Zielona Góra. Sąsiedzi boją się powrotu kobiet, które spowodowały wybuch bloku
Odkręciły gaz i zniknęły. Kiedy doszło do wybuchu bloku, matka z córką uciekły do lasu, gdzie chowały się przez dwa dni. Zostały namierzone i trafiły pod obserwację psychiatryczną. Sąsiedzi boją się, że kobiety nie trafią za kratki i wrócą do bloku.
06.09.2019 | aktual.: 25.03.2022 14:06
- Jeżeli one unikną więzienia, cały blok wystąpi do policji o całodobową ochronę - zapowiada w rozmowie z "Faktem" jeden z sąsiadów pan Ireneusz. O tym, czy Danuta P. i jej córka Monika trafią do więzienia, mają zdecydować psychiatrzy.
3 lipca kobiety odkręciły gaz w swoim mieszkaniu przy ul. Wyszyńskiego w Zielonej Górze. Doszło do wybuchu i pożaru. Cztery osoby trafiły do szpitala - z atakiem paniki, zawałem serca i zatruciem dymem.
Wybuch był na tyle silny, że doprowadził do wyrwania fragmentów dwóch ścian zewnętrznych budynku. Konieczna była ewakuacja mieszkańców. Dopiero dzień po pożarze większość wróciła do domów. Z użytkowania wyłączono cztery mieszkania oraz windy, które wymagały remontu.
Zaskakujący finał poszukiwań
Nic nie stało się Danucie P. i jej córce Monice, bo zniknęły jeszcze przed wybuchem. Sąsiedzi mówili, że kobiety groziły wcześniej, że wsadzą blok w powietrze.
Szukała ich policja, opublikowała wizerunki kobiet. Znaleziono je po dwóch dniach - chowały się w lesie za ogródkami działkowymi w zielonogórskiej dzielnicy Jędrzychów. Koczowały w prowizorycznym szałasie. Na widok policjantów młodsza z kobiet próbowała uciekać.
Trafiły do aresztu, usłyszały zarzut sprowadzenia katastrofy wielkich rozmiarów zagrażającej życiu wielu osób. Matka przyznała się do winy, córka nie. Monika P. trafiła do szpitala psychiatrycznego, matka też tam jest na obserwacji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl