Żołnierze z Zamościa uratowali kierowcę, który miał zawał
Błyskawiczna akcja dwóch żołnierzy z Zamościa uratowała życie mężczyźnie, który w trakcie jazdy samochodem dostał ataku serca. Jak pisze portal polska-zbrojna.pl, kierowca stracił panowanie nad pojazdem i zjechał z drogi. Nikt z gapiów nie udzielił mu pomocy, dopiero starsi szeregowi Przemysław Pysiewicz i Krzysztof Zalewa rozpoczęli reanimację, dzięki której mężczyzna przeżył.
18.03.2014 14:35
Do wypadku doszło w niedzielne popołudnie w okolicach Bemowa Piskiego w województwie warmińsko-mazurskim. Szkolą się tam żołnierze z 3 Zamojskiego Batalionu Zmechanizowanego, podległego 1 Warszawskiej Brygadzie Pancernej. - Właśnie jechaliśmy z kolegą z Wierzbin do Bemowa Piskiego, to około 10 kilometrów, gdy w połowie drogi zobaczyliśmy, że w rowie leży samochód osobowy. Kilka osób mu się przyglądało - opowiada st. szer. Przemysław Pysiewcz, ratownik medyczny z 3 batalionu.
Żołnierze zatrzymali karetkę wojskową, którą jechali, i podbiegli do miejsca zdarzenia. Dowiedzieli się, że wypadek zdarzył się przed kilkoma minutami. Poszkodowanego mężczyznę zdołano wyciągnąć z auta, nikt jednak nie rozpoczął akcji ratunkowej. - Nie wiem, czy stojące tam osoby nie zdążyły jeszcze tego zrobić, czy raczej nikt nie potrafił udzielić pomocy. Upewniliśmy się, czy wezwali chociaż pogotowie - mówi st. szer. Krzysztof Zalewa, kierowca-ratownik z 3 batalionu.
Żołnierze natychmiast sprawdzili, w jakim stanie jest poszkodowany. - Skontrolowałem jego funkcje życiowe, tętno i oddech. Niestety, mężczyzna był nieprzytomny i nie oddychał. Szybko rozpoczęliśmy resuscytację. Krzysiek udrażniał drogi oddechowe i robił sztuczne oddychanie, ja zająłem się masażem serca - opowiada st. szer. Pysiewcz.
Akcja ratunkowa trwała około pięciu minut do przybycia ambulansu. Potem, wspólnie z ratownikami z pogotowia, żołnierze kontynuowali ją jeszcze przez około pół godziny. - Ze względu na brak podstawowych funkcji życiowych akcja nie była łatwa. O życiu tego człowieka decydował przede wszystkim czas - mówi st. szer. Zalewa.
Mężczyzna odzyskał w końcu przytomność, stwierdzono, że przeszedł atak serca. Taką diagnozę potwierdzili także lekarze w szpitalu. Ratownicy z pogotowia podkreślali, że szybka pomoc żołnierzy uratowała mu życie. - W podobnych sytuacjach liczy się każda chwila, bo bardzo wiele zależy od szybkości udzielonej pomocy. Już po czterech minutach w niedotlenionym mózgu mogłyby powstać nieodwracalne zmiany, które uniemożliwiłyby uratowanie poszkodowanego - mówi st. szer. Pysiewicz.
45-letni mężczyzna może mówić o dużym szczęściu. Żołnierze też przyznają, że gdyby wtedy nie znaleźli się na miejscu wypadku, sytuacja mogłaby się zakończyć tragicznie. - Zrobiliśmy to, co do nas należało. Uratowanie życia człowiekowi jest najlepszą nagrodą - mówi st. szer. Zalewa, który razem z kolegą dzwonił później do szpitala, by dowiedzieć się o stan chorego.
Obaj szeregowi w wojsku służą od siedmiu lat. - Jestem dumny, że mam w brygadzie żołnierzy, którzy udowadniają na co dzień, że są dobrze wyszkolonymi profesjonalistami i zawsze można na nich liczyć - mówi płk Krzysztof Radomski, pełniący obowiązki dowódcy 1 Brygady w Wesołej.
Płk Radomski wystąpił z wnioskiem do dowódcy 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej o wyróżnienie obu żołnierzy.
PG, polska-zbrojna.pl