Węgiel leży tu nawet pół metra pod ziemią. Cena? Więcej niż promocyjna. Tona z biedaszybu kosztuje 600 zł. - To jest nasza walka o przeżycie. Patrole są, są strażnicy, wyłapują ludzi, ale ten obszar jest ogromny, nie do ogarnięcia – mówi Roman Janiszek, guru wałbrzyskich biedaszybników.
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Czujesz? - pytam Tomasza Sakowskiego, inspektora Straży Miejskiej. W powietrzu unosi się lekki zapach dogasającego ogniska. - To znaczy, że mogli kopać ostatniej nocy – mówi Sakowski.
Z miejsca, w którym stoimy, do wałbrzyskiego rynku jest w linii prostej jedynie 2,5 kilometra. Szybko znajdujemy wykopaną w ziemi dziuplę. W środku sama glina. To próbny wykop, kopacze nic tu nie odkryli i poszli dalej. Oni szukają węgla, a my - biedaszybów, których odrodzenie wieszczył na początku czerwca Donald Tusk.
- Gospodarze w Wałbrzychu informowali mnie, że wraca być może czas - i to na dużą skalę - biedaszybów. Nie muszę tłumaczyć, co to słowo "biedaszyb" oznacza. To, że węgiel być może będzie pochodził z biedaszybów, jest chyba najbardziej dramatyczną recenzją tego stanu rzeczy - mówił przewodniczący Platformy Obywatelskiej. "Ten stan rzeczy" to brak węgla w Polsce z powodu embarga na rosyjski surowiec i perspektywa, że gdy w końcu się pojawi, to po wysokich cenach.
Wczoraj zasypywaliśmy doły, dziś znów mamy dziurę
Czy do Wałbrzycha rzeczywiście wróci symbol ubóstwa i bezwzględnej transformacji lat 90. ubiegłego wieku? Nie musi wracać, bo biedaszyby w drugim największym mieście Dolnego Śląska są niezmiennie obecne. Fakt, do niedawna skala jest już nie taka jak wtedy. Jak wynika ze statystyk Nadleśnictwa Wałbrzych, jeszcze w 2016 roku funkcjonariusze Straży Leśnej zlokalizowali w lasach 46 biedaszybów, rok później - dziesięć, w 2018 roku - siedem, a w 2019 - dwa. Koszt zasypywania i likwidacji dziur ponosi nadleśnictwo. W latach 2012-2015 wydano na to łącznie ponad 142 tys. zł.
Wspólne patrole wałbrzyskiej Straży Miejskiej, policji i leśników zaczęły się 15 lat temu, gdy problem był największy. Wyjazdy w teren organizowano każdego dnia i zjawisko stało się marginalne. W ostatnich miesiącach okryto jednak trzy nowe miejsca, a pojawiają się kolejne.
- Dlatego ważny jest monitoring terenów, w których kopano, a potem przestano. Sprawdzamy, czy coś nowego się nie pojawiło - mówi strażnik miejski Tomasz Sakowski. Dziś będziemy sprawdzać opuszczone ogródki działkowe. Wystarczy zjechać z drogi głównej i przejechać kilkaset metrów przez łąki.
Przechodzimy przez gęste zarośla. Dalej teren jest świeżo wyrównany przez koparkę, widać jeszcze ślady opon. - Zasypywaliśmy kilka dni temu. O, a tu mamy coś nowego – wskazuje inspektor.
Przed nami dziura o głębokości jakichś dwóch metrów. Widać warstwy – glina, kamień, znów glina i pokłady węgla. Strażnik odnotowuje odkrycie, teren będzie zabezpieczony. Strażnicy spróbują też odszukać kopaczy.
Idziemy dalej. Na kolejnym opuszczonym kwartale kolejna wykopana dziupla. W środku sama glina. To próbny wykop, kopacze nie odkryli węgla i poszli dalej.
Kolejny fragmenty byłych ogródków działkowych. Za płotem niewielki domek, szklarnia, porzucony dziecięcy traktorek. Stąd widać już blok mieszkalny.
- Tutaj wczoraj zasypywaliśmy doły, dziś znów mamy dziurę. To dobre złoże. Kopacze wykorzystują moment, gdy ziemia nie jest jeszcze zbita, łatwiej ponownie wykopać. Cóż, trzeba znowu zamawiać koparkę - mówi strażnik.
- Dwie świeże dziuple odkryte w krótkim czasie. Znaczy: jest problem z biedaszybami?
- Jest, ale taki, jak w przeszłości. To jest margines. Gdy zaczynaliśmy pracę, to w jednym miejscu działało po stu kopaczy. Biedaszyby były też o wiele głębsze, z korytarzami. Takich już dawno nie widziałem. Kiedyś pracowali przy nich byli górnicy. Oni mieli pojęcie o robocie, dziury były obudowane. Schodząc do środka, czułem się bezpiecznie. Tutaj nie było żadnych zabezpieczeń.
- Dlaczego jeszcze kopią?
- Ci, których złapiemy, tłumaczą się względami ekonomicznymi. Niektórzy mają pracę, ale chcą dorobić. Niektórzy nie chcą iść do normalnej pracy, bo wolą tu przyjść. Wolą też wypić, a po alkoholu do normalnej pracy nie pójdą. Tutaj owszem.
- Ale mogą zostać złapani.
- My mamy swoje sposoby, ale i oni też. Kiedyś mieli nawet czujki pod komisariatem. Widzieli, że wyjeżdżamy, to dzwonili do swoich i ostrzegali. Jeździli też za nami. Za starych czasów potrafili zostawić na drogach deski z gwoździami, żebyśmy nie przejechali. Straszyli też operatorów koparki, którzy zasypywali doły.
- Będzie dużo pracy jesienią i zimą?
- Trzymamy rękę na pulsie, żeby to się nie rozwinęło do wcześniejszych rozmiarów. Ale czasy są trudne. W tej sprawie planowane jest spotkanie przedstawicieli miasta, Straży Leśnej oraz komendantów Straży Miejskiej i policji – odpowiada.
Sonda, schodki, wnęki ratunkowe
Węgiel w Wałbrzychu wydobywa się od połowy XIV wieku, zachowały się dokumenty z 1366 roku. W 1805 działały tu 54 kopalnie. Prawie cały XX wiek to intensywna eksploatacja złóż węgla - aż do lat 90., gdy z powodu nieopłacalności wydobycia surowca przemysł górniczy w Wałbrzychu zlikwidowano. Ale płytkie pokłady powstałe 300 mln lat temu pozostały, co dało biedaszybnikom źródło utrzymania.
Cena dobrej jakości węgla z biedaszybów - sprzedawanego w dziuplach - to 30 złotych za 50-kilogramowy worek, gorszej – 25 zł. Wychodzi 500-600 złotych za tonę. Kilka razy mniej niż w składzie węgla.
- Ostatnio dziupli było mniej, bo było mniejsze zapotrzebowanie. Ale ten węgiel tam jest i będzie wydobywany. Już widać, jaka jest sytuacja, jak wszystko drożeje. Jak węgiel skoczy do trzech tysięcy za tonę, to jak ktoś z emeryturą tysiąc pięćset go kupi? Niektórzy przeszli na grzanie gazowe, ale też dostaną po dupie. Na szczęście, część zostawiła sobie piece kaflowe, to wrzuci trochę węgla i jest ciepło. Zamówienia ruszą - uważa Roman Janiszek, były górnik i kopacz w biedaszybach.
W wałbrzyskich kopalniach pracował od stanu wojennego do 1992 roku. Wtedy na 135 tys. mieszkańców miasta (obecnie jest ich 110 tys.) w górnictwie pracowało ponad 20 tys. osób. Po zamknięciu kopalni Janiszek tułał się za granicą, chwytał różnych zajęć, wreszcie wylądował pod mostem. W 2001 roku kolega zaproponował mu pracę w biedaszybie. Dniówka na start: 50 złotych. A że miał doświadczenie w górnictwie, stawka szybko wzrosła do stu złotych. Teraz w biedaszybach kopie sporadycznie - "jak jest zamówienie". Ostatni raz w lutym tego roku.
Rozmawiamy w mieszkaniu 60-latka w centrum Wałbrzycha. Meble w dużym pokoju zastawione pamiątkami związanymi z górnictwem. To głównie okolicznościowe kufle – najbardziej symboliczny jest ten w kształcie trumny. Ściany obwieszone obrazami. Motyw przewodni: biedaszyby. Biedaszyby latem, jesienią i zimą. Jest anioł czuwający nad biedaszybami. Są biedaszyby podczas protestu. Obok płaskorzeźba z wizerunkiem papieża Jana Pawła II, a przy nim obraz kopacza – samego Romana Janiszka. On też zerka ze ściany naprzeciwko. Janiszek w galowej górniczej czapce opierający brodę o kilof wykorzystywany w biedaszybach. Po lewej stronie malowidło z zamyślonym staruszkiem otoczonym górniczymi symbolami. Twarz miała być Janiszka, ale niemiecka artystka, która malowała, się nie spisała – zgubiła przesłane przez mężczyznę zdjęcie.
Kolejna ściana wyklejona certyfikatami, dyplomami i zdjęciami Romana Janiszka z artystami: Pawłem Królikowskim, Marcinem Dańcem, Ryszardem Rynkowskim. Niżej wycinki z gazet. Z cyklu "Pozytywnie zakręceni" artykuł "Z kopalni na ekran". To o Janiszku, który "kiedyś zarabiał na chleb, pracując w biedaszybach, teraz jego pasją stał się film".
Tekst opisuje, jak wałbrzyszanin dokumentował pracę biedaszybników, czym zwrócił na siebie uwagę filmowców. Finałem współpracy jest film, który stworzył z Tomaszem Wiszniewskim, byłym asystentem Romana Polańskiego. W 2004 roku wyemitowała go Telewizja Polska.
- Praca na kopalni a w biedaszybach? Ta pierwsza to BHP, planowanie wydobycia, kontrola metaniarzy i metalowe obudowy. W tej drugiej zabezpieczenia z drewna i worków z gliną. W kopalni były taśmociągi, w biedaszybach - plecy robotników. Zdarzały się też napady na biedaszyby, ekipy spoza Wałbrzycha wymuszały haracze. My mieliśmy taką drużynę, że raz jak przyjechali, to dostali wpier***, ich golfa wrzuciliśmy do potężnej dziury i już mieliśmy spokój - opowiada.
W biedaszybach, tak jak i w kopalniach, obowiązuje hierarchia. - Swego czasu w dziuplach pracowało nawet 3 tysiące osób, musieli być sztygarzy, przodowi i zwykli górnicy, jakaś organizacja – zdradza Janiszek.
Przy budowie biedaszybów najpierw robi się sondę. To calowa rurka wbijana na głębokość poniżej 1,3 metra. Po jej wyciągnięciu wiadomo, co jest w ziemi. Gdy kopacze oceniają, czy jest szansa na węgiel, rozkopują dwa metry terenu, budują schodki, wnęki ratunkowe i chodniki, od 80 cm do nawet 3 metrów wysokości. Jest niebezpiecznie.
- Uratowałem dwóch kolegów. "Siwy" był w dziupli pionowej, zobaczyłem, że zaczęła się sypać ziemia. W ostatniej chwili zrzuciłem na niego baniak, ziemia w moment go obsypała, ale baniak na głowie dał mu dostęp do powietrza. Sam wychowywał dwoje dzieci, do dziś, jak mnie gdzieś zobaczy, dziękuje za życie - wspomina Roman.
O górnictwie i biedaszybach może mówić godzinami. Cały czas wtrąca dygresje. Pokazuje zdjęcia sprzed 15 lat. Na nich umorusani mężczyźni, kilofy, sita, ogniska.
- Koledzy już w tym nie robią, poszli w budowlankę. No ale jak ktoś dzwoni, żeby przywieźć 20 worków, to się czasem idzie. Ja tym żyję, ja tego nie rzuciłem.
- Nie obawia się pan o tym mówić pod nazwiskiem?
- Mnie to koło dupy lata. To jest nasza prawda. To jest nasza walka o przeżycie. Patrole są, są strażnicy, wyłapują ludzi, ale ten obszar jest ogromny, nie do ogarnięcia – mówi.
Do emerytury brakuje mu jeszcze pięć lat. Niechętnie mówi, z czego żyje. Wspomina o filmach, które kręci na weselach, o zbieraniu złomu i pieniądzach z MOPS. Tu podaje kwotę: 2 złote na dzień.
Gdy pytam o wypowiedź Donalda Tuska o biedaszybach, wzdryga się, a potem wyrzuca litanię przekleństw. Recenzuje szefa PO: "złodziej", "sprzedał Polskę Niemcom", "niszczy Polskę". Chwali za to Andrzeja Leppera, bo "gdy rządził w Ministerstwie Rolnictwa, odwiedził kopaczy".
O złodziejach pan Roman mówi raz jeszcze po kilku minutach. Tak określa samych biedaszybników, bo przecież "wszystko, co po ziemią, należy do państwa, więc to kradzież mienia państwowego".
- Pytanie, kto kogo okrada – zastanawia się inny były górnik, z którym rozmawiam w Wałbrzychu. To mężczyzna po 60. Zaznacza, że nigdy nie pracował w biedaszybach.
- Jeśli państwo nie wywiązuje się ze swoich podstawowych zadań, czyli dostarczenia ludziom źródeł energii w akceptowalnej cenie, jeśli zaniedbywało przez lata sprawy energetyki, to de facto samo zmusza do kradzieży. Do tego drożyzna może spowodować, że więcej ludzi będzie chciało sobie dorobić w biedaszybach - prognozuje.
Palestyna do wyburzenia
Niedaleko centrum znajduje się dzielnica Sobięcin. Kiedyś zamieszkiwali ją sami górnicy z rodzinami. Po likwidacji kopalń owiana złą sławą strefa biedy. Powoli się zmienia, właśnie trwa remont głównej drogi. Zmiana oznacza też wyburzenia budynków w najgorszym stanie. Miasto nie zdecydowało się na ich remont, bo ten jest całkowicie nieopłacalny, lepiej wykwaterować mieszkańców do innych części Wałbrzycha. Znika Palestyna, czyli część Sobięcina przy ulicach Wschodniej, Średniej i św. Barbary. Nazwę temu miejscu nadali Żydzi, którzy osiedlili się tu po wojnie.
- Cała Palestyna jest do wyburzenia i staramy się powoli, w miarę możliwości opróżniać kolejne budynki. Oczywiście, nie damy rady opróżnić 250 mieszkań szybko. Bardzo wiele budynków jest tam kompletnie zniszczonych, a zaległości z czynszem mieszkańców również są bardzo duże. To, co tam się dzieje, wymaga tylko takiego rozwiązania - mówił mieszkańcom prezydent Roman Szełemej, gdy w 2016 roku ogłaszał swoje plany.
Stoimy w miejscu, w którym jeszcze tydzień temu stał kilkukondygnacyjny budynek. Teraz to równy plac. Wokół kamienica z odpadającym tynkiem, ale przykryta nowym dachem, dwupiętrowy brudnobiały blok i ciąg zaniedbanych budynków mieszkalnych. Tu gdzieś rozwieszone pranie, rzucone drewno, stary czerwony kiosk i dwie zielone hulajnogi Bolt.
Z zakupami wracają starszy mężczyzna i młoda kobieta. Mieszkają w sąsiednich kamienicach. - Ja nie jestem zwolennikiem ani Tuska, ani Kaczyńskiego, bo dla mnie może Lucyfer rządzić, abym ja miał dobrze. Ale Szełemej dużo zrobił. Mieszkam tu od 66 lat, a tak wiele jak teraz nigdy nie zostało zrobione. On to wszystko z Unii załatwił - uważa pan Andrzej.
Mieszka w tym brudnobiałym bloku. Mówi, że od 1971 roku nie było remontu, zaprasza na klatkę schodową. Na podłodze wydeptany beton, podrapana zielona lamperia, zaniedbane metalowe balustrady. - Gaz zakręcili, bo rury poniemieckie i stwierdzili, że grozi wybuchem. Nikt nic nie wyremontuje, bo do wyburzenia idzie. A nie wyburzą szybko, bo wszystkie miejsca zajęte przez Ukraińców i najmniej jeszcze cztery lata będzie stał - rozkłada ręce. Za mieszkanie płacą z żoną 350 zł, mogli się przeprowadzić do innego lokalu, ale tam czynsz to 1800 zł. - Moja się napaliła, ale doszliśmy do wniosku, że ja jak wykituję, a mam cztery tysiące z groszami emerytury, to ona sama nie da rady. I tak zostaliśmy - tłumaczy.
Zimy się nie obawia: - My wiemy, gdzie są biedaszyby. I wiemy, że będzie jeszcze więcej. Jest tu paru chłopaków, którzy się tym zajmują. Tu się pali węglem i na pewno ludzie będą od nich kupować. A jak nie węglem, to drewnem, bo zostało trochę z rozbiórek budynków. Tu jest też hałda, ja w latach 70. jako uczeń sadziłem tam drzewa. Teraz nawet w Boże Ciało piły chodziły, bo ludzie już sobie opał szykują.
A jak z pracą?
- Żona była salową, niedawno poszła na emeryturę, a już wokół niej latają, żeby wróciła, bo nie ma komu pracować. Praca jest, pani Madzia to już chyba trzecią zmieniła.
Młoda kobieta potwierdza: - Przeważnie płacą najniższą krajową, a ja mam takie rachunki, że nie mogę tak mało zarabiać. Idę tam, gdzie dają więcej i nie narzekam.
Inwestycje, turystyka, biedaszyby
Od Sobięcina rozpoczynamy rozmowę z Krzysztofem Urbańskim, prezesem InValbrzych, gminnej spółki należącej do miasta Wałbrzych. Od trzech lat zajmuje się ściąganiem do miasta inwestorów.
W ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji do Polski ma trafić ponad 3,5 mld euro, z tego aż ponad 500 milionów euro do Wałbrzycha i na Dolny Śląsk.
Z tej kwoty 200 mln zł może pochłonąć przebudowa Sobięcina. Urbański wymienia remonty budynków mieszkalnych i dróg.
– Sobięcin to dzielnica z założenia przeznaczona dla górników. Od samego początku budowano tam kamienice czynszowe dla ludzi pracujących w kopalniach, koksowniach, czasem na kolei. Jednocześnie był to obszar znacznych szkód górniczych, które trwały jeszcze wiele lat po zakończeniu wydobycia węgla. Po zamknięciu kopalń ta dzielnica straciła zupełnie na znaczeniu, dla wielu stała się peryferyjna, trochę zapomniana, a jednocześnie mieszkańcy Sobięcina, Podgórza zostali najbardziej dotknięci szybkim i nieprzemyślanym zamknięciem kopalń. Zakłady wydobywcze oddziaływały najbardziej właśnie na południu miasta, stąd decyzja, by właśnie najbardziej dotknięte dzielnice, zniszczone przez wieloletnie wydobycie surowca odnowić - mówi prezes InValbrzych.
Wbrew pozorom, Sobięcin jest dzielnicą z ciekawą architekturą przemysłową, interesującymi założeniami architektonicznymi, ale to wszystko trzeba odnowić, wydobyć ten cechy na nowo. Trzeba odbudować zniszczoną przez kopalnie infrastrukturę, wprowadzić na nowo zieleń i rozwiązania komunikacyjne a przede wszystkim zająć się budynkami i ich gruntownym remontem. To główny cel przy wykorzystaniu środków z FST - podkreśla.
A co z biedaszybami? – Tę kwestię należy traktować w kategorii biznesu. Nazwa biedaszyby już w zasadzie nie pasuje, bo - jak się nagle okazało - węgiel ponownie stał się w Polsce czarnym złotem. W Wałbrzychu węgiel jest dostępny w niektórych miejscach już 50 centymetrów pod ziemią – to było nasze bogactwo naturalne, więc ludzie korzystają, bo nawet w najtrudniejszych czasach można było na tym zarobić. Gdyby pokłady leżały w każdym innym mieście, to tam też by kopano, pod Pałacem Kultury w Warszawie również. A to, co powiedział Tusk, nie było diagnozą dotyczącą Wałbrzycha, tylko rynku węgla. W sytuacji, gdy tona kosztuje ponad 3 tys. złotych, pozyskiwanie węgla z biedaszybów będzie wzbudzać zainteresowanie. Ale przypominam, że jest to nielegalny proceder - stwierdza.
Urbański uważa, że mieszkańcy Wałbrzycha nie muszą iść do pracy w biedaszybach, bo tej w mieście nie brakuje. I wymienia liczby. Jeszcze na początku XXI wieku bezrobocie w Wałbrzychu wynosiło 30 proc., a w najbliższej okolicy nawet co druga osoba była bez pracy. Teraz stopa bezrobocia w Wałbrzychu to 4,2 proc, czyli niższa niż średnia w Polsce. Ostatnie dane dotyczące średniego wynagrodzenia pochodzą z 2020 roku. Wtedy przeciętna pensja w Wałbrzychu wynosiła 5565 zł brutto (100,8 proc. średniej ogólnopolskiej). Dla porównania: w Legnicy 4952 brutto, w Jeleniej Górze - 5183.
- Czekamy na najnowsze dane, które lada chwila powinny się pojawić, ale już wiemy, że jest dobrze. Najgorsze mamy już za sobą. Mamy strefę ekonomiczną, gdzie są fabryki m.in. Toyoty, Faurecii i Cersanitu. Powstaje drugi zakład JoysonQuin produkujący komponenty dla Rolls-Royce'a czy Bentleya. Ruszył rynek deweloperski, ciągnie nas turystyka. Jesteśmy świetną bazą wypadową w góry, gdzie nie ma tego szaleństwa oscypkowego jak w Tatrach. Sam zamek w Książu odwiedziło w ubiegłym roku pół miliona ludzi, a jeszcze 10 lat temu było to 200 tys. osób. Pandemia i możliwość pracy zdalnej spowodowała, że zamieszkały u nas osoby pracujące we Wrocławiu. Tam sprzedały mieszkania za 600 tys. zł, a u nas za połowę kupiły domy z ogródkami. A w razie czego pociągiem dotrą do pracy w nieco ponad godzinę - mówi Krzysztof Urbański.
Ostatnie 15 ton dla stałego klienta
W składzie węgla, który odwiedził Donald Tusk, w oczy rzuca się niewielka kupka węgla. - To jakieś 15 ton dla stałego klienta. Dwa tysiące za tonę - wyjaśnia właściciel stojący przy swoim czarnym SUV-ie BMW.
- Ja nie ma mam czym handlować. Tydzień temu miałem 300 ton, to poszło w trzy dni. Bardzo trudno powiedzieć, jak będzie wyglądała ta jesień. 30 lat współpracuję z Taruonem. Jestem przekonany, że stanie na wysokości zadania, zwiększy wydobycie i czymś będę handlował. W połowie września węgiel powinien być na składach. Ale w jakiej cenie, to nie mam pojęcia. Biedaszyby już się otwierają. Ludzie na tym mogą zarobić piękne pieniądze - stwierdza, by po chwili dodać: - A może zima będzie łagodna?
Paweł Figurski jest dziennikarzem Wirtualnej Polski.
Kontakt: pawel.figurski@grupawp.pl