Zjawiskowa gwiazda

Co było naprawdę gwiazdą betlejemską? Kometa Halleya, uwieczniona przez Giotta na jednym z fresków kaplicy w Padwie? A może niezwykły układ planet? Symulacje komputerowe, pozwalające zobaczyć niebo nawet sprzed kilku tysięcy lat, skłaniają ku temu przypuszczeniu.

19.12.2007 | aktual.: 19.12.2007 12:01

Świt szybko wygania gwiazdy z nieboskłonu. Krótko przed wschodem Słońca na firmamencie zostają już tylko dwa niezwykle jasne punkty, świecące tuż obok siebie. To znak dla obserwujących niebo kapłanów, że wkrótce wydarzy się coś ważnego. Nad Babilonem wstaje 12 dzień sierpnia, 3 r. p.n.e.

Już od czasów Sumerów świątynie na Bliskim Wschodzie zwane są zikkuratami. Mają schodkową budowę przypominającą piramidy, jednak zamiast ostro zakończonego szczytu jest taras, z którego łatwo śledzić ruch Słońca, Księżyca i planet. Od tysięcy lat wtajemniczeni kapłani wiedzą, że wspomniane obiekty wędrują w stosunkowo wąskim pasie gwiaździstego nieba – Zodiaku. Składa się nań 12 konstelacji, a skoro wyznaczające rytm życia Słońce i Księżyc ukazują się wyłącznie na ich tle, Zodiak musi mieć magiczne znaczenie. Podobnie zachowują się „błądzące gwiazdy”, czyli planety. Dwie najjaśniejsze, obserwowane o poranku 12 sierpnia, to Wenus i Jowisz, świecące w konstelacji Lwa. Dla Babilończyków Wenus była uosobieniem bogini płodności Isztar, Jowisz symbolizował króla bogów Marduka, a Lew był znakiem triumfu dobra nad złem.

Nie tylko w Mezopotamii wierzono, że ważne wydarzenia muszą być poprzedzone niecodziennymi znakami na niebie. Pozycje planet śledzono przede wszystkim na potrzeby władców żądnych wiedzy o ich własnej przyszłości. Dziwny taniec Wenus i Jowisza z Lwem musiał zatem przykuć uwagę miejscowych, tym bardziej że do tej koniunkcji na krótko przyłączył się jeszcze Merkury.

Wspomina o tym każdego roku w czasie świąt Bożego Narodzenia pod kopułą toruńskiego planetarium Jerzy Rafalski, gdy snuje swoją ulubioną opowieść o gwieździe betlejemskiej. W tej historii prawie wszystko zgadza się z wiedzą naukową. – Fenomen gwiazdy betlejemskiej najpewniej nigdy nie zaistniałby na niwie astronomicznych dociekań, gdyby nie Ewangelia św. Mateusza, która jako jedyna wspomina o tajemniczym obiekcie na niebie. Dopiero jednak wynalazek planetarium pozwala dokładnie prześledzić wygląd nieba z Palestyny 2 tys. lat temu – tłumaczy Jerzy Rafalski.

Wystarczy zatem uważnie przeanalizować cztery wzmianki odnoszące się do tajemniczej gwiazdy, która miała zwiastować narodziny Zbawiciela, dopasować opis do mechaniki nieba i… gotowe? – Szkopuł w tym, że Ewangelia św. Mateusza nie może uchodzić za historyczny tekst źródłowy – mówi prof. Danuta Musiał, historyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. – Proszę pamiętać, że księgi spisane przez ewangelistów są głównie źródłem prawd wiary, dla wzmocnienia której posługiwano się opisami zjawisk niecodziennych, nadprzyrodzonych bądź cudownych.

Trudno spierać się z racjami historyków. Warto jednak zwrócić uwagę, że jeśli św. Mateusz zawarł opis zjawiska astronomicznego, to można podjąć próbę jego interpretacji, abstrahując od tego, z jakich pobudek relacja znalazła się w Ewangelii. Jej autorowi zależało z pewnością na podkreśleniu wyjątkowych okoliczności narodzin Chrystusa, ale dlaczego miałby fantazjować w sprawie istnienia gwiazdy betlejemskiej?

