Żegnaj Duży Lotku!
Dziś żegnamy się z Dużym Lotkiem - najsłynniejszą grą Totalizatora Sportowego. W sobotę wylosowanych zostanie 6 z 49 liczb w nowej-starej grze - Lotto. To dobra okazja, by przypomnieć historię gry, która od kilkudziesięciu lat rozgrzewa wyobraźnię Polaków, marzących o wstąpieniu do grona milionerów.
9 października 2009 roku Duży Lotek przechodzi do historii. Zapaleni gracze mogą jednak spać spokojnie - jego miejsce zajmie Lotto. Nowa gra będzie miała te same zasady, ale w założeniu ma zagwarantować znacznie wyższe wygrane. Pula na "szóstki" w Lotto wzrośnie dwukrotnie i wyniesie minimum dwa miliony złotych.
Sławomir Dudziński, Prezes Zarządu Totalizatora Sportowego zapewniał, że zmiany zostały wprowadzone w oparciu o szczegółowe badania i analizy. Wykazały one, że gracze, jak kania dżdżu, łakną wyższych wygranych i częstszych kumulacji. Lotto ma im więc zapewnić kumulacje dochodzące do astronomicznej kwoty 50 mln złotych.
Wyższe wygrane, częstsze kumulacje - to brzmi pięknie. Jednak szał radości po trafieniu "szóstki" spotyka niewielu, bo taki jest niestety urok gier losowych. Rzesze Polaków po każdym losowaniu odchodzą z kwitkiem. I teraz za ten kwitek będą musieli zapłacić więcej. Cena pojedynczego zakładu wzrośnie z dwóch do trzech złotych. Totalizator Sportowy zdaje sobie sprawę, że straci przez to część grających. - Szacujemy, że to może sięgnąć 30% sumy wszystkich zakładów - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Rzecznik Prasowy Totalizatora Sportowego Piotr Gawron. Łatwo jednak policzyć, że firma na tym nie straci. Za 100 zakładów w Dużym Lotku trzeba było zapłacić 200 zł. Za 70 w Lotto zapłacimy 210 zł.
Piotr Gawron tłumaczy, że mniejsza liczba zakładów będzie generowała częstsze kumulacje. Ostatnia wielka kumulacja z końca września (ponad 37 mln zł) była rezultatem siedmiu kolejnych losowań, w których nie padła główna wygrana. W Lotto kumulacja piątego stopnia ma być warta około 50 mln zł.
Zmiany, zmiany, zmiany
Zmiana nazwy Dużego Lotka na Lotto wiąże się z tym, że nazwa ta kojarzona jest w całej Europie. Poza tym Totalizator Sportowy stara się unowocześnić i ujednolicić paletę swoich produktów. W czerwcu 2009 roku poważny lifting przeszła inna gra Totalizatora Sportowego. Multi Lotek został zastąpiony przez Multi Multi. Najpoważniejszą zmianą było wprowadzenie dwóch losowań w ciągu jednego dnia. Z kolei wraz z pojawieniem się Lotto, Express Lotek przeobrazi się w Mini Lotto.
Totalizator Sportowy szykuje również kolejną edycję loterii Los Milionos, która po raz pierwszy pojawiła się w 2008 roku. Zaspokoiła ona wówczas częściowo nadzieję na "cud" obiecywany przez pewną opcję polityczną, bowiem Polska była drugim europejskim krajem - po Irlandii właśnie - wprowadzającą loterię typu raffle (ograniczone liczba losów, ich wysoka cena i duże prawdopodobieństwo wygranej).
Rozwój branży hazardowej w Polsce - niezależnie od politycznej zawieruchy z ostatnich dni - jest dynamiczny. - Masa pieniędzy, które Polacy przeznaczają na takie rozrywki, dywersyfikuje się. Dlatego musimy walczyć - mówi Piotr Gawron.
Rzecznik TS zdradza w rozmowie z Wirtualną Polską, że rewolucyjne zmiany czekają również oprawę telewizyjnych losowań. - Studio będzie zmierzało w stronę show. Krótkiego, ale nasyconego multimediami. Chcemy, by oglądali je również ludzie, którzy nie grają - mówi.
Magia loterii
Loteria jest stara jak świat. Niektórzy historycy - jak czytamy w wydanej przez Totalizator Sportowy książce "Grającym sprzyja szczęście" pod redakcją dr Grzegorza Wójtowicza - doszukują się jej źródeł w Biblii. W Księdze Liczb Mojżesz otrzymuje instrukcję, według której "podziału całego kraju dokona się za pomocą ciągnienia losów". Rzymscy cesarze w drodze losowania przydzielali majątki i niewolników.
