Zbiorowy gwałt na Polkach
Żołnierze Armii Czerwonej mogli zgwałcić nawet 50 tys. Polek. Większość kobiet nigdzie tego nie zgłaszała, bo temat był wstydliwy, hańbiący - mówi prof. Marcin Zaremba, historyk, autor pionierskich badań na ten temat.
11.03.2016 19:27
Marcin Dzierżanowski, Wprost: [Seks](https://portal.abczdrowie.pl/10-korzysci-z-seksu-ktore-cie-zaskocza) na wojnie jest ważny?
Prof. Marcin Zaremba: Bardzo ważny. [Psycholodzy](https://ranking.abczdrowie.pl/s/psycholog) zwracają uwagę, że w warunkach silnego lęku i stresu wzrasta napięcie seksualne. Inna sprawa, że to temat tabu. Kiedy zacząłem badać problem gwałtów dokonywanych na Polkach przez Armię Czerwoną, okazało się, że prawie nie ma na ten temat źródeł.
Ofiary się wstydzą?
Większość nie potrafiła z nikim o tym rozmawiać. W maju 1946 roku dziennikarz ''Ziemi Pomorskiej'' alarmuje, że przez Bydgoszcz przechodzi fala samobójstw kobiet w średnim wieku. Pisze, że jednym z powodów są choroby weneryczne, ale słowa ''gwałt'' nie wymawia. To bardzo charakterystyczne.
Skąd tak wielka skala gwałtów dokonywanych przez żołnierzy Armii Czerwonej? Niemcy na przykład w czasie wojny gwałcili dużo rzadziej.
Przyczyn jest wiele. Jedną z nich jest to, że żołnierzy radzieckich nikt nie wysyłał na przepustki, więc zwykle przez całe lata nie widzieli żon. Po drugie, w porównaniu z żołnierzami innych armii rzadko wchodzili w romanse z miejscową ludnością. W okupowanej Warszawie niemal każdy niemiecki podoficer miał swoją kochankę, także żołnierze brytyjscy i francuscy na ogół bez problemów znajdowali sobie wśród miejscowej ludności panie do towarzystwa. Sowieccy żołnierze mieli pod tym względem znacznie trudniej. Mówiąc wprost, kobiety postrzegały ich zazwyczaj jako prymitywów i chamów. W dodatku byli seksualnie niewyżyci, stalinowska kultura i obyczajowość ZSRR tłumiła przecież erotyzm. Nic dziwnego, że gdy doszli do Berlina, Rosjanie wyrywali sobie kartki z katalogów kobiecej bielizny, bo pokazywały one częściowo odkryte kobiece ciało. Dla nich to był szok.
Niemcy mieli temat bardziej oswojony?
Od początku okupacji zadbali o potrzeby seksualne swoich żołnierzy. Już 9 września 1939 roku z rozkazu Reinharda Heydricha zaczęto organizować w Warszawie i innych dużych miastach Polski domy publiczne dla Niemców. Było to o tyle pragmatyczne, że Niemcy za wszelką cenę chcieli uniknąć zarażenia swoich żołnierzy chorobą weneryczną. Surowo za to zresztą karali. Kobieta, która się tego dopuściła, mogła nawet trafić do Oświęcimia.
Przeczytaj również: Trzech kandydatów do rządzenia historią. Jaka przyszłość czeka IPN?
Seksualne niewyżycie nie jest chyba jedyną przyczyną sowieckich gwałtów...
Powodów było znacznie więcej. Musimy pamiętać o olbrzymim straumatyzowaniu żołnierzy na froncie wschodnim, ogromnej biedzie, niedożywieniu, ciągłym lęku. Ważną przyczyną był alkohol, wiele gwałtów żołnierze Armii Czerwonej dokonywali po pijaku. Ale być może najważniejszą przyczyną było przyzwolenie dowództwa.
Także tego najwyższego, na Kremlu?
Jugosłowiański działacz komunistyczny Milovan Đilas spytał o to kiedyś samego Stalina. Odpowiedź, którą znamy dzięki publikacji jego wspomnień, była następująca: ''Wyobraźcie sobie kogoś, kto bił się od Stalingradu do Belgradu – poprzez tysiące kilometrów swego własnego zniszczonego kraju, kto maszerował po martwych ciałach swych towarzyszy i swych najukochańszych. Jak może taki człowiek reagować normalnie? Cóż jest tak odrażającego w tym, że po takich okropnościach zabawi się z kobietą? Trzeba zrozumieć żołnierza. Ważne, że bije się z Niemcami i bije się dobrze. Reszta nic nie znaczy!''. Tak więc niby zgody na gwałty nie było, ale prawie wszyscy dowódcy przymykali na nie oko.
Relacje mówią głównie o gwałtach dokonywanych pod koniec wojny.
Mniej więcej do końca 1944 roku Armia Czerwona była jednak w miarę karna. Gwałty, owszem, się zdarzały, ale – jakkolwiek makabrycznie to zabrzmi – nie było ich jakoś zaskakująco dużo. Prawda jest taka, że w czasie walk wszystkie armie gwałcą. W kwietniu i maju 1945 roku żandarmeria amerykańska odnotowała około 500 takich napaści dokonanych na Niemki przez swoich żołnierzy. Także polscy żołnierze dopuszczali się przemocy seksualnej w stosunku do Niemek, zachowały się na ten temat świadectwa dotyczące głównie II Armii Wojska Polskiego. Zasadą było jednak, że takich żołnierzy czekał sąd polowy i w najlepszym wypadku kompania karna. Żołnierze radzieccy czuli się natomiast bezkarni. Prawdziwy armagedon zaczyna się pod koniec 1944 roku, gdy Sowieci wkraczają w przedwojenne granice Rzeszy.
Ofiarami są głównie Niemki?
Z całą pewnością tak. Według szacunków Antony’ego Beevora, Sowieci zgwałcili nawet 2 mln niemieckich kobiet.
Zemsta na wrogu?
Na pewno był to jeden z ważniejszych motywów. Z tego powodu ofiarą przemocy seksualnej padło też około 100 tys. Węgierek. Wkraczająca Armia Czerwona budziła wśród kobiet powszechną grozę. Potencjalne ofiary starały się ukryć, symulowały groźne choroby zakaźne. Udawano tyfus, na twarzy malowano plamy udające strupy, nastoletnie dziewczyny starano się ubrać tak, by wyglądały na dzieci. Niewiele to jednak pomagało.
Od kiedy ofiarami stają się Polki?
Na masową skalę – od rozpoczęcia ofensywy zimowej w styczniu 1945 roku. Kiedy front zbliża się do Olsztyna, Gdańska i Elbląga, gwałty zaczynają przybierać rozmiar klęski żywiołowej. Są brutalne, zbiorowe, często towarzyszą im morderstwa lub okaleczenia. W Poznaniu radzieccy żołnierze proszą młode Polki o pomoc w opatrywaniu rannych, potem je gwałcą. W Gdańsku kobiety są gwałcone po kilka, a nawet kilkanaście razy. Podobną gehennę przeżywają kobiety na Warmii, Mazurach i Śląsku.
W przypadku Polek motyw zemsty nie miał sensu.
Dlatego mówiono czasem o ''słusznej zapłacie''. W jednej z relacji, do której dotarłem, padają słowa: ''Walczyliśmy o was trzy lata, to teraz wszystkie Polki są nasze''.
Oczekiwano usług seksualnych w ramach wdzięczności?
Często tak. Wielu oficerów i podoficerów stacjonowało u polskich rodzin, często uważali, że seks mieści się w ramach swoistej gościny należnej wyzwolicielom. Wywoływało to, oczywiście, olbrzymi strach kobiet. W gruncie rzeczy takie wymuszone stosunki to również były gwałty, choć czasem możliwe były jakieś negocjacje, uniki. Czyli to, na co na ogół zupełnie nie mogły liczyć Niemki.
Polki gwałcono mniej brutalnie?
Nie było takiej reguły. W pijanym widzie wielu żołnierzy nie bardzo wiedziało, kogo gwałci. Zdarzało się, że w rodzinie ofiarą padały trzy pokolenia kobiet, od 13-letniej wnuczki do 80-letniej babki. Poza tym w Armii Czerwonej walczyło wielu Kirgizów, Uzbeków czy Tadżyków, dla których różnica między Polakiem a Niemcem nie była do końca widoczna. Niestety, przejście frontu nie rozwiązuje problemu. Druga fala masowej przemocy seksualnej ma miejsce latem 1945 roku.
Czyli już po ''wyzwoleniu''.
Radzieccy żołnierze wracają wtedy w glorii weteranów, zwłaszcza tereny Ziem Odzyskanych traktują jak wojenny łup. Brutalne zachowania wobec Niemek na zasadzie odbitej fali przenoszą wtedy masowo na Polki.
Jak powszechne to zjawisko?
Na Śląsku, Wybrzeżu czy Warmii i Mazurach rozprzestrzenia się jak zaraza. Ale występuje wszędzie, także na przykład w Poznaniu, Łodzi, Częstochowie czy Białymstoku. Niektórzy oficerowie tworzą sobie przy stacjonujących tam jednostkach prawdziwe haremy – kobiety im piorą, sprzątają, a przy okazji są wykorzystywane seksualnie. Kobiety są też porywane z ulicy, żołnierze chodzą po targu, wybierają ofiarę, zabierają do samochodu, wywożą za miasto i gwałcą. Zdarzały się też napady na pociągi, w trakcie których rabowano i wykorzystywano pasażerki.
Znamy jakieś liczby?
Pozostają nam bardzo przybliżone szacunki. Tym bardziej, że większość raportów mówi ogólnie o ''kobietach''. Często nie wiemy, czy były to Polki, Niemki, które nie zdążyły uciec, czy może nawet Rosjanki lub Ukrainki przywiezione w czasie wojny jako przymusowe robotnice.
Żołnierze Armii Czerwonej gwałcili też Rosjanki?
Są takie przypadki. Rosyjski korespondent wojenny Wasilij Grossman notuje nawet: ''Oswobodzone radzieckie dziewczyny skarżyły się, że są gwałcone przez naszych''. Tak więc ocenianie liczby ofiar przemocy seksualnej tamtego okresu jest niezwykle trudne. Według mnie żołnierze radzieccy mogli zgwałcić 40 tys., a może nawet 50 tys. Polek. Większość ofiar nigdzie tego nie zgłaszała, bo temat był wstydliwy, hańbiący. Tylko nieliczne kobiety zgłaszały się na milicję lub do szpitala. Sprawa wychodziła na jaw rzadko. Głównie wtedy, gdy w trakcie gwałtu doszło do pobicia lub zranienia, ewentualnie gdy kobieta zaraziła się chorobą weneryczną lub zaszła w ciążę.
Ciąże w wyniku gwałtów były częste?
Wydaje się, że tak. Po wojnie powstało nawet określenie ''kacapskie dzieci'', ale nie wiemy, ile ich się urodziło. Możemy sobie wyobrazić, ze większości nie mówiono, że ich ojcem jest radziecki żołnierz. Wiemy, że po 1945 r. bardzo wzrasta liczba aborcji, w październiku 1945 r. episkopat pisze nawet list pasterski, w którym mowa jest o ''szerzeniu się zbrodni spędzania płodu''. Istnieje też raport krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej dotyczący wzrastającej liczby porzucanych noworodków.
A choroby weneryczne?
Stają się prawdziwą plagą. Są raporty, że w niektórych rejonach Ziem Odzyskanych zarażonych było 90 proc. kobiet. Resort zdrowia ocenia, że po wojnie 10 proc. ludności kraju miało kiłę. Zastępca komendanta milicji w Gnieźnie, gdzie stacjonowali radzieccy żołnierze, wydaje nawet zalecenie, by kobiety nie wychodziły na ulice po godz. 22. Te, które to zrobią, mają być poddawane kontroli lekarskiej.
Milicja jest po stronie ofiar czy radzieckich oprawców?
Raczej stara się bronić kobiet, ale ma mocno związane ręce. Boi się oskarżać o gwałty weteranów spod Kurska czy Moskwy. Są przypadki, że żołnierz sowiecki rozbraja albo wręcz zabija polskiego milicjanta. W raportach niekiedy pisze się o ''sprawcach ubranych w mundur Armii Czerwonej''.
Bano się napisać wprost, że to czerwonoarmiści?
Najwyraźniej. Wpisywało się to zresztą w legendę Werwolfu, czyli pozostałych na polskich ziemiach niemieckich dywersantów, którzy mieli zwalczać tworzące się struktury polskiego państwa oraz wyzwolicielską Armię Czerwoną. W niektórych raportach milicjanci piszą wprost, że gwałtu dokonali Rosjanie, ale zdarza się, że później przełożeni wykreślają tę informację. Dlatego w wielu przypadkach skazani jesteśmy na domysły. Choćby w sprawie zabójstwa Bronisławy Mandoń, 9-letniej dziewczynki z Rzeszowa, brutalnie zamordowanej przez nieustalonych nigdy sprawców.
Miejscowa ludność oskarżyła wtedy rzeszowskich Żydów o mord rytualny.
W rozpowszechnianiu się tej absurdalnej plotki wzięli aktywny udział milicjanci i funkcjonariusze UB, dużą rolę odegrały oczywiście antysemickie uprzedzenia. Ciało Bronisławy miało ślady brutalnego gwałtu, zabójca zdarł z twarzy ofiary skórę, wyciął też fragmenty skóry na udach. Dlaczego gotów jestem postawić hipotezę, że sprawcą mógł być żołnierz radziecki? Bo pod koniec wojny w szeregach Armii Czerwonej walczyli więźniowie zwolnieni z gułagów. Wśród nich skazani za zboczenia seksualne oraz chorzy psychicznie. Wychodzono z założenia, że lepszy taki żołnierz niż żaden. Być może właśnie to tego typu ludzie dopuszczali się szczególnie brutalnych gwałtów. Choćby takich jak w Kielcach, gdzie, jak relacjonował miejscowy starosta, sowieccy żołnierze gwałconym kobietom powyrywali kawałki ciała, a jednej z ofiar nawet przegryziono krtań. Zdarzały się też przypadki wydłubywania oczu po to, by nie było świadków zbrodni.
Nawet jak świadkowie byli, to zwykle milczeli.
Milczały też ofiary, milczeli historycy. W okresie PRL opisywanie zbrodni Armii Czerwonej było, oczywiście, utrudnione, ale nie jest to jedyny powód. Gwałty dotyczyły kobiet, tymczasem polska historiografia wojny jest bardzo ''męska''. Przy kolejnych rocznicach wojny wydawano wojenne pamiętniki, zbiory relacji, wspomnień, ale o przemocy seksualnej w nich nie wspominano. Ofiary ze swoją traumą zostały więc zupełnie same.
Rozmawiał Marcin Dzierżanowski, Wprost
Prof. Marcin Zaremba – historyk Uniwersytetu Warszawskiego oraz Polskiej Akademii Nauk, badacz najnowszych dziejów Polski, autor głośnej książki ''Wielka trwoga. Polska 1944-1947: ludowa reakcja na kryzys''.
Przeczytaj również: Miriam Shaded dla "Wprost": Islam powinien być w Polsce zdelegalizowany