Zdumienie, przygnębienie, wściekłość


Nad rumowiskiem zgniecionej hali Międzynarodowych Targów Katowickich nadal krążą gołębie.

08.02.2006 | aktual.: 08.02.2006 08:18

Siadają na sąsiednich budynkach i znowu podrywają się do lotu. Jest ich coraz mniej – pozostały te, które uporczywie czekają od blisko czterech dni na znajomy sygnał od swojego hodowcy. Od swojego przyjaciela, bo przyjaźń między tym ptakiem, a człowiekiem jest zdumiewająca i tajemnicza. To może być gwizd, jakieś im tylko znane słowo, czy gest ręki... Ale musi być, żeby gołąb poderwał się i próbował, przynajmniej próbował, wrócić do swojego gniazda.

Trwa identyfikacja ciał. Trwają poszukiwania kilku osób, które najprawdopodobniej mogły być na wystawie gołębi pocztowych w sobotę 28 stycznia. Od czasu tragedii nie wróciły do domów. Są w szoku, przebywają u znajomych, pomagają na miejscu katastrofy, nie mają głowy, żeby powiadomić najbliższych że żyją – wierzą najbliżsi. Czekają, oddają próbki do badań DNA. Kilka poszukiwanych osób ciągle daje nadzieję dla ponad dwudziestu rodzin. I narasta wściekłość.

Wraz z odkrywaniem, że o pęknięciach dachu hali wystawienniczej, tej która pogrzebała przynajmniej 64 osoby (2 kolejne ofiary odnaleziono w południe 31 stycznia), wiadomo było od lat. Już cztery lata temu zauważono pęknięcia dachu, na którym zalegał nadmiar śniegu. Zrobiono szybki remont, załatano usterkę. Załatano po naszemu – cudem uratowani mówią, że od pierwszych godzin wystawy kapało im na głowę.

Wisiała nad nimi śmierć. Niektórzy z wystawców przypominają sobie, że ich gołębie z niepokojem zwracały główki w górę.

Jan Dziadul z Katowic

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)