Zmień pogodę... pilotem
Pewnie wielu z nas, patrząc na ponurą jesienną aurę za oknem, marzy o słońcu. Na szczęście w XXI wieku nie trzeba się uciekać do pomocy szamanów zaklinających pogodę. Naukowcy nauczyli się już wywoływać deszcz i rozganiać chmury. Jeszcze trochę, a zaczną na zamówienie ciskać piorunami.
24.09.2004 | aktual.: 24.09.2004 11:03
Od zarania dziejów ludzkość próbowała najprzeróżniejszych metod sterowania pogodą. W pogańskich kulturach plemiennych, gdy nie pomagały błagalne modły i tańce w intencji nadejścia frontu niżowego, często składano krwawą ofiarę – na przykład ze zwierzęcia lub człowieka. W kulturze zachodniej nie stosowano tak makabrycznych metod, jednak silna była wiara, że ustawiona w oknie gromnica ochroni dom przed piorunami, a dźwięk kościelnych dzwonów wywoła deszcz. Sposób ten został zarzucony dopiero, gdy okazało się, że od uderzeń piorunów ginie coraz więcej dzwonników.
Sto lat temu do burzowych chmur strzelano z gigantycznych armat. Wstrzeliwano w nie dym, którego cząsteczki – jak sądzili ówcześni naukowcy – zapobiegały powstawaniu gradu. Niestety, po kilku gradobiciach stwierdzono, że metoda ta nie przynosi zamierzonych efektów.
Huragan nie do opanowania
Dopiero XX wiek przyniósł rewolucję w sterowaniu pogodą. W 1946 r. amerykański naukowiec Vincent Schaefer wrzucił do komory powietrznej z parą kawałki zestalonego dwutlenku węgla, czyli tak zwanego zimnego lodu. Ze zdumieniem stwierdził, że powstały w niej kryształki lodu, takie jak w chmurach. Analizując to, Schaefer stwierdził, że gdyby udało się „zagęszczać” chmury takimi kryształkami, można by w ten sposób wywoływać opady. Potwierdził jeszcze tego samego roku, rozsiewając w chmurach nad stanem Massachusetts kilka kilogramów suchego lodu. Skończyło się to opadami śniegu.
Rok później dr Irwin Langmuir, szef amerykańskiego programu naukowego „Cirrus”, wzniósł się nad huragan pustoszący stan Georgia i rozpylił kilkadziesiąt kilogramów suchego lodu. Chciał w ten sposób osłabić siłę żywiołu, a doprowadził do tragedii. Potężna trąba powietrzna zamiast zniknąć, skręciła wprost na miasto Savannah i zniszczyła je, zabijając jedną osobę. Po tym wypadku zaprzestano eksperymentów z huraganami.
Atmosfera podgrzewana w mikrofalówce?
W latach 80-tych naukowcy zauważyli, że wystarczy rozpylić w chmurze dowolną higroskopijną substancję, na przykład przyciągający wilgoć pył, a ciężki ładunek opadnie na ziemię w postaci deszczu. Ale podobną metodę stosowano już wcześniej, po cichu, do celów wojskowych. W czasie wojny wietnamskiej amerykańskie samoloty rozpylały nad szlakami zapatrzenia wojsko północnowietnamskich jodek srebra, substancję która wywoływała intensywne opady deszczu.
Armia USA od dawna analizuje pogodę pod kątem wykorzystania jej w działaniach wojennych. W ośrodku HAARP (High Frequency Active Auroral Research Program) w Gakona na Alasce sztab naukowców zawiaduje siecią nadajników radiowych olbrzymiej mocy. Według oficjalnych doniesień HAARP prowadzi między innymi badania jonosfery, jednak niektórzy naukowcy zwracają uwagę na fakt, że dysponując mocą nadajników ośrodka można nie tylko badać pogodę, ale również ją zmieniać. Falami elektromagnetycznymi o odpowiedniej częstotliwości wystarczy rozgrzać na przykład chmurę pyłu rozsianego w górnych warstwach atmosfery. Zupełnie jak w gigantycznej mikrofalówce. A stąd już tylko krok do sterowania masami powietrza, chmurami, a nawet huraganami.
Rezolucja przyjęta w 1976 r. przez Zgromadzenie Ogólne ONZ zakazywała modyfikowania pogody dla celów militarnych. Naukowcom pozwolono jedynie „bawić się” klimatem w pokojowych celach. O tym, że ta zabawa nadal trwa, świadczą ostatnie doniesienia.
Po szczególnie dotkliwej suszy w 1998 r. rząd Malezji przeprowadził akcję wywoływania deszczu przez rozpylanie z samolotów higroskopijnych substancji. Z takiego sposobu korzystają także amerykańscy farmerzy. Władze niektórych stanów na wypadek suszy trzymają w pogotowiu samoloty z ładunkiem jodku srebra.
Żelem w tajfun
Na życzenie można nie tylko wywołać deszcz, ale również – jak zapewnia amerykańska firma Dyn-O-Mat – zatrzymać opady. W 2001 r. zaprezentowała swój wynalazek do opanowywania deszczowych chmur – specjalną substancję, której każda cząstka potrafi związać w żel 2 tys. razy więcej wody niż sama waży. Nazwano ją Dyn-O-Gel. Test jej skuteczności przeprowadzono nad Miami. Samolot rozpylił ładunek Dyn-O-Gelu nad czarną burzową chmurą, obserwowaną równocześnie przez grupę naukowców na ekranach radarów pobliskiego lotniska. Obsługa wieży kontroli lotów stwierdziła, że chmura po prostu znikła im z ekranów – relacjonował potem na łamach magazynu „New Scientist” Peter Cordiani, szef Dyn-O-Mat.
Jak wyjaśnił, nasiąknięte wodą drobinki żelu spadają na ziemię, jednak nie stwarzają zagrożenia ani dla ludzi, ani dla środowiska, ponieważ żel ulega szybkiej biodegradacji. Cordiani liczy na zainteresowanie tym wynalazkiem rządu USA, tym bardziej, że Dyn-O-Gel prawdopodobnie pozwoli również na opanowywanie huraganów i tajfunów, szczególnie dotkliwych dla mieszkańców Stanów Zjednoczonych w ostatnich czasach. Pod warunkiem, że znajdzie się pilot na tyle odważny, by w burzowej chmurze tajfunu rozpylić proszek. Nie ma też pewności, że pomysł ten nie skończy się jak próba ujarzmienia huraganu w 1947 r.
Zabawa pogodą, choć nadal droga, jest popularna. Nie było dla nikogo tajemnicą, dlaczego w Związku Radzieckim, w czasie ważnych świąt państwowych, niebo nad Moskwą pozostawało bezchmurne. Przed ostatnią rocznicą zakończenia II wojny światowej media zastanawiały się, czy rosyjskie samoloty, jak niegdyś, rozpylą nad miastem chemikalia rozpraszające chmury. 9 maja prezydent Putin przyjmował defiladę wojskową w pełnym słońcu. Pogoda znowu dopisała.
Mariusz Nowik