Przez całą jesień 3 r. p.n.e. astrologowie obserwowali, jak Jowisz odbywa taniec z Regulusem – najjaśniejszą gwiazdą konstelacji Lwa. Na początku nowego roku oba obiekty znów znalazły się blisko siebie. Późną wiosną stopniowo dołącza do nich Wenus. Planety ponownie spotykają się w Lwie, tym razem na wieczornym niebie. Są widoczne krótko po zachodzie Słońca w konfiguracji będącej niemal lustrzanym odbiciem sytuacji sprzed ponad dziewięciu miesięcy. Wreszcie 17 czerwca 2 r. p.n.e. następuje zjawisko, które z pewnością wprawia mędrców w osłupienie: nad zachodnim horyzontem, zamiast dwóch planet, świeci pojedynczy obiekt o niespotykanej jasności! To Jowisz i Wenus zlewają się w jeden punkt dla nieuzbrojonego oka.

Mimo że kolejnego wieczoru planety rozdzielają się, w pamięci mędrców pozostaje ów niezwykły znak. Podobnie jak przy poprzedniej koniunkcji w następne wieczory do Jowisza i Wenus dołącza Merkury, symbolizujący boga mądrości Nabu – zwiastuna ważnych wydarzeń. Uczeni decydują: czas ruszyć na zachód, w kierunku tajemniczej „gwiazdy”.

Babilońska astrologia miała ogromny wpływ na magów, czyli kapłanów-astrologów, którzy obserwowali niebo z taką samą pasją jak ich wielcy poprzednicy. Magowie odgrywali znaczącą rolę w życiu religijnym Persji i państwa Partów (zajmującego na przełomie er tereny od Mezopotamii po Baktrię), a ich reprezentanci pełnili funkcje kapłanów posiadających tajemną wiedzę o niebie. Z czasem astrologiczne umiejętności magów stały się tak powszechnie znane, że np. dla Greków słowa mag i astrolog stały się synonimami. Uczeni kapłani byli wyznawcami zoroastryzmu – monoteistycznej religii, która wywarła ogromy wpływ na judaizm, a pośrednio także na chrześcijaństwo. Zoroastrianie oczekiwali nadejścia Mesjasza. Łatwo zatem przyjąć, że grupa mędrców podążyła za znakiem, który musiał mieć wielkie znaczenie dla ówczesnej astrologii.

– Skoro wiemy, że astrologia zajmuje się interpretowaniem wzajemnego położenia ciał Układu Słonecznego na tle Zodiaku, to raczej powinniśmy odrzucić koncepcje komet, meteorów oraz gwiazd nowych lub supernowych w roli gwiazdy betlejemskiej – wyjaśnia Jerzy Rafalski. – Zejście się Jowisza i Wenus w wizualnie jeden punkt zdarza się raz na kilkaset lat, stąd nie ma mowy, aby mędrcy widzieli wcześniej coś podobnego.

Przed magami była bardzo długa wędrówka przez pustynię. Po wielu miesiącach na horyzoncie ukazują się mury Jerozolimy. Św. Mateusz, opisując przybycie mędrców na dwór Heroda, wspomina o ujrzeniu przez nich gwiazdy „na Wschodzie”, co należałoby interpretować jako wskazanie kierunku, skąd przywędrowali. Z kolei Herod wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. Najpewniej w Judei nikt nie prowadził tak skrupulatnych obserwacji, stąd zainteresowanie tajemniczym zjawiskiem ze strony króla, który pod koniec życia obsesyjnie tropił wszystkich będących w kręgu podejrzeń o zakusy na jego tron. Na podstawie studiów pism proroków wysnuto wniosek, że nowy król żydowski ma się urodzić w Betlejem – niedużej miejscowości, położonej 8 km na południe od Jerozolimy.

Przybysze z Babilonii, goszcząc na dworze Heroda, najpewniej nie zarzucili swoich astrologicznych zajęć, a prowadząc uważne obserwacje musieli dostrzec, że w sierpniu na porannym niebie znów zbierają się Jowisz i Wenus, a Merkury jest – jak zwykle – niedaleko. Kolejne tygodnie obserwacji przyniosły efekt w postaci trzeciego złączenia dwóch najjaśniejszych planet na firmamencie. Św. Mateusz podaje: „Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali”. Był 13 października 2 r. p.n.e. – Gdybyśmy mieli do czynienia z jakimś stałym zjawiskiem, trudno byłoby oczekiwać wybuchu radości z jego oglądania – zauważa Jerzy Rafalski. – W tym przypadku zjawisko było wprawdzie rozciągnięte w czasie, lecz miało walor powtarzalności. Najpewniej ono właśnie widnieje na starożytnym kamiennym amulecie znalezionym na ziemiach Palestyny. Gdyby tylko przesunąć datę śmierci Heroda... – wzdycha autor opowieści o gwieździe betlejemskiej.

Powszechnie uznaje się, że okrutny król Judei zmarł w 4 r. p.n.e. – W swych wywodach uczeni opierają się przede wszystkim na kronikach Józefa Flawiusza, najbardziej miarodajnie dokumentujących czasy rządów Heroda Wielkiego – mówi prof. Danuta Musiał. Jednak Flawiusz nie podaje konkretnej daty, a w swych pismach także ucieka się do opisywania zdarzeń przez pryzmat zjawisk astronomicznych. Wskazał bowiem, że zapowiedzią śmierci Heroda było zaćmienie Księżyca widoczne nad Jerozolimą, a król zmarł w czasie pomiędzy zaćmieniem a świętem Paschy.

Okazuje się, że były dwa zjawiska, spełniające opisywane warunki: w 4 i 1 r. p.n.e. Pierwsze musiało być słabo widoczne z Palestyny, za to drugie było zaćmieniem całkowitym, którego maksimum przypadło, kiedy Księżyc był w pobliżu zenitu. Innymi słowy – zaćmienia ze stycznia 1 r. p.n.e. nie sposób było przegapić. – Krwistoczerwona barwa naszego satelity musiała zrobić wrażenie na obserwatorach, przywołując zły omen w ich wyobraźni – uważa Jerzy Rafalski.

Dlaczego więc historycy nie chcą uznać astronomicznego argumentu, skoro kronikarz Flawiusz sam udziela podpowiedzi? – Proszę zwrócić uwagę na to, że datowanie czasów współczesnych Flawiuszowi było inne niż dziś. Dopiero w VI w. n.e. zakonnik Dionizjusz Mały podjął pierwszą znaną nam próbę określenia daty urodzin Chrystusa. Po drugie, sami ewangeliści nie zadbali o precyzyjne wskazanie momentów przyjścia na świat i śmierci Zbawiciela, gdyż fakt, kiedy to nastąpiło, był mało istotny z punktu widzenia rodzącej się nowej religii – odpowiada prof. Musiał.

Najpewniej nigdy nie dowiemy się, czy narodzinom Chrystusa towarzyszyło niezwykłe zjawisko na niebie i czym była gwiazda betlejemska. Jednak samo poszukiwanie odpowiedzi jest wspaniałą przygodą, w której splatają się naukowe fakty i religijne tajemnice.

Nie mniej ciekawa jest rodzima tradycja gwiazdy betlejemskiej. W wigilijną noc popatrzmy na pogodne niebo: w drodze na pasterkę towarzyszą nam trzy gwiazdy, ułożone na jednej linii nad południowym horyzontem. Wraz z dwiema parami jasnych gwiazd powyżej i poniżej tworzą charakterystyczny układ konstelacji Oriona. Wspomniana trójca stanowi pas mitycznego myśliwego, a na jego przedłużeniu z lewej strony odnajdziemy najjaśniejszą gwiazdę nieba – Syriusza.

Staropolska tradycja mówi, że trzy gwiazdy to Trzej Królowie podążający na powitanie Pana, a drogę wskazuje im Syriusz w roli gwiazdy betlejemskiej. Ciekawostką jest, że położenie najjaśniejszej z gwiazd w noc Narodzenia Pańskiego rzeczywiście wskazuje nam geograficzny kierunek do Ziemi Świętej. Z kolei powyżej Oriona, w konstelacji Raka, gołym okiem dostrzeżemy niedużą, mglistą plamkę: to gromada otwarta gwiazd M44, w ludowej tradycji figurująca jako Żłóbek z betlejemskiej stajenki. W tym czasie wysoko, prawie w zenicie, świeci inna jasna gwiazda – Kapella. Obserwatorom z dawnej polskiej wsi nietrudno było uwierzyć w magię wigilijnego nieba. Zapewne dlatego od wieków w Polsce święta Bożego Narodzenia zwane są gwiazdką.

Piotr Majewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)