Znowu ojciec urządził dziecku kulig grozy!
Nie pomogły apele, łzy i ostrzeżenia. Tydzień temu w Sączowie na Śląsku sanki z dwójką dzieci wpadły pod autobus. Zginął 10-letni chłopiec, a jego ranna siostra trafiła do szpitala. I co? I znowu doszło do ogromnej tragedii. Teraz 7-latka z Turzy Śląskiej walczy o życie w katowickiej klinice. Po kuligu, który urządził jej ojciec na publicznej drodze. Sanie z dzieckiem ciągnął psi zaprzęg. Ojciec jechał z przodu samochodem, oglądając drogę w bocznych lusterkach. Jakby to mogło uratować jego córeczkę!
Dramat rozegrał się w niedzielę wieczorem przy ul. Kościuszki w Turzy. Tuż przed domem siedmiolatki.
– Dziewczynka siedziała w saniach. Ciągnęły je dwa psy husky. Zaprzęg podążał za samochodem osobowym, kierowanym przez ojca dziewczynki. Z naprzeciwka jechał samochód osobowy. Ojciec zaczął hamować, wtedy psy odskoczyły z sankami – mówi Rafał Figura, zastępca prokuratora rejonowego w Wodzisławiu Śląskim.
Psy uciekły z drogi, a sanki z dziewczynką wjechały pod nadjeżdżające z naprzeciwka auto. Dziecko zostało ranne. Na miejscu reanimowano ją. Dziewczynka ma poważne urazy głowy i tułowia. Walczy o życie na oddziale intensywnej terapii w katowickiej klinice. Wczoraj prokuratura w Wodzisławiu wszczęła dochodzenie w sprawie wypadku drogowego, w wyniku którego dziecko doznało ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Osobie, która jest temu winna, grozi 8 lat więzienia. Niewykluczone, że taki zarzut może usłyszeć ojciec dziewczynki, który zorganizował tę bezmyślną zabawę.
– Biegli zbadają, z jaką prędkością jechały samochody, czy kierowca jadący z naprzeciwka mógł cokolwiek zrobić, by zapobiec tragedii, jakie panowały warunki na drodze – dodaje prokurator Figura.
Dzisiaj zostanie przesłuchany kierowca samochodu, pod który wpadło dziecko. Ojciec siedmiolatki nie został jeszcze przesłuchiwany. Czuwa przy córeczce w szpitalu.
Polecamy w wydaniu internetowym Fakt.pl:
Strażnicy nakręcą film o sobie