Zgierzanka spaliła siebie i dziecko. Była w depresji
Anna T. (+28 l.) ze Zgierza, która w czwartek podpaliła się z córeczką Oliwką (+2,5 l.) na rękach, dokonała tego makabrycznego kroku, bo była w depresji – dowiedział się "Fakt". Dzień przed tragiczną śmiercią szukała pomocy psychologa.
16.03.2013 | aktual.: 16.03.2013 10:18
– Dzień przed tragedią małżeństwo było w gabinecie psychologa. Zrezygnowali z wizyty z powodu kolejki – potwierdza nam Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Anna i Tomasz T. (37 l.) od czterech lat byli małżeństwem. On pracował w zakładzie poligraficznym, ona była fryzjerką. Pracowała w salonie w Zgierzu, ale ostatnio czesała znajome i klientki w domu, bo była na urlopie wychowawczym. – Cała rodzina chodziła do niej, żeby dać jej zarobić – mówi jeden z krewnych. I dodaje: "jesteśmy zszokowani tym, co się stało. Nic nie wskazywało na tragedię".
A jednak. Jak udało nam się dowiedzieć, tydzień przed śmiercią Anna zaczęła zachowywać się inaczej niż zwykle. Zazwyczaj radosna i obowiązkowa kobieta dzwoniła do klientek i odwoływała wcześniej umówione wizyty fryzjerskie. Nie mówiła, dlaczego. Była przygnębiona. Rodzina dostrzegła te zmiany i starała się pomóc.
Wczoraj śledczym udało się przesłuchać ojca kobiety i jej męża. Mieli potwierdzić, że od pewnego czasu Anna przejawiała oznaki depresji. Nikt jednak nie spodziewał się takiej tragedii.
Ciało Anny T. znaleziono na podłodze w przejściu do pokoju. Trzymała w objęciach nieżywą Oliwkę.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Seksafera w parku wodnym w Poznaniu. Homoseksualne orgie w saunach