Zbigniew Puciak: zamach w Smoleńsku da się zbadać. Rosja musi nam oddać wrak
Jeżeli, jak mówią niektórzy, to był zamach, to powinniśmy szukać nie materiałów wybuchowych jak trotyl czy nitrogliceryna, ale osmalin, powstających w wyniku wybuchów. To rozwiałoby wszelkie wątpliwości – mówi Wprost.pl ekspert od spraw pirotechniki Zbigniew Puciak. - Żeby jednak można było przeprowadzić badania rozwiewające wszelkie wątpliwości, Rosjanie musieliby dać nam do badania kompletny wrak - dodaje.
30.10.2012 | aktual.: 30.10.2012 20:26
Zbigniew Puciak powiedział, że nie wie, jakie procedury zastosowano podczas badań na obecność materiałów wybuchowych w przypadku wraku Tu-154M, bo "każdorazowo procedury dostosowuje się do określone sytuacji, w jakiej dany przedmiot, obiekt czy teren się znajduje". - Mogę powiedzieć jedno: wszystko zależy od struktury materiału, z jakiego pobiera się próbki. Detektory – czyli urządzenia stosowane w badaniach - wykorzystuje się do działań prewencyjnych - wyjaśnia.
Jak tłumaczy, "przede wszystkim szukamy ewentualnej obecności śladowych cząstek materiałów wybuchowych lub efektów powybuchowych – osmaliny". - Powstają one w trakcie wybuchu. A wybuch to gwałtowne spalenie się substancji chemicznej. Tak powstają gazy powybuchowe, które często nanoszą na centrum wybuchu lub na przedmioty mu bliskie, określony rodzaj osmalin. I je można poddać badaniu, które wykonuje się raczej laboratoryjnie - dodaje.
- Jeżeli, jak mówią niektórzy, to był zamach, to rzeczywiście, nie powinniśmy szukać materiału wybuchowego, ale osmalin. I wtedy mielibyśmy pewność, że takie zdarzenie miało miejsce- mówi Puciak. Jego zdaniem badania mechanoskopijne wraku pokazałyby, co działo się wewnątrz kadłuba – na pokładzie samolotu.
Aby przeprowadzić takie badanie potrzebny jest do tego "cały kompletny wrak". - Wszystkie części samolotu. Dopiero wtedy jesteśmy w stanie stwierdzić, że ta konkretna część wyposażenia kadłuba, wyposażenia kabiny, czy elementów wewnętrznych samolotu brała udział w wybuchu. Jesteśmy w stanie przyporządkować stężenie materiału do konkretnego miejsca. Np. jeżeli urządzenia do oznaczeń wykażą, że największe stężenie pochodzi z wolantu (kierownicy w samolocie – przyp. red.), miejsca wybuchu trzeba by wówczas szukać w przedniej części samolotu - wyjaśnia ekspert od spraw pirotechniki Zbigniew Puciak.
Więcej na www.wprost.pl