W XV wieku w Burgundii i Flandrii organizowano loterie, z których wpływy pozwalały wznosić fortyfikacje lub wspierać biedotę. To był początek nowożytnej historii gier losowych w Europie. Pierwsza publiczna loteria "La Lotto de Firenze" została zainicjowana w 1530 roku we Florencji. Wkrótce pojawiły się one w innych włoskich miastach. W Anglii ustawa z 1566 roku wprowadziła loterię powszechną, która miała pomóc w rozwoju portów.
Jeden z pierwszych skandali związanych z loterią wybuchł we Francji rządzonej przez Ludwika XIV. Główne premie wygrali wówczas król i jego najwybitniejsi dworzanie. Monarcha zwrócił pieniądze.
Popularyzacja loterii nastąpiła w XVIII wieku. Głosy wskazujące na szkodliwość hazardu okazały się zbyt słabe, a korzyści z gry dla ich organizatorów były nazbyt kuszące. Amerykanie wywalczyli niepodległość częściowo dzięki funduszom gromadzonym podczas loterii. Potem z tego samego źródła budowali uniwersytety - w tym tak słynne jak Harvard i Yale.
Rozrywka była tak popularna, że pojawiające się w XIX wieku zakazy na nic się zdały. W 1863 we Włoszech ruszyła cotygodniowa loteria narodowa Lotto. To właśnie ona uznawana jest za matkę wszystkich współczesnych gier losowych. W drugiej połowie XX wieku państwowe loterie lub prywatne licencjonowane na dobre zagościły w państwach na całym świecie. Komputeryzacja uprościła i jeszcze bardziej rozpowszechniła ten rodzaj hazardu. Jak zaznacza dr Grzegorz Wojtówicz we wstępie do książki "Grającym sprzyja szczęście" urok loterii polega głównie na tym, że "reguły zabawy są niezmiennie proste i zrozumiałe dla każdego". Loteria po polsku
Z początków loterii w Polsce warto wspomnieć dwie daty. W 1748 roku zorganizowano pierwszą grę na cele dobroczynne. Odbyły się wówczas dwa losowania. 20 lat później sejm zaakceptował loterię liczbową jako jedno ze źródeł dochodu państwa. Możliwe jednak, że loteria istniała w naszym kraju już pod koniec XVII wieku.
W 1748 roku założyciel Collegium Nobilium Stanisław Konarski pisał: "Loteria jest rzecz w sobie dobra, sprawiedliwa, we wszystkich i najlepiej rządzących się Krajach i Rzeczachpospolitych i w Rzymie samym praktykowana z publicznym pożytkiem (...) Nikt nie traci tego małego sumptu, który z dobrą uczyni intencją, czy wygra, czy mu nie posłuży szczęście: gdyż to wszystko pójdzie rzetelnie na Chwałę Bożą, na pożytek Ojczyzny i bliźniego”.
W "Słowniku Języka Polskiego" Samuela Bogumiła Linde z 1855 roku pod hasłem "loteria" kryje się taki opis: "Loteria nie jest tak grą, jak handlem, na którym jest z jednej strony towarem nadzieja, z drugiej strony pieniądz. Loteria, nadzieją zysku, rzadko ziszczoną, wabiącą, źródłem jest pospolitego dochodu".
W 1808 roku w Księstwie Warszawskim utworzono Dyrekcję Generalną Loterii, zmienioną w 1884 roku w Urząd Loterii. W tym czasie funkcjonowały dwa rodzaje loterii: liczbowa i klasyczna (szczegółowo planowana, z określoną liczbą losów, ilością i wysokością wygranych). W 1916 roku Polska Rada Główna Opiekuńcza dostała zgodę od władz Austro-Węgier i Niemiec zgodę na zorganizowanie loterii na cele dobroczynne dla ofiar wojny. Sukces przerósł oczekiwania organizatorów, więc organizowano kolejne gry.
W 1920 roku wolna Polska doczekała się ustawy dotyczącej loterii. Powołano Polską Państwową Loterię Klasową. Zysk z niej zasilał Skarb Państwa. W 1936 roku powołano do życia przedsiębiorstwo Polski Monopol Loteryjny.
Trudne życie kolektora
W pierwszych kilkudziesięciu latach istnienia loterii w Polsce, zasady doboru osób prowadzących kolektury były surowe. Od kandydatów wymagano zaświadczenia o "moralnym sprawowaniu się". Wydawały je miejscowe władze policyjne i miejskie. Do tego dochodziła wysoka kaucja i specjalny egzamin. Większe szanse mieli posiadacze nieruchomości, w których można było prowadzić działalność.
Gdy już kandydat zamienił się w szczęśliwego dystrybutora losów, był pod stałą obserwacją władz loterii. Z czasem te surowe zasady coraz bardziej się rozluźniały.
Losowanie jak święto
Pierwsze w Polsce losowania miały charakter uroczysty. Odbywały się w Pałacu Krasińskich w Warszawie. Towarzyszyła im oprawa muzyczna, a losy wyciągali z kół (w drugim kole były wysokości wygranych) mali chłopcy. Dzieci ubrane były z tej okazji w - jak czytamy w książce "Grającym sprzyja szczęście" - "kurtki i pantalony białe, pasy czerwone szerokie niemniej rękawiczki białe aż do łokci zachodzące”. Tak było przez kilkadziesiąt lat, aż losowania spowszedniały. Jednak jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym w sali losowań - wówczas przy ulicy Nalewki 2, a później Długiej 50 - bywało tłoczno. Tak jak wcześniej losy ciągnęły dzieci - sieroty z warszawskich przytułków.
Źródła historyczne dotyczące pierwszych w Polsce zwycięzców są niestety skąpe. W pamiętniku asesora Trybunału Cywilnego w Lublinie Ignacego Baranowskiego znajduje się wzmianka, z datą 15 marca 1815 roku, o pewnym biednym rzemieślniku, który wygrał kilkaset złotych. Kolektor wypłacił całą sumę jego żonie, a ta "nie życzyła sobie oddać pieniędzy mężowi w obawie, aby ich nie przepił”. Warszawskie kroniki miejskie z XIX wieku wspominają o kilku przypadkach pomieszania zmysłów - z radości po wygranej, bądź żalu po jej braku.
We wspomnianej książce czytamy również o kasjerze, który w dwudziestoleciu międzywojennym przegrał "na konikach" znaczną sumę pieniędzy - nie swoich oczywiście. Przed marnym końcem ocalił go szczęśliwy kupon loterii, dzięki któremu mógł się zrehabilitować i zwrócić zdefraudowane pieniądze. Po odbyciu kary starczyło mu jeszcze na rozpoczęcie nowego życia.
Inny przypadek opisuje skromnego urzędnika, który po wygranej na loterii rzucił pracę i na kilka miesięcy rzucił się w wir zabawy. Ocknął się na bruku, bez pieniędzy i przyjaciół, na dodatek z "okropną chorobą, przyczyną lekkomyślnych romansów z kobietami z półświatka". Ta historia zakończyła się śmiercią samobójczą.
Narodziny Totalizatora Sportowego
Historia Totalizatora Sportowego sięga grudnia 1955 roku. Wtedy to odpowiednią uchwałą w sprawie jego powołania zajęło się prezydium rządu. 1 lutego 1956 formalnie przystąpiono do organizacji przedsiębiorstwa.
Pierwsze zakłady objęły 12 spotkań piłkarskich ligi polskiej. Jako pierwszego gracza zarejestrowano Mieczysława Kamińskiego z miejscowości Nurzec w powiecie siemiatyckim.
Początkowo system przesyłania kuponów odbywał się przez pocztę. To rozwiązanie miało jednak mnóstwo wad. Przesyłki nie były dostarczane na czas lub ginęły. Przedsiębiorstwo Państwowe Totalizator Sportowy przystąpił więc do budowy własnej struktury w terenie. Dzięki temu można było myśleć o wprowadzeniu nowej gry - Toto-Lotka. Pierwsza kolektura powstała u zbiegu ulic Marszałkowskiej i Wspólnej w Warszawie. Totalizator rozwiązał umowę z pocztą w 1960 roku.
Pierwsze losowanie Toto-Lotka - 6 z 49 liczb - odbyło się w styczniu 1957 roku. To był strzał w dziesiątkę. Popularność gry rosła w zawrotnym tempie. Przyczyniły się do tego przede wszystkim wizje wysokich wygranych. W trzecim losowaniu w 1958 roku, 19 stycznia, padła rekordowa wygrana w wysokości ponad 3,3 mln ówczesnych złotych (Totek sportowy oferował maksymalne wygrane rzędu 200 tys. zł). Poza tym w Toto-Lotku gracz nie musiał znać się na sporcie, śledzić rozgrywek. Wystarczyło krzyżykiem zakreślić na kuponie sześć liczb.
Wkrótce Totalizator Sportowy wprowadził dodatkowe losowania nagród rzeczowych. Na szczęśliwców czekały motocykle, rowery i bony. Główną atrakcją tych specjalnych losowań był jednak samochód Syrena.
Początkowo nieśmiałe próby propagandy (czyli reklamy) ruszyły pełną parą w 1957 roku. Zabawę reklamowali m.in. popularni w tamtym czasie prezenterzy audycji radiowej "Zgaduj-Zgadula". Toto-Lotek kontra socjalizm
Już w 1958 rok rozwój Totalizatora Sportowego został zatrzymany przez spory ideologiczne. Jak pogodzić budowanie socjalizmu z kapitalistycznym sposobem dochodzenia do pieniędzy? Dyskusje na ten temat spłodziły w 1958 roku nakaz ograniczenia wygranych do jednego miliona złotych. Gracze byli wściekli. By złagodzić skutki tej decyzji Totalizator Sportowy wprowadził dodatkowe losowanie na końcówkę banderoli, w którym można było wygrać domek na Zaciszu w Warszawie. Po kupony ustawiły się gigantyczne kolejki. Władza nie pozwoliła jednak na powtórzenie losowania z taką nagrodą. Nie można przecież dorobić się domu bez lat ciężkiej i wytrwałej pracy....
Jak wynika z danych, Polacy w umiarkowanym stopniu angażowali się w gry liczbowe w porównaniu do mieszkańców innych państw europejskich. Jednak z biegiem czasu rosła liczba osób, która wygrała milion. W 1972 roku było ich 58. Wielkie pieniądze trafiały również pod strzechy, choć gracze ze wsi stanowili wówczas ok. 10% wszystkich lottomaniaków. Z ankiet, które ze zwycięzcami przeprowadzał Totalizator Sportowy wynikało, że większość zwycięzców planowała zakup domu lub mieszkania, ziemi, samochodu, czy w przypadku rolników - maszyn. Tylko 7% deklarowało wyjazd na wycieczkę.
Podwójna szansa na szczęście
Lata 70. to czas modernizacji i zmian. W 1972 roku wprowadzono dwa losowania Toto-Lotka w tygodniu. W 1973 roku odbyło się pierwsze losowanie Małego Lotka (5 z 35 liczb), a w 1976 - Express Lotka (5 z 41 liczb). W 1975 roku Toto-Lotek przyjął nazwę Duży Lotek. 2% wpływów zaczęto przeznaczać na nagrody rzeczowe: samochody, ciągniki, wycieczki, telewizory, pralki i... łodzie żaglowe. W 1977 powstał projekt automatyzacji gry, który miał być wprowadzany od 1980 roku, ale w zderzeniu z PRL-owską rzeczywistością okazało się to niemożliwe.
W 1981 zlikwidowano krępujące rozwój gry ograniczenie wysokości wygranych I stopnia. Zrezygnowano z Małego Lotka i w 1986 roku wprowadzono Super Lotka (7 z 49 liczb).
Polacy, kupując zakłady w grach PP TS, współfinansowali budowę obiektów sportowych w całym kraju. Częściowo z tych środków powstały m.in. Stadion Śląski w Chorzowie, katowicki "Spodek", poznańska "Arena", czy "Wielka Krokiew" w Zakopanem.
Widmo bankructwa i rewolucja
W 1990 roku firmie groziło bankructwo. Szalejąca inflacja powodowała odpływ graczy. Na firmę nałożono również większe obciążenia na rzecz państwa. Trudny okres udało się przetrwać i w 1991 roku sytuacja się ustabilizowała. Zlikwidowano grę Super Lotek, nastąpiły też rewolucyjne zmiany w sposobie zawierania zakładów.
W wyniku zawarcia umowy z amerykańską firmą G-Tech, 27 września 1991 roku do kolektur trafiły pierwsze maszyny losujące tzw. lottomaty. Proces modernizacji trwał cztery lata. 17 stycznia 1995 roku w Mrągowie przeprowadzono ostatni zakład off line.
W 1996 roku wprowadzono grę Multi Lotek. Losowania przeniosły się z TVP do Polsatu. W 1997 roku nastąpił kolejny ważny etap w historii Totalizatora. Został on skomercjalizowany i zamienił się w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. 100% jej udziałów należało do Skarbu Państwa. W styczniu następnego roku po raz ostatni losowano Express Lotka (przywrócono go w 2000 roku, na prośbę graczy), a w kwietniu po raz pierwszy - Twojego Szczęśliwego Numerka.
Początek obecnego stulecia to wymiana lottomatów, zmiany w istniejących grach, pojawienie się nowych. W 2003 roku przyjęto ustawę, zgodnie z którą do 25% wzrosła dopłata do stawek gier liczbowych TS: w 80% na obiekty sportowe oraz rozwijanie sportu wśród dzieci i młodzieży i w 20% na promowanie i wspieranie kultury narodowej. To powoduje - jak tłumaczy rzecznik prasowy TS Piotr Gawron - że poziom wypłacalności wynosi ok. 41-43%. W większości krajów Europy jest to 62-63%.
Duży Lotek - klejnot w koronie
Skupmy się teraz na najważniejszej grze Totalizatora Sportowego - Dużym Lotku. Od września 2007 roku losowania odbywają się trzy razy w tygodniu. Kupony możemy nabyć obecnie w 12 tys. punktach w całym kraju. Jak przekazał Wirtualnej Polsce Jarosław Tomaszewski z Zespołu PR i Komunikacji Totalizatora Sportowego, Duży Lotek (a obecnie Lotto) - jako jedyny z palety produktów TS - daje możliwość wielomilionowych wygranych. Wszystko dzięki mechanizmowi kumulacji, opartemu na rachunku prawdopodobieństwa. Tomaszewski przypomina, że szansa trafienia "szóstki" wynosi 1:13 983 816. Oznacza to, że możliwych kombinacji sześciu liczb ze zbioru od 1 do 49 jest blisko 14 mln.
Niektórzy wyznają inną filozofię - taką, która prawdopodobieństwo trafienia "szóstki" ocenia na 50% - albo się trafi, albo nie. Rzecznik TS Piotr Gawron dodaje, że prawdopodobieństwo wygrania "w sposób dramatycznie dotkliwy rośnie tylko w jednym przypadku - gdy się gra".
Przy cenie pojedynczego zakładu w Lotto równej 3 zł, na obstawienie wszystkich kombinacji trzeba przeznaczyć 42 mln. Ryzykowne, bo praktyka pokazuje, że przy dużych kumulacjach zwycięzców jest kilku.
Przy okazji warto przypomnieć pewną historię - ku przestrodze. - Parę lat temu, kiedy ktoś wygrał główną nagrodę, zaprosił całą wieś na imprezę, która trwała cały weekend. Bawiono się dobrze, suto zakrapiając, a potem się okazało, że zwycięzców było 16 i ledwo starczyło na pokrycie rachunku z tej imprezy - opowiada Piotr Gawron.
Mimo tak minimalnych szans na trafienie "szóstki", chętnych do płacenia za nadzieję nie brakuje. Portal Money.pl policzył, że w 2008 roku do kasy Totalizatora Sportowego wpłynęło (łącznie ze wszystkich gier) blisko 3,6 mld zł. Dzięki graczom państwo zarobiło ponad 1,6 mld zł. Na nagrody przeznaczono 900 mln zł. Kto gra?
Żeby wygrać, trzeba grać. Zdaje się, że tę prostą zależność nieco lepiej dostrzegają mężczyźni niż kobiety. Tak przynajmniej wynika z danych statystycznych z 2007 roku, przekazanych Wirtualnej Polsce przez Totalizator Sportowy. Wśród mężczyzn najwięcej grających ma od 25-34 lat (co piąty). Co ciekawe w kategorii wiekowej 16-24 przeważają kobiety (20,7% do 16,5%). Najwięcej graczy rekrutuje się z grupy posiadającej średnie wykształcenie. Jeśli zaś chodzi o miejsce zamieszkania, to w kolejkach do kolektur ustawiają się głównie osoby żyjące na wsi.
Z danych przekazanych Wirtualnej Polsce przez Totalizator Sportowy łatwo można sporządzić portret modelowego gracza. Jest to mężczyzna w wieku między 25. a 34. rokiem życia, ze średnim wykształceniem, pracujący fizycznie w prywatnym przedsiębiorstwie. Nasz gracz mieszka na wsi, a swoje warunki materialne ocenia jako średnie - ani dobre, ani złe.
A co z kobietami? Pani, która namiętnie skreśla liczby na kuponie, to przeważnie emerytka lub rencistka po 65. roku życia z podstawowym wykształceniem, mieszkanka wsi. Swoje warunki materialne również ocenia jako średnie.
Z danych z 2009 roku wynika, że większość grających woli, by to maszyna wypełniła za nich kupon. Tylko 38% graczy liczy na to, że samodzielnie wskaże zestaw liczb, który zrobi z nich milionerów. W wielkiej kumulacji wrześniowej sześć z ośmiu "szóstek" skreślona była metodą chybił-trafił.
Wielka kasa
Skoro już o wygranych mowa spójrzmy na najbardziej imponujące kwoty. W ostatnich dniach września 2009 roku było gorąco. Przynajmniej jeśli chodzi o emocje związane z Dużym Lotkiem. Plakaty wywieszone w oknach kolektur wabiły przechodniów okrągłą sumą 40 mln złotych. W rezultacie przewidywana kwota nie została osiągnięta. Pula na wygrane pierwszego stopnia wyniosła ponad 37,3 mln zł. Po losowaniu w różnych miejscach kraju rozległ się krzyk radości ośmiu graczy - każdy z nich zgarnął po niemal 4,7 mln zł (minus 10% podatku). Tym samym nie udało się pobić rekordowej kumulacji z listopada 2008 roku, kiedy na posiadacza kuponu z "szóstką" czekało prawie 40,5 mln zł. Sumą tą podzieliło się wówczas pięć osób.
Od 1996 roku o co najmniej 1 mln złotych wzbogaciło się dzięki Dużemu Lotkowi prawie 690 Polaków. Największa jak do tej pory wygrana padła w czerwcu 2004 roku w Warszawie. Konto jednej osoby zostało wówczas zasilone kwotą 20 119 858,20 zł. W styczniu 2008 i 2009 roku w Gdyni i Kaliszu posiadacze kuponów z "szóstkami" zgarnęli po ponad 17 mln zł. Wygrana w wysokości 14,5 mln zł padła w sierpniu 2008 w Lublinie. Szczęśliwy kupon w Kielcach przyniósł jego właścicielowi ok. 13,8 mln zł.
Rekordowa ilość jednocześnie trafionych "szóstek" padła w marcu 1994 roku. Główną wygraną trafiło wówczas... 80 graczy.
Jak wydać wygraną?
Kumulacje w Polsce to nic w porównaniu z kwotami, które można wygrać np. we Włoszech. Tam jednak prawdopodobieństwo trafienia "szóstki" jest znacznie mniejsze niż u nas i wynosi 1 do 622 mln. W sierpniu w grze Superenalotto ponad półroczna kumulacja spowodowała, że cały kraj oszalał na punkcie loterii. Nic dziwnego, bo na szczęśliwca czekało ponad 147 mln euro! Osoba, która wygrała wydała na kupon... dwa euro.
Pomysłów na wydanie takich kwot jest tyle, ile zapytanych osób. Dom, samochód, podróż dookoła świata - to najbanalniejszy zestaw marzeń. Niektórzy twierdzą, że część pieniędzy przeznaczyliby na cele charytatywne, inni zajęliby się pomnażaniem nowo zdobytego majątku przez inwestycje. Rzecznik TS deklaruje, że wygraną podzieliłby na trzy części. - Jedną bym zainwestował, druga wrzucił na lokatę na czarną godzinę, a trzecią wydałbym na najpiękniejsze wakacje swojego życia - mówi. Zaznacza przy tym, że po miesiącu, dwóch chciałby wrócić do normalnej pracy.
Rzecznikowi życzmy szczęścia, ale jak do tej pory, w całej historii firmy żaden z pracowników Totalizatora nie trafił "szóstki". Najwyższą wygraną była "piątka". - U mnie najwyższa była "trójka" - dodaje Gawron.
Tusk oddałby wygraną żonie
W związku z wrześniową kumulacją, jeden z dziennikarzy wręczył na konferencji prasowej wypełnione na chybił-trafił kupony Dużego Lotka Donaldowi Tuskowi, Waldemarowi Pawlakowi, Jackowi Rostowskiemu i Pawłowi Grasiowi z pytaniem, co zrobią z ewentualną wygraną.
- Mam nadzieję, że premier Pawlak i minister Rostowski zachowają się bardziej odpowiedzialnie ode mnie i powiedzą coś o celach społecznych. Ja bym przekazał tę wygraną mojej żonie, zresztą nie miałbym pewnie innego wyjścia - powiedział szef rządu.
Pawlak nikogo nie zaskoczył. Zadeklarował przekazanie wygranej na Ochotniczą Straż Pożarną i dodał, że "pan redaktor się zapłacze", jeśli któryś z kuponów okaże się wygrany. Minister finansów zasiliłby budżet resortu pracy i polityki społecznej Jolanty Fedak. Jak tłumaczył - na polskie dzieci. Rzecznik rządu stwierdził, że nie ma problemu, bo - jak widzi - jego numery nie wygrają.
Po losowaniu okazało się, że wicepremier Pawlak trafił "trójkę" (16 zł) - nie wiadomo, czy z kuponu ofiarowanego przez dziennikarza. Kulisy losowań
Oglądamy Studio Lotto, sprawdzamy wyniki w internecie lub w kolekturach, ale rzadko zastanawiamy się, jak wyglądają losowania "od kuchni". Wszyscy gracze pamiętają z pewnością słynną Komisję Kontroli Gier i Zakładów - trzy sympatyczne starsze osoby, których wydawałoby się głównym zadaniem jest kiwnięcie głową w odpowiednim momencie. Tymczasem to oni czuwają nad prawidłowym przebiegiem losowania. Komisja zniknęła z wizji, ale to nie oznacza, że przestała brać udział w procedurze.
- Losowania są prowadzone zgodnie z ustawą i regulaminem. Te regulaminy poszczególnych gier zatwierdzane są przez ministerstwo finansów, wszystkie losowania odbywają się w studiu Polsatu na Alei Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Emitowane są codziennie, na żywo - mówi Wirtualnej Polsce rzecznik TS Piotr Gawron. Dodaje, że studio ma specjalny system zabezpieczeń i jest zamknięte dla osób postronnych.
- Losowania są przeprowadzane za pomocą maszyn i kul, które posiadają odpowiednie świadectwa homologacji, zarówno polskie, jak i zagraniczne. Instytucją homologującą jest katedra technologii maszyn Politechniki Łódzkiej, która na zlecenie ministerstwa finansów, wykonuje certyfikat - mówi Gawron.
Produkcją sprzętu dla firm loteryjnych zajmują się tylko trzy firmy na świecie. Maszyny są przechowywane w specjalnych, zamkniętych kasach pancernych w studiu. Klucze do tych szaf są w centrali TS, w odpowiednim sejfie. Każdorazowo przedstawiciele komisji gier i zakładów kontrolują maszyny przed rozpoczęciem losowania. - Jest kilka kompletów kul, w związku z tym decyzja o wybraniu konkretnego zestawu podejmuje przewodniczący komisji itd. itd. Ta procedura jest długa i opisuje wszystkie możliwe wypadki - opowiada Gawron. - Straty spowodowane jakąkolwiek nieprawidłowością byłyby wielokrotnie straszniejsze dla firmy, niż jesteśmy w stanie to sobie wymyślić - zaznacza.
Rzecznik pamięta losowanie, podczas którego z maszyny wypadły wszystkie kule. Prowadzący nie domknął wtedy komory kasety. Odbyło się ono później, został wymieniony zestaw kul i spisany odpowiedni protokół - przypomina.
System rejestrujący zakłady zamyka się na 10 minut przed losowaniem. - Komisja zabezpiecza logi i całą dokumentację na serwerze zapasowym. - Potem odbywa się losowanie, komisja wraca do systemu i wprowadza do niego dane. - Nawet gdybyśmy zakładali jakieś bardzo hipotetyczne możliwości wpływania na ten system, to jest tylko jedno rozwiązanie. Trzeba by było mieć maszynę czasu, aby się cofnąć z wiedzą o losowaniach - mówi Gawron.
Lecą z nami w kulki?
Procedury procedurami, ale jest spora grupa ludzi, która jest przekonana, że Duży Lotek to jeden wielki spisek. Szczególnie uaktywnia się ona podczas dużych kumulacji. Przy okazji tej ostatniej - z września - na forum Wirtualnej Polski można było znaleźć wpisy takie jak ten: "Jeśli następują wygrane, to w sposób kontrolowany. Sądzę, że kasa z takich wygranych trafia do podstawionych. Wszystko można w tym ustroju". Inni idą jeszcze dalej. "Dlaczego są ciągle kumulacje i z reguły trafia jedna osoba szóstkę? Jest to wynik specjalnego żydowskiego systemu, który został zakupiony m.in. przez 'Polaków'" - pisze Internauta "ordek". Pojawiają się też teorie dotyczące specjalnie obciążonych, namagnesowanych, spreparowanych, czy podrasowanych kul.
Na uwagę o takich opiniach, Piotr Gawron uśmiecha się. - Ja kocham te spiskowe teorie dziejów i przyznam, że trochę hobbystycznie zaczynam je kolekcjonować - mówi. Zaznacza, że szczególnie podobają mu się tzw. systemy gwarantowanej wygranej. - Jako żywo przypomina to takich dżentelmenów, którzy piszą książki pod tytułem "Jak wygrać 10 milionów dolarów na giełdzie". Tyle tylko, że żyją oni ze sprzedaży tej książki - mówi. - Jest grupa ludzi, która rozumie świat, jako zespół spisków. I tutaj żaden logiczny argument nie gra roli - dodaje.
Bułgarski przypadek
Gawron przyznaje, że w ostatnim czasie wielki oddźwięk w całym świecie loteryjnym wywołała informacja z Bułgarii. W losowaniach przeprowadzonych 6 i 10 września w grze, w której wybiera się 6 z 42 liczb, padł ten sam wynik. Sprawą zajęła się prokuratura. Szefowa bułgarskiego totalizatora wykluczyła jakąkolwiek manipulację i tłumaczyła, że to czysty przypadek.
Podobnego zdania jest rzecznik polskiego TS. - Gdybyśmy mieli sytuację, że te liczby padały w tej samej kolejności, to byśmy mieli powód do dociekań. Ale one były losowane w innej kolejności. Mamy tu do czynienia z uśmiechem losu, tylko i wyłącznie - zapewnia.
Dbaj o kupon
Totalizator regularnie odwiedzają rozgoryczeni gracze. Często zdarza się, że przychodzą z informacją o rzekomo zgubionych kuponach z wygraną. Zdarzają się też nieodebrane wygrane. TS poszukuje wtedy zwycięzców, dając ogłoszenia m.in. w lokalnej prasie.
Przy okazji Piotr Gawron apeluje do graczy, by dbali o swoje kupony. Przypomina, że są one jedyną przepustką do odebrania wygranej. - Jeśli je zawieracie, to starajcie się trzymać je w bezpiecznym miejscu. Nie na słońcu, żeby nie płowiały, nie w spodniach, które pójdą do pralki. Regulamin jest twardy, nie ma kuponu, nie ma wygranej - mówi. Przypomina też historię pewnej pani z Krakowa. - Była ona uprzejma pogiąć kupon i doszła do wniosku, że najlepiej będzie go wyprasować... - mówi. Szczęśliwie jedynym miejscem, którego nie potraktowała żelazkiem był numer kuponu. Dzięki temu nie było problemu ze stwierdzeniem i wypłaceniem wygranej.
W samej firmie - jak przyznaje rzecznik - krąży wiele plotek na temat zwycięzców Dużego Lotka. Jedną z nich jest ta o parze starszych ludzi, którzy po olbrzymią wygraną przyszli z dwiema reklamówkami i zamierzali wracać z nią tramwajem. Inna mówi o tym, że parę lat temu ktoś zaniósł niebagatelną wygraną do jednego z krakowskich hospicjów, rzucił ją dyrektorowi na biurko i powiedział, że on jest zadowolony ze swojego życia i nie chce go zmieniać. W prasie pojawiają się informacje o zwycięzcach, którzy np. tankowali na stacji benzynowej za 198 zł i dla równego rachunku dorzucali - zwycięski, jak się później okazywało - kupon z jednym zakładem.
Wszystko jest możliwe, ale jak zaznacza Gawron, kontakt z wygranymi ma minimalna liczba pracowników Totalizatora. I przyznaje, że firma niechętnie mówi o szczęśliwcach, którzy trafili "szóstkę". Zapewnia też, że nie gromadzi ich danych. - To jest czyjeś prywatne szczęście - ucina.
Więc grać, czy nie grać? Rzecznik TS - co zrozumiałe - nie ma wątpliwości. - Ja uważam, że trzeba dawać szczęściu szansę, i trzeba te 2 złote zainwestować w swoje szczęście - mówi. Przyznaje jednak, że niektórzy przez dziesiątki lat nie mają szczęścia. - Koresponduję z panem spod Krakowa, który od 1957 roku gra na ten sam zestaw cyfr. I nic... - mówi.
Z drugiej strony, jak tu się oprzeć choć ziarenku nadziei zamiany, teraz już 3 a nie 2 zł, na grube miliony?
Konrad Żelazowski, Wirtualna Polska