Zmiany ws. tarczy antyrakietowej - co to oznacza dla Polski?
Eksperci twierdzą, że podyktowane rosnącym zagrożeniem ze strony Korei Płn. zmiany w systemie obrony przeciwrakietowej USA są neutralne dla Polski. Jednak mogą one stawiać Polskę w niewygodnej pozycji, budząc obawy o kolejne zmiany w czasach cięć budżetowych.
22.03.2013 | aktual.: 22.03.2013 12:12
Pentagon poinformował 15 marca, że Stany Zjednoczone rezygnują z ostatniego planowanego w Europie czwartego etapu tarczy przeciwrakietowej, którego przynajmniej część pocisków przechwytujących miała znaleźć się w Polsce. Zarówno Departament Stanu jak i resort obrony USA zapewniły jednak, że nie zmieniają się zobowiązanie USA do budowy systemu obrony przeciwrakietowej w Europie, w ramach którego Polska będzie mieć bazę w Redzikowie.
Te zmiany pozwolą na przesunięcie środków na obronę przeciwko Korei Płn. USA planują w tym celu umieszczenie do roku 2017 na Alasce 14 dodatkowych pocisków przechwytujących co zwiększy ich liczbę w tym regionie do 40.
Bez wpływu na Polskę
Rezygnacja z czwartego etapu nie pociąga za sobą bezpośrednich konsekwencji dla obrony Polski. Celem tych zaawansowanych nieistniejących jeszcze przeciwrakiet (SM-3 block IIB) było bowiem zapewnienie obrony USA przed rakietami dalekiego zasięgu z Iranu.
- Myślę, że to (anulowanie) nie będzie mieć prawie żadnego wpływu na obecność wojskową USA w Polsce - powiedział ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego, profesor Sean Kay z Uniwersytetu Ohio Wesleyan. Podkreślił, że dla Polski najważniejsze było zapewnienie odpowiedniej amerykańskiej obecności wojskowej w kraju (np. w postaci baterii Patriot), która towarzyszy planom obrony przeciwrakietowej. - Nowa architektura przeciwrakietowa naprawdę to zaangażowanie potwierdza - podkreślił.
Czwarty etap europejskiej obrony przeciwrakietowej był na razie bardziej konceptualny i być może nigdy by nie powstał - przekonuje analityk. Decyzja o jego likwidacji ma więc sens, bo "nic nie kosztuje naszych sojuszników i nie zmienia zdolności, na których zależy Polsce".
Także były dyrektor Agencji Obrony Przeciwrakietowej (Missile Defense Agency) Patrick O'Reilly powiedział podczas konferencji zorganizowanej przez Radę Atlantycką (Atlantic Council), że "z technicznego punktu widzenia" przejście z trzeciej fazy do czwartej nie pociągało za sobą wielkich różnic w obecności wojskowej USA". - Nie myślę, że byłyby różnice w liczbie personelu - dodał.
Co dalej?
Ale jak zauważył Eric Edelman, były ambasador i wiceminister obrony w administracji prezydenta George'a W. Busha, anulowanie czwartego etapu projektu obrony przeciwrakietowej stawia sojuszników, w tym Polskę, w "niewygodnej sytuacji, bo nie wiedzą, co zostanie anulowane w następnej kolejności". - Ciągle wprowadzamy jakieś zmiany w programie obrony przeciwrakietowej, po tym jak nasi sojusznicy podjęli trudne polityczne zobowiązania, by wesprzeć ten projekt - zauważył.
