Zniknął znak "24 ofiary śmiertelne, 50 rannych". Załuski, przeklęty cmentarz kierowców

Odkąd wieś Załuski dostała obwodnicę za 220 mln zł, wydawało się, że w tamtejszym "czarnym punkcie" nikt już nie zginie. Niestety, okazało się, że klątwa złego miejsca nadal trwa. Tym razem zginęły 4 osoby.

Zniknął znak "24 ofiary śmiertelne, 50 rannych". Załuski, przeklęty cmentarz kierowców
Źródło zdjęć: © Policja | KPP Nidzica
Tomasz Molga

23.03.2018 | aktual.: 23.03.2018 20:14

- Już myślałam, że będziemy spokojnie mieszkać. Z dala od tych wszystkich tragedii. Po starej drodze zamiast tysięcy aut jeżdżą już spokojnie nasi sąsiedzi. A teraz znowu taka tragedia - martwi się Iwona Zwierzchowska, sołtys Załusek.

Jej znajomy z pobliskiego Frąknowa jechał do pracy na budowie. Zaraz obok pechowego zakrętu jadące z naprzeciwka renault nagle stanęło w poprzek drogi. Zginęły cztery osoby. W czwartek wypadek pokazywały media w całej Polsce.

Załuski to osada licząca kilkadziesiąt domów i 330 mieszkańców, znajduje się koło Nidzicy (warmińsko-mazurskie). Wieś nie ma nawet hasła w Wikipedii, bryluje za to w kronikach wypadków drogowych. Czarny punkt, zakręt śmierci, oznaczony wiecznie tlącymi się zniczami i przydrożnymi krzyżami.

Obraz
© Policja | KPP Nidzica

Legenda miejsca

Zła legenda sięga przełomu lat 80 i 90. Mieszkańcy nie są w stanie zliczyć wypadków. Każdy, kto pracował w pogotowiu, straży i policji w Nidzicy wie, co oznacza hasło "Załuski".

- Zawsze było tak samo. Klakson, a później głuchy łomot, który słychać było w domu. Złaziłem z łóżka, zakładałem kurtkę, buty i szedłem wyciągać ofiary. Straszne to było - opowiada mieszkaniec Załusek. Pamięta śmierć dziewczynki, która poboczem jechała na rowerze do kościoła, na zajęcia przed pierwszą komunią. Do dziś jest grób i palą się znicze.

Na zakręcie zginął przedstawiciel handlowy. Pędził, wyprzedzał nieświadomy pechowego zakrętu, zderzak ciężarówki odciął mu głowę i cały dach samochodu. Potem śmierć poniosła 6-osobowa rodzina - najmłodszą ofiarą było 3-miesięczne niemowlę wyjęte z ramion matki. Rozbili się członkowie gangu, powracający z mokrej roboty w Gdańsku. Rozbił się niemiecki dyplomata.

- Samochód był zmiażdżony, a w środku pozostały zwłoki. To było zawstydzające, że nie potrafiliśmy szybko wydostać z wnętrza auta ofiary. Wtedy zdecydowano, że droga jest tak niebezpieczna, że musimy dostać sprzęt i narzędzia hydrauliczne do wycinania ofiar z samochodów - wspomina Zbigniew Słupski, brygadier Straży Pożarnej, obecnie w stanie spoczynku.

Pamięta czerwonego golfa i cztery ofiary. Piątą była ranna kobieta w ciąży. Szczęśliwie, po zderzeniu wypadła przez przednia szybę. - Była policja, pogotowie i my. Reanimujemy tych ludzi tak jak ich porozrzucało, na środku trasy. A tu z naprzeciwka leci na nas ciężarowy jelcz. Na sygnał policjanta kierowca hamuje, ale auto staje w poprzek i sunie prosto na nas. Wtedy my tych rannych na nosze i chodu. Na szczęście ciężarówka tuż przed nami wpadła do rowu - relacjonuje Słupski.

Licznik śmierci

Dobre kilka lat temu ruszyła akcja Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych, aby oznaczać niebezpieczne miejsca jako "czarne punkty drogowe". Punkt w Załuskach zyskał dodatkowe oznakowanie, światła, nowy asfalt. Był nawet jasnowidz, który planował zakopać przy trasie przedmioty oddalające złą energię. Ostatecznie w Załuskach stanęła tablica ostrzegawcza. Znak nazywano potocznie "czarną czmudą" - to od nazwy firmy instalującej oznakowanie. Producent umieszczał na niej czarny krzyż, swoje logo "Czmuda" i statystykę - na początku było 17 ofiar. Ale ich liczba szybko rosła. Tablica w Załuskach stała się najbardziej przerażająca w województwie.

Mieszkaniec Załusek: - Więcej ich było. Ja pamiętam 24 ofiary śmiertelne i ponad 50 rannych - mówi.

- Nie 50, tylko 70 tam było - podpowiada mu kolega.

Obraz
© google maps | WP

Sam czarny punkt nie był specjalnie trudny dla kierowców. Najpierw długa prosta przez pola, a następnie łuk z drzewami na poboczu. - Kierowcy popełniali podobny błąd. Rozpoczynali długie wyprzedzanie, nie mieścili się na prostej i wchodzili w zakręt na lewym pasie - wspomina nidzicki policjant. - Po przebudowie drogi wydawało się, że już nic nie będzie się tam działo - dodaje.

Biskup wyciąga kropidło

Horror mieszkańców miał zakończyć się, kiedy zamiast w zakręt śmierci, samochody miały wyjechać na nową, prostą dwupasmówkę, z dala od drzew, kolein i zniczy. W 2015 roku ruszyła budowa, ale pech wcale się nie skończył. Niedługo po rozpoczęciu prac zginęła pasażerka motocykla. Ratując się przed wypadkiem, motocyklista próbował przejechać pod poziomą belką znaku drogowego. Zdołał się schylić, dziewczyna zmarła od uderzenia w głowę. Załuski znowu trafiły do kroniki drogowej.

W czerwcu 2017 roku na otwarcie 23-kilometrowej obwodnicy Nidzicy przybył biskup z Olsztyna. Poświęcił asfalt, przypomniał, że przejazd tym odcinkiem trasy był wyjątkowo niebezpieczny. Ze starego odcinka "siódemki" zdjęto ostrzegające oznakowanie. Ostatni wypadek pokazał, że klątwa Załusek nadal działa. Wyjaśnia to sołtys Zwierzchowska: - Teraz to droga powiatowa, całe odśnieżanie jedzie na nową ekspresową trasę. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia z ostatniego wypadku. Na jezdni był ubity śnieg. Przy pechu tego miejsca...

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wypadekpolicjawypadki drogowe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (162)