Zmarł drugi ratownik zasypany przez lawinę
Pod lawiną w Karkonoszach zginęło dwóch ratowników GOPR. Do wypadku doszło w Kotle Małego Stawu, w żlebie slalomowym. Najprawdopodobniej mężczyźyni zjeżdzali tam na nartach.
08.02.2005 | aktual.: 08.02.2005 19:27
Lawina zeszła ok. godz. 11.30. Zdarzenie widziało kilka osób. Zasypanych namierzono bardzo szybko dzięki specjalnym nadajnikom, popularnie nazywanych "pipsami".
Lawina miała ok. 250 metrów, grubość pokrywy śniegu wynosiła ponad 8 metrów. Pierwszego z mężczyzn odkopano dopiero po ok. 2 godzinach. Natychmiast śmigłowiec odtransportował go do Jeleniej Góry.
Drugi ratownik odkopany został kilkadziesiąt minut później. Zabrał go czeski śmigłowiec do szpitala w Hradec Kralowe. Mimo akcji reanimacyjnej lekarze nie zdołali uratować ofiar. Mężczyźni byli bardzo wyziębieni. Za długo leżeli pod śniegiem.
Okoliczności wypadku bada zarówno specjalna komisja GOPR, jak i prokuratura. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że obaj mieli we wtorek dyżur patrolowy i powinni sprawdzać sytuację na szlakach. Tymczasem lawina porwała ich w żlebie slalomowym, terenie zamkniętym dla turystyki.
Maciej Abramowicz, naczelnik Karkonoskiej Grupy GOPR powiedział, że trwa przesłuchiwanie świadków zdarzenia. Niektórzy wcześniej twierdzili, że ratownicy w żlebie zjeżdżali na nartach. Bez względu jednak na to, czy uprawiali narciarstwo, czy też po prostu tamtędy szli, na pewno w tym miejscu nie powinno ich być.
Zdaniem Andrzeja Brzezińskiego, doświadczonego ratownika GOPR, śnieg został podcięty. Tylko w ten sposób przy pierwszym stopniu zagrożenia mogła zejść lawina.