USA już 17 września 2009 roku ogłosiły znaczne zmiany w stosunku do wyjściowego projektu tarczy rakietowej, jaki administracja Busha uzgodniła z Polską i Czechami. W Polsce krytykowano sposób, w jaki zmiany zostały ogłoszone, niemal bez uprzedzenia i na dodatek w dniu rocznicy napaści ZSRR na Polskę. Tym razem, zanim Pentagon ogłosił zmiany, sekretarz stanu John Kerry zadzwonił do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. - Jak rozumiem Polacy zarówno w Waszyngtonie, jak i Warszawie byli konsultowani na długo wcześniej i z moich własnych rozmów z nimi wnioskuję, że wszytko jest w porządku. Rozumieją naszą decyzję - powiedziała była podsekretarz stanu ds. międzynarodowego bezpieczeństwa i kontroli zbrojeń Ellen Tauscher, która też uczestniczyła w konferencji w Radzie Atlantyckiej. Zapewniła też o zobowiązaniu USA do budowy obrony przeciwrakietowej w Europie i przywiązaniu do art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego o wzajemnej obronie sojuszników w NATO.
- Nie obchodzi mnie to, ile było tym razem konsultacji. Moim zdaniem jest cena do zapłacenia za te ciągłe zmiany - polemizuje z nią Edelman.
Przyczyny zmian
Minister obrony USA Chuck Hagel zapewnił, że decyzję o zmianach w systemie obrony przeciwrakietowej podjęto w rezultacie rosnącego zagrożenia ze strony Iranu i szczególnie Korei Północnej, która w lutym dokonała trzeciej próby nuklearnej, a w grudniu przy pomocy swej rakiety umieściła satelitę na orbicie okołoziemskiej.
Eksperci wskazują też na przyczyny finansowe ostatniej decyzji: USA zmuszone są szukać oszczędności, by walczyć z ogromnym zadłużeniem. - Decyzja była sfinalizowana w piątek (15 marca), ale została podjęta przez Kongres, gdy w negocjacjach budżetowych zredukował fundusze (na czwarty etap projektu) - wskazała Tauscher.
W Kongresie USA już wcześniej pojawiały się głosy nieprzychylne wydatkom na te części systemu obrony przeciwrakietowej, które nie chronią bezpośrednio Ameryki. Tymczasem trzy pierwsze fazy budowanej w Europie tarczy są głównie nastawione na obronę Europy i jedynie czwarty etap, "miał być łącznikiem obrony Europy i USA" - przypomniał Edelman. - Teraz nie będzie żadnego związku i to może być problem w zapewnieniu trwałego poparcia w Kongresie. Obawiam się, że stworzy to potencjalne napięcia w transatlantyckiej wspólnocie - zaznaczył.
Reakcja Rosji
Inny problem to reakcja Rosji, która dotąd ostro krytykowała plany obrony przeciwrakietowej jako zagrożenie dla swego bezpieczeństwa. Prasa rosyjska, a także "New York Times" spekulowały, że rezygnacja przez USA z ostatniego planowanego w Europie etapu tarczy przeciwrakietowej może otworzyć drogę do współpracy Waszyngtonu z Moskwą np. w zakresie redukcji arsenałów nuklearnych.
- Boję się, że Rosjanie ocenią to jako nasze ustępstwo w obronie przeciwrakietowej i wskazówkę do dalszych negocjacji w rozmowach o redukcji arsenału broni strategicznej. Będą sprawdzać, czy są inne sposoby, by ograniczyć amerykańską obronę przeciwrakietową - zauważył Edelman.
Przedstawiciele Pentagonu zapewniają jednak, że rosyjskie zastrzeżenia nie odegrały żadnej roli w decyzji dotyczącej zmian w programie obrony przeciwrakietowej.
- Uważam, że w żadnym stopniu Ameryka nie wprowadza zmian, by uspokoić obawy Rosji. To polityka oparta na dostosowaniu technologii i strategii do relatywnych zagrożeń - powiedział prof. Kay, określając rosyjskie obawy jako nierealistyczne. - Ale jeśli te zmiany dają nadzieję na lepsze relacje z Moskwą, to zdecydowanie jest to coś dobrego i dla USA, i dla Polski, i dla NATO. Zwłaszcza, jeśli doprowadzi to do zwiększenia presji Rosji na Iran - dodał.