Ziobro: pojawiły się nowe dowody w sprawie Kaczmarka
Pojawiły się nowe fakty w sprawie spotkania Ryszarda Krauzego z Januszem Kaczmarkiem - donosi "Newsweek". Dziennikarze tygodnika we współpracy z dziennikarzami TVN przeprowadzili śledztwo. "Trafiliśmy do tajemniczego gabinetu doktora R. Właśnie tu, za fasadą Centrum Medycyny Biologicznej, należy szukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego Kaczmarek ostrzegł Andrzeja Leppera przed akcją CBA" - pisze "Newsweek". Minister Zbigniew Ziobro już skomentował materiał: dziennikarze dotarli do nowych dowodów - mówił w TVN24.
10.03.2008 | aktual.: 10.03.2008 20:12
Kilka dni temu "Newsweek" doniósł, że Janusz Kaczmarek dzwonił do Ryszarda Krauze 5 lipca 2007 r. wieczorem, zaraz po tym, gdy dowiedział się o planowanym na następny dzień zatrzymaniu Andrzeja Leppera przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Ówczesny szef MSWiA zadzwonił do miliardera zanim dotarł na wieczorne spotkanie z prezydentem Lechem Kaczyńskim. "Ta informacja wyklucza domysły, że to Lech Kaczyński wysłał Kaczmarka z misją do szefa Prokomu" - pisze tygodnik.
Długo nie wiadomo było, jaki motyw kierować mógł Januszem Kaczmarkiem, który - według prokuratury - odegrał rolę w ostrzeżeniu przed prowokacją CBA w ministerstwie rolnictwa. Dziennikarze TVN i "Newsweeka" twierdzą, że Kaczmarek ostrzegł Leppera przed CBA, bo obawiał się późniejszych zeznań, które miałyby dotyczyć relacji Kaczmarka z Krauzem.
Gdynia, rodzinne miasto Janusza Kaczmarka i Ryszarda Krauzego. Ulica Wybickiego to krótki zaułek głównej ulicy miasta, Świętojańskiej, tuż obok Teatru Muzycznego. Elegancka, wyremontowana kamienica. Pod koniec lat 90. placówkę swojego Centrum Medycyny Biologicznej otworzył tu znany specjalista medycyny naturalnej Władysław R. Był to niewielki oddział, do którego doktor szybko przestał zaglądać. Pacjentów przyjmował w Warszawie i na Mazurach - pisze "Newsweek".
Jak ustalili dziennikarze "Newsweeka", trzy-cztery lata temu Krauze niemal tu mieszkał. Tu też spotykać się miał z Januszem Kaczmarkiem i - czasem - księdzem Jankowskim. Wchodzili do klatki w odstępach półgodzinnych. Oni tu mieli jakby biuro - mówi rozmówca tygodnika, dodając, że wszyscy mieli klucze do tego mieszkania. Kiedy Kaczmarek został prokuratorem krajowym, wizyty w tajemniczym mieszkaniu miały stać się częstsze. Skończyły się natomiast, kiedy Kaczmarek został ministrem.
Kiedy Janusz Kaczmarek zaprzeczał, jakoby spotykał się wcześniej z Ryszardem Krauze, świadek "Newsweeka" był zaskoczony. Chciałem iść do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ale bałem się, że ktoś mi może świnię podłożyć - mówi.
Z ustaleń tygodnika wynika, że była pracownica Centrum Medycyny Biologicznej doktora Władysława R. zeznała o tych spotkaniach prokuratorom. To właśnie dzięki temu możliwe było postawienie Kaczmarkowi zarzutu o fałszywe zeznania. Śledztwo w sprawie Kaczmarka jest celowo kierowane na manowce - mówił w telewizji TVN24 Zbigniew Ziobro. Niektóre ustalenia dziennikarzy potwierdzają informacje, które otrzymałem od prokuratorów. W odróżnieniu od dziennikarzy, prokuratorzy nie poczynili żadnych nowych ustaleń - mówił Ziobro.
Był moment, że Janusz Kaczmarek przyszedł do mnie i groził mi, że jeśli śledztwo w sprawie przecieku będzie toczyło się nadal, to nie zawaha się przed niczym - powiedział w TVN24 Ziobro. Odebrałem to jako szantaż - dodał.
Niektóre nowe informacje ujawnione przez dziennikarzy TVN i "Newsweeka" mogą być interesujące dla opinii publicznej, śledzącej sprawę Janusza Kaczmarka – powiedział były minister, dodając: Nie znałem szczegółów ujawnionych przez dziennikarzy.
Ocenił jednocześnie, że minister Zbigniew Ćwiąkalski "będzie szukał kolejnego pretekstu, by wszcząć przeciwko mnie jakieś nowe śledztwo". W jego opinii, obecnemu szefowi resortu sprawiedliwości nie zależy na szybkim dokończeniu śledztwa. Prowadzone są tylko pozorne czynności śledcze, badane są jedyne wątki poboczne sprawy - ocenił Ziobro.
Sprawę od razu skomentował w oświadczeniu przysłanym Wirtualnej Polsce Krzysztof Król z Prokom Investments SA. "Nie rozumiem na czym polega konspiracyjność wizyt u znanego lekarza, skoro opowiadają o nich liczni świadkowie" - pisze Król, dodając że codzienne, prywatne czynności przedstawione zostały jako działania "nieomalże kryminalne".
Król dodaje w oświadczeniu, że autorzy artykułu nie dali bezpodstawnie zaatakowanemu szansy zajęcia stanowiska, ani też nie przedstawili żadnych pytań.