Znowu będę mistrzem
Kuba Tokarz od osiemnastu miesięcy jeździ na wózku inwalidzkim. By znów chodzić, potrzebna jest operacja. Żeby do niej doszło, w klinice powinno się pojawić odpowiednie urządzenie. Brakuje na nie 50 tysięcy złotych.
28.02.2006 | aktual.: 04.06.2018 14:53
Kuba ma 25 lat. Zrobiło się o nim głośno w lipcu 2004 roku. Był świetnie zapowiadającym się judoką. Na mistrzostwach Europy juniorów na Cyprze w 2000 r. zajął piąte miejsce, a trzy lata później został mistrzem Polski młodzieży. Podczas wakacyjnej imprezy w jednym z klubów dostał nożem w plecy. Ostrze wbite na wysokości serca zmieniło całe jego życie.
Bez czucia w nogach, spędził w szpitalach cztery miesiące. Lekarze myśleli, że paraliż sam ustąpi. Ale tak się nie stało. Kuba nie mógł wrócić na studia na Akademii Wychowania Fizycznego. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy hojnie wpłacali pieniądze na jego konto w Dolnośląskim Funduszu Rozwoju Ochrony Zdrowia.
Próbował w Rosji i w Portugalii
Na rehabilitację uzbierał prawie 80 tysięcy zł. Tyle było potrzebne na operację w szpitalu w Nowosybirsku. Ale tamtejsza klinika nie odpowiadała na faksy i mejle Kuby. – Nie zdecydowałem się jechać tak daleko w ciemno – mówi. Znalazł klinikę w Portugalii. Tamtejsi lekarze przeprowadzają operacje, po których sparaliżowani zaczynają chodzić. Ale kosztuje to prawie 60 tysięcy dolarów, czyli ok. 180 tys. zł. – Tyle chyba nigdy nie uzbieram – mówi Kuba. – Ćwiczenia rehabilitacyjne, na które jeżdżę trzy razy w tygodniu na Psie Pole, kosztują miesięcznie trzy tysiące zł. A renty mam 450 zł.
Szansa dla setek
W ubiegłym roku zadzwonił do Kuby lekarz z kliniki neurochirurgii i zaproponował udział w eksperymentalnej terapii. Polega ona na tym, że w uszkodzony rdzeń kręgowy wszczepia się komórki glejowe. Żeby je pobrać z błony węchowej pacjenta, potrzebny jest specjalny aparat – endoskop. Wrocławska klinika neurochirurgii nie ma własnego, więc wypożycza sprzęt z Niemiec. Podczas ubiegłorocznych wakacji Kubie i trzem innym ochotnikom neurochirurdzy pobrali komórki, a lekarze z Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej zaczęli je mnożyć. Okazało się, że właśnie Kuba ma największe szanse na to, by operacja się powiodła. – Wyniki są optymistyczne – przyznaje prof. Włodzimierz Jarmundowicz, neurochirurg. – Jesteśmy na razie na etapie badań klinicznych. Jeśli się powiodą, skorzysta na tym około 400 osób skazanych na kalectwo – szacuje profesor.
Potrzebny endoskop
Lekarze wyznaczyli termin operacji Kuby na wrzesień. Potrzeba do niej więcej komórek glejowych. Dlatego Dolnośląska Fundacja Rozwoju Ochrony Zdrowia zbiera na endoskop dla kliniki. Kuba sam wpłacił 10 tysięcy zł. Brakuje jeszcze pięć razy tyle. – Nie boję się zabiegu – mówi. – Chciałbym, żeby lekarze zoperowali mnie jak najszybciej. Gdy wrocławska klinika będzie miała swój endoskop, wiele sparaliżowanych osób może wygrać powrót do normalnego życia. •
Możesz? Pomóż!
Na medyczny aparat pieniądze zbiera Dolnośląska Fundacja Rozwoju Ochrony Zdrowia można przekazywać na konto Bank Pekao SA I Oddział Wrocław, nr 45 1240 1994 1111 0000 2495 6839 z dopiskiem "Endoskop".
Prokuratura się poddała
W nocy z 3 na 4 lipca 2004 r. w klubie Vulevu (w piwnicy pod restauracją Splendido przy ul. Świdnickiej) Kuba Tokarz bawił się ze znajomymi. Przeszedł do drugiej sali klubu i zobaczył, że pod barem leży chłopak, którego poznał tego wieczoru i jest kopany przez dwóch mężczyzn. Nie namyślając się ruszył mu na pomoc. Wtedy dostał cios nożem w plecy i upadł. Potem napastnicy bili go tak długo, aż przeszła im furia. Wtedy wyszli z klubu, w którym bawiło się ponad stu gości. Okazało się, że pierwszy cios przeciął Kubie rdzeń kręgowy i doprowadził do paraliżu od pasa w dół. Prokuratura już dwa razy umorzyła śledztwo. Nie znalazła winnych.
Anna Gabińska, Katarzyna Kroczak