziewczyny, w drugą stronę z panami, różnej postury, urody i w różnym wieku. Trwają perfekcyjnie zorganizowane i zsynchronizowane spotkania. Pan spotyka rzekomą kandydatkę na żonę. Po kilku godzinach wszystkie dziewczyny schodzą się do Rynku i tam w bramie szefowa biura matrymonialnego wręcza im wypłatę za romantyczną rozmowę z niemieckim kawalerem.

Renia chce z Niemcem Namawiam koleżankę (młoda, ładna), żeby załatwiła sobie pracę w charakterze kandydatki. Renata najpierw dzwoni do biura matrymonialnego, potem umawia się z jego szefową osobiście. Obie rozmowy nagrywa.

Rozmowa telefoniczna • Dzień dobry, mówi Renata. Dostałam dzisiaj od koleżanek pani numer telefonu. Słyszałam, że pani płaci za spotkania z obcokrajowcami. – Nie słyszę pani dobrze? O co chodzi?

• Chodzi o te spotkania z obcokrajowcami. Spotkałam dziś koleżanki, Darię i Agę, one były u pani. No i one mi mówiły, że można u pani jakieś pieniążki zarobić za spotkania z obcokrajowcami. – Ale to musi pani do mnie osobiście przyjść, to nie jest rozmowa na telefon. Proszę ze sobą zdjęcia swoje przynieść, tylko ładne jakieś wybrać.
• Dobrze, to ja przyjdę.
Spotkanie w biurze
• To ja do pani wcześniej dzwoniłam. Ja w tej sprawie, że u pani można dostać jakąś pracę.. – A tak, tak. Ale język pani jakiś zna?
• Angielski. – A niemiecki? W jakimś stopniu?
• W średnim. – Komunikatywnie? Nie jest to dla pani całkiem obcy język, dogada się pani? Tam takie, powiedzmy, jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, jaki masz zawód...
• Tak, trochę. – I jest pani dyspozycyjna, w weekendy, w tygodniu, można na panią liczyć?
• Cały czas. – No dobrze, to jest 20 złotych za godzinę, płatne na miejscu, w ten sam dzień się rozliczamy.
• A za co? – No, idzie pani z klientem, pani musi być miła, sympatyczna, do restauracji idziecie, czy na spacer po mieście.
• A, na spacer. I co mam robić? Tylko go oprowadzać, czy jak? – No, niekoniecznie. Co on będzie chciał robić, to pani ma robić. Chce obiad, to pani obiad zje, chce posiedzieć, to pani posiedzi.
• I za 20 złotych? Za klienta? – Nie, za godzinę, dwie godziny pani z nim pobędzie i 40 złotych za jednego klienta pani ma.
• Mogę się jeszcze zastanowić? – No dobrze, ale to jest bardzo dobra stawka, nad czym się zastanawiać.
• Myślałam, że będzie więcej... – Ale to jest bardzo dobrze, to dużo. Idzie pani do promocji, tam jest 5 złotych na godzinę. A tu 20 złotych! Przecież ja mogę poustawiać pani tych klientów 4-5, to dobrze pani zarobi.
W jakim czasie? – Ależ w jeden dzień, kochana, w jeden dzień! Dziennikarz wkracza do akcji

• Ile polsko-niemieckich, udanych par udało się Państwu już szczęśliwie skojarzyć? – zagaduję telefonicznie szefową matrymonialnej firmy po sobotnich obserwacjach w Rynku. – Kim pani jest? Czemu pani atakuje mnie z zastrzeżonego numeru telefonu? (tak wyświetla się w komórce redakcyjna centrala).

• Przedstawiłam się Pani, jestem dziennikarką, powiedziałam, z jakiej gazety dzwonię... – cierpliwie tłumaczę. – Po co pani dzwoni?!

• Bo chciałabym porozmawiać o Pani firmie, o tym, co Państwo robicie. – Ja w tym robię krótko, nic pani nie powiem, a poza tym jest pani niegrzeczna, nie podoba mi się sposób, w jaki pani pyta. To nie na telefon – szefowa jest zirytowana.

• Właśnie chciałam się umówić... – Nie będę rozmawiać!

Telefon zostaje rozłączony. Nie dowiem się więc, czy mama i córka, prowadzące biuro, uważają, że to, co robią, jest etyczne, czy nie... •

Polki mają wzięcie Niemcy dzięki stronom internetowym, prowadzonym przez biura dla samotnych, zwanych dziś modnie singlami, mogą wybierać sobie żony w całej wschodniej Europie. Polki, Rosjanki, Czeszki cieszą się ogromnym powodzeniem. Każde przyzwoite biuro ma szczery zamiar skojarzenia pary.

To oszustwo Czy opisana przez nas działalność biura matrymonialnego to przestępstwo?

Prawnik Janusz Cichoń: – Nie ma wątpliwości, że mamy tu do czynienia z przypadkiem łamania prawa. Przecież to najzwyklejsze oszustwo. Niemiecki klient wierzy, że na skutek umowy, którą zawiera z biurem matrymonialnym, będzie mógł spotkać kandydatkę na żonę. Zostaje wprowadzony w błąd. I nie jest to kwestią przypadku, lecz świadomego działania, w celu wyłudzenia pieniędzy. Nie wykluczone też, że w grę wchodzi omijanie obowiązku skarbowego. Nie wiemy, czy przy takim wręczaniu honorarium za spotkanie z ręki do ręki, ktoś dba o to, by odprowadzać składki. Mam wątpliwości, czy jest to ewidencjonowane, ale nie wiemy przecież, na jaką skalę się to odbywa i jakie kwoty moga wchodzić w grę.

Źródło artykułu:WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)