Zbuntowani gruzińscy żołnierze chcieli zabić prezydenta?
- Bunt w bazie wojskowej Muchrowani koło
Tbilisi zakończył się, a dowódcę aresztowano - podało gruzińskie MSZ. W buncie uczestniczyło kilkuset żołnierzy, a także cywilów niezwiązanych z bazą. Ich celem, zdaniem gruzińskiej policji, miało być zamordowanie prezydenta Saakaszwilego. Władze gruzińskie oskarżyły Rosję o finansowanie spisku, Moskwa zaprzecza tym oskarżeniom.
05.05.2009 | aktual.: 05.05.2009 15:39
Prezydent Gruzji Micheil Saakaszewili powiedział w wystąpieniu telewizyjnym, że bunt był sprawą odosobnioną i sytuacja w kraju jest pod kontrolą.
- Osobiście prowadziłem negocjacje z buntownikami i zasugerowałem, żeby złożyli broń i oddali się w ręce policji - powiedział prezydent, nie ukrywając, że zasugerował, iż w przeciwnym razie użyje siły.
Na zbuntowaną bazę wysłano czołgi
Zbuntowani żołnierze należeli do batalionu wojsk pancernych w bazie wojskowej Muchrowani, położonej 30 kilometrów od Tbilisi.
Rzecznik MSW Szota Utiaszwili podał, że bunt został zorganizowany przez byłego dowódcę gruzińskich sił specjalnych, korzystającego z poparcia Rosji. - Na miejscu zatrzymano kilku spiskowców - powiedział Utiaszwili, nie ujawniając jednak szczegółów.
Wcześniej gruzińskie MSW informowało o odkryciu spisku, mającego prowadzić do "powstania w armii".
W kierunku bazy wojskowej wysłano kolumnę czołgów i pojazdów opancerzonych. Gruzińska policja nie wpuszcza jednak w pobliże Muchrowani dziennikarzy.
Niezależna gruzińska agencja Civil.Ge podała, że wszystkie drogi prowadzące w kierunku bazy, zostały zamknięte.
Rosja pomagała w spisku?
- Plany spiskowców były koordynowane z Rosją, a ich celem minimum było zerwanie manewrów NATO, a maksimum - bunt armii w kraju - twierdził w wywiadzie dla gruzińskiej telewizji, minister obrony Gruzji Dawid Sicharulidze.
Jednak zdaniem gruzińskiej policji, celem buntowników był zamach na życie prezydenta.
Sam prezydent Saakaszwili zaapelował do Rosji, by "powstrzymała się od prowokacji". Saakaszwili powiedział, że bunt jest "poważnym zagrożeniem", ale sytuacja "jest pod kontrolą".
Rosjanie zaprzeczają jednak, by mieli związek z wojskowym spiskiem w Gruzji. - Fakt, iż bunt wybuchł w brygadzie resortu obrony odzwierciedla wszechogarniający kryzys polityczny i gospodarczy, który się pogłębia pod rządami Micheila Saakaszwilego - skomentował sprawę ambasador Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin.
- Saakaszwili i jego otoczenie próbują tłumaczyć następstwa swojej głupoty knowaniami Moskwy - dodał Rogozin.
Tymczasem rzeczniczka NATO Carmen Romero, zapowiedziała, że Sojusz nie zamierza odwołać ćwiczeń w Gruzji.
Rosja oceniła manewry NATO, które mają się odbyć między 6 maja a 1 czerwca, jako "prowokację". Prezydent Dmitrij Miedwiediew nazwał je niebezpiecznym posunięciem, które może zagrozić wysiłkom zmierzającym do poprawy relacji między Moskwą a Sojuszem.