Znów impas w Iraku, a fala przemocy nadal wysoka
Dwa tygodnie temu prezydent USA George
W. Bush chwalił nowy iracki rząd jedności jako wielkie wydarzenie
i punkt zwrotny w wojnie. Późniejsza seria groźnych kryzysów
pokazuje, jak trudna jest droga, którą zdąża Irak.
Rząd premiera Nuriego al-Malikiego musiał wprowadzić stan wyjątkowy na południu kraju, a w zachodnim Iraku oskarżono Amerykanów o zabicie bezbronnych cywilów.
Maliki nie zdołał też uzgodnić obsady dwóch kluczowych ministerstw siłowych, choć porozumienie w tej sprawie uważa się za kluczowy pierwszy krok ku powstrzymaniu przemocy. Parlament musiał w niedzielę odroczyć posiedzenie z powodu impasu w kwestii kandydatów na ministrów spraw wewnętrznych i obrony.
Dla przywódców irackich i amerykańskich dwa trudne tygodnie postawiły pod znakiem zapytania możliwość rozpoczęcia w tym roku ewakuacji wojsk USA, jak początkowo zakładano. Stany Zjednoczone chcą pozostać w Iraku aż do czasu, gdy nowy rząd będzie mógł przejąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo, choć inne kraje, takie jak Korea Południowa i Włochy, zapowiedziały redukcję swych kontyngentów.
Może to oznaczać, że pod koniec roku Irak będzie zmagał się z falą przestępczości, rebeliantami i przemocą na tle wyznaniowym w szeregach sił bezpieczeństwa, ale do pomocy otrzyma mniej żołnierzy koalicji. To uzależniłoby go jeszcze bardziej od wojsk amerykańskich.
Nie wszystko układa się źle. Po objęciu władzy premier Maliki poczynił kilka śmiałych posunięć, takich jak ogłoszenie stanu wyjątkowego w mieście Basra na południu kraju w celu poskromienia nieposłusznych milicji szyickich.
Wydaje się też, że Maliki jest gotów zaryzykować rozpoczęcie, z pomocą wojsk USA, serii operacji ofensywnych przeciwko partyzantom sunnickim w zachodniej i środkowej części kraju.
Podejmując próbę rozprawienia się z ekstremistami szyickimi w Basrze i ekstremistami sunnickimi w prowincji Anbar, szyita Maliki mógłby zdobyć dość kapitału politycznego, by przezwyciężyć wzajemną nieufność między tymi dwiema społecznościami i wykuć prawdziwą narodową zgodę polityczną.
Sekretarz stanu USA Condoleezza Rice powiedziała w niedzielę, że spodziewa się, iż w ciągu najbliższych kilku dni Irakijczycy zdołają obsadzić najważniejsze stanowiska w resortach bezpieczeństwa. Kiedy to rozstrzygną - a rozstrzygną, wszyscy zapomną, jak wiele czasu im to zajęło - dodała Rice.
Jednak impas w sprawie ministerialnych wakatów pokazuje, że to co na pierwszy rzut oka wygląda na sukces polityczny, jak utworzenie przez Malikiego rządu jedności złożonego z szyitów, sunnitów i Kurdów, często może zasłaniać trudniejsze problemy.
Tak jak rząd "jedności" udało się powołać tylko dzięki temu, że resorty bezpieczeństwa pozostawiono bez obsady, podobnie jesienią zeszłego roku przywódcy iraccy, naciskani przez Amerykanów, zatwierdzili konstytucję, w której jednak nie rozstrzygnięto kilku najdrażliwszych spraw, takich jak kontrola dochodów naftowych i zakres uprawnień regionów federalnych.
Kwestie te, podobnie jak obsadę wakujących stanowisk rządowych, trzeba będzie rozstrzygnąć w najbliższych miesiącach.
Ambasador USA w Bagdadzie, Zalmay Khalilzad, dyplomata od podszewki znający politykę iracką, oświadczył w ostatnich dniach z zadziwiającą szczerością, że chociaż rząd jedności oznacza krok naprzód, to do rozwiązania pozostały trudne problemy.
W zeszłym tygodniu Khalilzad przyznał w wywiadzie telewizyjnym, że terroryści kontrolują część prowincji Anbar, rozległego regionu w zachodnim Iraku, służącego rebeliantom za bazę wypadową do ataków na Bagdad. Wkrótce potem dowództwo amerykańskie skierowało z Kuwejtu do Anbaru dodatkowych 1500 żołnierzy.
Przemoc w Anbarze i impas polityczny nie są jedynymi problemami. W Basrze, drugim pod względem liczby mieszkańców mieście Iraku, Maliki wprowadził 31 maja stan wyjątkowy, aby przywołać do porządku szyickie milicje, które rywalizują tam o władzę.
Wielu uważa, że Irak nie zdoła utworzyć sprawnych narodowych sił bezpieczeństwa dopóki nie weźmie w karby tych milicji. Jednak wygaszenie napięć na tle wyznaniowym i przywołanie do porządku organizacji paramilitarnych będzie trudne. W niedzielę, gdy policja w Basrze otoczyła sunnicki meczet, wybuchły walki i w strzelaninie zginęło co najmniej dziewięć osób.
Anthony Cordesman, analityk z Ośrodka Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie, mówi, że trudność polega także na tym, iż same milicje są wewnętrznie podzielone i nie mają wyraźnej struktury dowódczej. Wskutek tego - dodaje - w Iraku powstał groźny konglomerat milicji, przestępców i skorumpowanych oficjeli w aparacie bezpieczeństwa.
Jedynym prawdziwym rozwiązaniem jest w opinii Cordesmana stworzenie rządu narodowego i "narodowego kompromisu politycznego, który usunie większość przyczyn obecnych zatargów wyznaniowych i etnicznych".
Iracki rząd jedności ma nadzieję, że cel ten w końcu osiągnie.