Zmarł drugi ratownik zasypany przez lawinę
Pod lawiną w Karkonoszach zginęło dwóch ratowników GOPR. Do wypadku doszło w Kotle Małego Stawu, w żlebie slalomowym. Najprawdopodobniej mężczyźyni zjeżdzali tam na nartach.
Lawina zeszła ok. godz. 11.30. Zdarzenie widziało kilka osób. Zasypanych namierzono bardzo szybko dzięki specjalnym nadajnikom, popularnie nazywanych "pipsami".
Lawina miała ok. 250 metrów, grubość pokrywy śniegu wynosiła ponad 8 metrów. Pierwszego z mężczyzn odkopano dopiero po ok. 2 godzinach. Natychmiast śmigłowiec odtransportował go do Jeleniej Góry.
Drugi ratownik odkopany został kilkadziesiąt minut później. Zabrał go czeski śmigłowiec do szpitala w Hradec Kralowe. Mimo akcji reanimacyjnej lekarze nie zdołali uratować ofiar. Mężczyźni byli bardzo wyziębieni. Za długo leżeli pod śniegiem.
Okoliczności wypadku bada zarówno specjalna komisja GOPR, jak i prokuratura. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że obaj mieli we wtorek dyżur patrolowy i powinni sprawdzać sytuację na szlakach. Tymczasem lawina porwała ich w żlebie slalomowym, terenie zamkniętym dla turystyki.
Maciej Abramowicz, naczelnik Karkonoskiej Grupy GOPR powiedział, że trwa przesłuchiwanie świadków zdarzenia. Niektórzy wcześniej twierdzili, że ratownicy w żlebie zjeżdżali na nartach. Bez względu jednak na to, czy uprawiali narciarstwo, czy też po prostu tamtędy szli, na pewno w tym miejscu nie powinno ich być.
Zdaniem Andrzeja Brzezińskiego, doświadczonego ratownika GOPR, śnieg został podcięty. Tylko w ten sposób przy pierwszym stopniu zagrożenia mogła zejść lawina.