Zmarł mężczyzna, poparzony w pożarze baru w Czeladzi
W Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach
Śląskich zmarł 26-latek, ciężko poparzony w środowym pożarze baru
piwnego w Czeladzi (Śląskie) - podała policja. Pożar
wzniecił 33-letni klient baru, który po sprzeczce z kompanami
wylał i podpalił benzynę. Zatrzymała go policja, prokuratura zamierza postawić mu zarzuty.
12.01.2006 | aktual.: 12.01.2006 14:18
W szpitalach przebywa jeszcze siedem poszkodowanych w pożarze osób - powiedziała rzeczniczka będzińskiej policji, Monika Francikowska. Stan trzech z nich, leczonych w siemianowickiej "oparzeniówce" jest - jak oceniają lekarze - poważny.
W siemianowickim szpitalu przebywa 18-letnia dziewczyna oraz dwaj mężczyźni w wieku 23 i 53 lat. Mają poparzenia zewnętrzne, u części z nich lekarze podejrzewają również oparzenie dróg oddechowych. Taka diagnoza zawsze czyni leczenie trudniejszym.
Pozostali poszkodowani są w szpitalach w Czeladzi i Dąbrowie Górniczej, a 6-letnia, podtruta dymem dziewczynka - w szpitalu dziecięcym w Sosnowcu. Pozostałe osoby, którym po pożarze udzielono pomocy medycznej, są już w domach.
Policja prowadzi śledztwo w sprawie pożaru w barze "Biały Domek". U mężczyzny, który rozlał i podpalił benzynę, badanie trzeźwości wykazało 2,63 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Przed oficjalnym przesłuchaniem podpalacz musi wytrzeźwieć w policyjnym areszcie.
Jak poinformował szef Prokuratury Rejonowej w Będzinie, Marek Marzec, podpalaczowi postawione zostaną dwa zarzuty: zabójstwa człowieka oraz sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób, którego następstwem była śmierć człowieka. Grozić za to może nawet kara dożywocia.
Przy kwalifikacji czynu ważny był tu zamiar mężczyzny. Podczas podpalania wylanej benzyny miał on powiedzieć coś w rodzaju: "A teraz się módlcie" albo "Teraz pójdziecie do Boga". Zamiar jest tu więc jednoznaczny - powiedział prok. Marzec.
Gdy w niewielkim barze (o wymiarach 8 na 8 metrów) wybuchł pożar, wewnątrz było kilkanaście osób. Płomienie bardzo szybko objęły cały bar. Początkowo ogień objął centralną część baru wraz z ladą, potem dalszą część pomieszczenia. Klienci zaczęli uciekać, niektórzy próbowali gasić pożar.
Pięć osób, w tym dziecko, opuściło lokal przed przybyciem zastępów straży pożarnej. Czterech mężczyzn strażacy wyprowadzili z należącej do baru piwniczki, dwóch innych, którzy nie byli już w stanie wyjść o własnych siłach, wynieśli z głównej sali na parterze. Ogółem do szpitali trafiło początkowo 12 osób, kilku innym udzielono pomocy na miejscu.
Spaliło się całe wyposażenie baru, podwieszany sufit i plastikowe okna. Według Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Śląskiego, straty oszacowano na ok. 40 tys. zł.