Zmarł znany kompozytor muzyki filmowej Marvin Hamlisch
Amerykański kompozytor Marvin Hamlisch, wielokrotnie nagradzany autor muzyki filmowej, m.in. do "Żądła", "Wyboru Zofii" czy "Szpiega, który mnie kochał", zmarł w Los Angeles. Miał 68 lat.
Hamlisch zmarł po krótkiej i ciężkiej chorobie - poinformował rzecznik rodziny Jason Lee.
Kompozytor, który pochodził z rodziny żydowskiej przybyłej do USA z Wiednia, stworzył muzykę do ponad 40 filmów, w tym wielu klasyków, dzięki którym na trwałe zapisał się w historii kinematografii.
Lista filmów, które zilustrował swoją muzyką, obejmuje m.in. melodramat "Wybór Zofii" z Meryl Streep w roli głównej, komedię kryminalną "Żądło" z Robertem Redfordem i Paulem Newmanem, komediodramat "Frankie i Johnny", film o agencie Jej Królewskiej Mości Jamesie Bondzie "Szpieg, który mnie kochał" czy dramat "Zwyczajni ludzie" w reż. Roberta Redforda.
Zdobył wszystkie znaczące nagrody w swojej branży, w tym trzy Oscary (za muzykę i piosenkę do "Tacy byliśmy" oraz za muzykę do "Żądła"), trzy nagrody Emmy, po jednej nagrodzie Tony i Grammy oraz dwa Złote Globy. Wielokrotnie był do tych nagród nominowany.
Jest jedną z dwóch osób - obok kompozytora Richarda Rodgersa - która zdobyła Emmy, Grammy, Oscara, Tony oraz Pulitzera (te dwie ostatnie nagrody za muzykę do musicalu "Chór" z 1975 roku).
Ostatnio pracował nad muzyką do filmu biograficznego o Liberace, amerykańskim artyście estradowym polsko-włoskiego pochodzenia, znanym z ekstrawaganckich strojów i zamiłowania do kiczu.
Przez wiele lat współpracował z Barbrą Streisand, która wraz z nim dostała Oscara za utwór "The way we were" (Tacy byliśmy) z filmu o tym samym tytule.
Marvin Hamlisch był głównym dyrygentem kilku orkiestr symfonicznych w USA realizującym lekki repertuar; miał dyrygować nowojorskimi filharmonikami podczas najbliższego koncertu noworocznego.
Zaledwie przed miesiącem wypowiedział się na łamach "New York Timesa" o swoim stosunku do własnej twórczości i recenzji krytyków. - Nie należę do tych, którzy twierdzą, że nie czytają recenzji swoich dzieł (...). Moje utwory są dla mnie jak własne dzieci. I kiedy czytam ich recenzje, czuję się tak, jakbym zrobił zdjęcie swojemu nowo narodzonemu dziecku, pokazał je znajomemu, a on na to: "Oceniam na tróję". Tak właśnie to działa - mówił.