Znaki zapytania ws. porwanego Włocha
Włoskie ministerstwo spraw zagranicznych uruchomiło sztab kryzysowy oraz nawiązało wszystkie możliwe kontakty, by wyjaśnić sprawę porwania w Iraku włoskiego obywatela Salvatore Santoro.
16.12.2004 | aktual.: 16.12.2004 08:51
Sytuację utrudnia to, że od 40 lat mieszka on w Wielkiej Brytanii. Jedna z tamtejszych organizacji pozarządowych zdementowała podane wcześniej informacje, że 52-letni Santoro przebywał w Iraku jako jej wolontariusz.
Mnożą się znaki zapytania, dotyczące zarówno losu włoskiego zakładnika, jak i szczegółów jego wcześniejszego pobytu w Iraku. Według niektórych doniesień mógł on już zostać zabity przez terrorystów. Włoski wywiad sprawdza nadany w Internecie komunikat nieznanej grupy terrorystów , która twierdzi, że porwała Włocha.
Według pierwszych doniesień został on uprowadzony w rejonie Ramadi, w tak zwanym "trójkącie sunnickim".
Niewiele wiadomo o samym porwanym, co przyznał w wywiadzie dla radia RAI szef włoskiego MSZ Gianfranco Fini. Zdołano ustalić jedynie, że Santoro pochodzi z okolic Neapolu, ale od 1961 roku mieszka w Wielkiej Brytanii. Ma tylko obywatelstwo włoskie. Z rodziną we Włoszech nie utrzymywał regularnych kontaktów.
Początkowo informowano, że w Iraku przebywał jako wolontariusz brytyjskiej organizacji pozarządowej o nazwie Charity for England and Wales, ale później wiadomość ta została zdementowana przez samo stowarzyszenie charytatywne. Jak przyznał minister Fini "nikt nie znał Salvatore Santoro w Iraku i nie wiadomo dokładnie, co tam robił".
Santoro jest ósmym Włochem porwanym w Iraku. W kwietniu terroryści uprowadzili czterech ochroniarzy, a kilka dni później zabili jednego z nich. Pozostałych trzech uwolniły siły amerykańskie w czerwcu.
W sierpniu z rąk porywaczy zginął dziennikarz Enzo Baldoni. We wrześniu przez trzy tygodnie w niewoli przebywały dwie wolontariuszki Simona Pari i Simona Torretta. Zakładniczki zostały uwolnione przez porywaczy, prawdopodobnie dzięki okupowi, jaki został za nie zapłacony.
Sprawa Salvatore Santoro wydaje się, jak wynika z wypowiedzi przedstawicieli władz i ekspertów, bardzo trudna, przede wszystkim dlatego, że władze w Rzymie nic prawie nie wiedzą o kolejnym włoskim zakładniku.
Sylwia Wysocka