Zbudujemy nową Polskę. A później dobudujemy stryszek
Kiedyś budowaliśmy drugą Japonię, całkiem niedawno zaczęliśmy budować drugą Irlandię, a w czwartek Jarosław Kaczyński ogłosił, że jak tylko wróci do władzy (co jak wiadomo jest kwestią czasu) zacznie budować drugą Polskę. Jednym słowem - życie na budowie.
18.07.2008 | aktual.: 18.07.2008 09:54
Z tą drugą Polską to nie do końca jest tak. No bo oczywiście wszystko będzie nowe (nawet uniwersytety), ale liczba dwa jest już dawno zużyta. W końcu Kaczyński budował już nawet czwartą Polskę. Później niestety mu wszystko zburzyli ci od drugiej Irlandii, ale czas płynie naprzód, liczebniki się nie cofają - druga Polska będzie piątą a może nawet szóstą.
Nie zmienia to jednak faktu, że my w Polsce cały czas coś budujemy. Wystarczy pojechać na dowolne przedmieścia, by zobaczyć nadbudówki, przybudówki, dobudówki, zabudówki. A może nawet jakieś rozbudówki, odbudówki, wybudówki i przebudówki gdzieniegdzie by się znalazły. No jednym słowem buduje się. Jak u rodziców mojego przyjaciela, którzy (mając jedynego syna) postanowili go dopieścić wielkim domem i najpierw w swoim średnim domku zabudowali strych, potem nadbudowali piętro, następnie rozbudowali salon, później przebudowali parter, w końcu dobudowali garaż i w ten sposób zabudowali cały plac. A potem syn wyjechał do Niemiec i urządził się w jakimś miejscu, gdzie wszystko było już dawno zbudowane.
Polska to całe szeregi takich wielkich domów. Domów, które zaczynały się w latach 70. ubiegłego wieku od klocka z pustaków, potem w latach 80. wyposażały się w tarasy (bez barierek) i szlacheckie ganki (z nieotynkowanego betonu), w latach 90. - w połamane blaszane dachy i siding, aż wreszcie w ostatnich latach, w nowe plastikowe okna (dumnie pieniące się żółtymi purchlami uszczelniacza) i dodatkowe piętra o barokowo-rustykalnych ornamentach. Domów, które są dziś puste, bo wszystkie dzieci wyjechały za granice, przeniosły się do miasta, albo rozpoczęły swoje budowy, które skończą, gdy ich dzieci się od nich wyprowadzą.
A więc budujemy. Z miłości, z troski o następne pokolenia, z potrzeby zmian, z poczucia piękna, dla zaspokojenia ambicji, dlatego, że inni tak robią. Budujemy i w związku z tym wciąż mieszkamy drzwi w drzwi z gruzem, pyłem, belkami więźby dachowej, szklaną watą, która kusi nas swoim ciepłem - jedynym ciepłem, jaki zostanie w naszym domu, gdy budowa się skończy.
I to chciałbym zadedykować partyjnym specom od metaforyki budowlanej.
A przy okazji - ktoś mi ostatnio ukradł rower z klatki schodowej - gdybyście widzieli, dajcie znać. W domu mamy przebudowę i ciągle się kręcą jacyś nieznajomi...
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska