Zbigniew Ziobro o apelu premiera: Tusk trzęsie portkami
Burza po apelu premiera, który nawoływał warszawiaków do bojkotu referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. - Donald Tusk trzęsie portkami, paraliżuje go strach przed demokracją – uważa Zbigniew Ziobro (SP). - To kolejna wpadka premiera, która rykoszetem odbije się i wróci jak bumerang. Ludzie są wkurzeni na Donalda Tuska i Hannę Gronkiewicz-Waltz - mówi Eugeniusz Kłopotek (PSL).
Mariusz Antoni Kamiński (PiS) przypomina naczelne hasło Donalda Tuska: „idź na wybory, zmień kraj”. - Kiedyś tak mówił, a teraz nawołując do bojkotu stał się hipokrytą. To działanie do doraźnych celów politycznych w wykonaniu szefa rządu jest niespotykane na skalę europejską – twierdzi poseł. W ocenie Dariusza Jońskiego (SLD) to życiowy błąd premiera. - Zawsze namawia do brania udziału w wyborach, a jak nie jest to mu na rękę, to odradza. Donald Tusk stracił już jakąkolwiek wiarygodność, stracił twarz - podkreśla poseł.
- A czy to nie jest pragmatyzm? - pyta retorycznie Małgorzata Kidawa-Błońska (PO). Mimo że posłanka nie czeka na odpowiedź, opozycja mówi: "to demagogia i hipokryzja". - Demagogia Tuska nie zna granic. Propaganda wykorzystywana jest na każdym kroku, więc jest w stanie powiedzieć i zrobić wszystko – mówi Zbigniew Ziobro (SP).
Posłanka Platformy szybko tłumaczy, że nawoływanie do pozostania w domu, to nie jest żaden bojkot, a i to referendum nie jest prawdziwym referendum. - Jeśli za zbieraniem podpisów stoją partie polityczne, to chyba już nie jest referendum – mówi. - Poza tym nie jest to bojkot, bo to referendum jest przeciwko komuś, więc nie ma potrzeby żeby osoby zadowolone brały w nim udział – tłumaczy Kidawa-Błońska. Na zapytanie, czy nie lepiej byłoby stawić czoła i obronić panią prezydent przy urnach, a nie metodą niskiej frekwencji, odpowiada, że „to nie jest obrona, tylko atak”. - My nie musimy się bronić, bo wybory są za rok. Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć, że Warszawa rozwija się. Opozycji chodzi tylko i wyłącznie o zamęt – podkreśla posłanka.
Artur Dębski (RP) jest zbulwersowany. - Przy takich wydatkach Warszawy, to miasto stoi w miejscu! – mówi. - I nie ma znaczenia, że partie polityczne dołączyły się do organizacji tego referendum. To w żaden sposób nie umniejsza jego wartości. Jako mieszkaniec Warszawy mogę powiedzieć tylko, że czara goryczy została przelana – podkreśla polityk.
Pomimo apeli premiera, zdaniem Kamińskiego, warszawiacy i tak wezmą udział w referendum, bo będą chcieli zrobić Tuskowi na złość. Podobnego zdania są też inni politycy. - To kolejna wpadka premiera, rykoszetem odbije się i wróci jak bumerang. Ludzie są wkurzeni na Donalda Tuska i Hannę Gronkiewicz-Waltz, więc tym bardziej wezmą udział w tym referendum, co jeszcze bardziej pogłębi porażkę pani prezydent - mówi Eugeniusz Kłopotek (PSL). Dariusz Joński (SLD) przypomina podobną sytuację przy okazji odwoływania prezydenta Łodzi. Wówczas Jerzy Kropiwnicki również apelował o bojkot referendum i wyborcy zachowali się zupełnie odwrotnie.
Jeśli tak się stanie, to porażka Gronkiewicz-Waltz wydaje się być nieunikniona. Według badań ratunkiem może być tylko niska frekwencja, więc nawoływanie do bojkotu zapewne świadczy, że premier ma tego świadomość. - To oczywiste. Dodatkowo Donald Tusk trzęsie portkami, paraliżuje go strach przed demokracją – uważa Zbigniew Ziobro. Podkreśla, że wybory i referenda to narzędzia, bez których nie ma demokracji. - W tej sytuacji można oczekiwać, że za chwilę Donald Tusk zaapeluje o zrywanie obrad sejmu, bo po co w nich uczestniczyć, jak można pojechać na wakacje - ironizuje Ziobro.
Podobnie mogłoby się stać w przypadku wniosków o wotum nieufności dla ministrów, gdyby przepisy wymagały obecności danej liczby posłów. Ziobro zauważa również, że w zaistniałych okolicznościach Donald Tusk kieruje się na niebezpieczną ścieżkę. - To pewien paradoks, ale sprzeciwianie się referendom jest tożsame z koncepcją faszystów, których tak żarliwie chce zwalczyć Donald Tusk, więc Donaldzie nie idź tą drogą! - nawołuje Ziobro.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska