Polska"Zbieranie haków to nie jest styl J. Kaczyńskiego"

"Zbieranie haków to nie jest styl J. Kaczyńskiego"

Ja wiem z poprzedniej kampanii, że to nie jest styl Jarosława Kaczyńskiego - gromadzenie haków na kogokolwiek - powiedział w audycji "Salon Polityczny Trójki" poseł PiS Jacek Kurski.

"Zbieranie haków to nie jest styl J. Kaczyńskiego"
Źródło zdjęć: © AFP

20.08.2007 | aktual.: 20.08.2007 13:36

Krystian Hanke: Pewnie Pan wie, bo premier o tym mówi, jakie materiały, jakie taśmy ma premier - takie, że nam pospadają buty? Choć zaznaczam, że z kolei cytat jest z wywiadu z panem Giertychem.

Jacek Kurski: Gdyby to był wywiad z Jarosławem Kaczyńskim i Jarosław Kaczyński coś takiego powiedział, to oczywiście bym wierzył. W momencie, kiedy mówi to Roman Giertych, w tym momencie mający oczywisty interes szkodzenia PiS-owi i działania przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, za grosz nie można w to wierzyć. Ja wiem z poprzedniej kampanii, że to nie jest styl Jarosława Kaczyńskiego - gromadzenie haków na kogokolwiek.

Premier wyraźnie się od tego nie odciął. Powiedział tak - nie pamiętam, czy rzeczywiście użyłem takiego określenia, ale to bez znaczenia. Jedno jest pewne - dowody, jakie w tej sprawie istnieją, kompromitują nie nas, ale tych, którzy o tę komisję najgłośniej zabiegają, czyli jakieś dowody w sprawie, wokół tej "rewelacji" Kaczmarka istnieją.

- To najlepszy dowód tego, że my się komisji nie boimy. Myślę, że premier mówił w oczywisty sposób prawdę. Jeżeli ktoś chce tej komisji, to się musi liczyć z tym, że my też udowodnimy nasze racje.

Są te dowody, czy nie ma tych dowodów? I jakie to dowody?

- Pan o tym nie wie. Ja o tym nie wiem. Nie ma sensu o tym rozmawiać.

To znaczy, że Roman Giertych kłamie, czy konfabuluje, czy coś wie?

- Posiadł niezwykłą zdolność funkcjonowania w mediach i przyciągania zainteresowania mediów. Jak sam kiedyś powiedział - polityk bez mediów nie istnieje i media są tworzywem jego funkcjonowania - szkoda, że tak podatnym i tak łatwo ulegającym jego niewątpliwemu urokowi osobistemu.

Roman Giertych mówi też, że planowane jest umowne uderzenie m.in. w Donalda Tuska. Przypomina się sytuacja - też związana z Panem, z poprzednią kampanią wyborczą - ze słynnym dziadkiem z Wehrmachtu.

- Ale jakie tu uderzenie? Od kogo się Pan dowiedział o dziadku z Wehrmachtu? Ode mnie, czy z konferencji PO? Oczywiście, że się Pan dowiedział o tym z konferencji PO.

A Pan zaprzeczył?

- Jak sam Jarosław Kaczyński kiedyś powiedział - dziadek z Wehrmachtu był skrajnie nieudaną operacją socjotechniczną PO. To PO chciała nas wbić w ziemię przy pomocy dziadka z Wehrmachtu, a wbiła siebie. Przykry przypadek, ale tak właśnie było. Zresztą w całej sprawie naprawdę nie chodziło o to, kto ma jakiegokolwiek, gdziekolwiek dziadka, bo nikt nie odpowiada za swoich dziadków, tylko o ściemnianie i o kłamstwo. Tak samo, jak w aferze Clintona i Moniki Lewinsky nie chodziło o to, czy prezydent Stanów Zjednoczonych miał stosunki ze stażystką, tylko to, że kłamał, że nie miał. Tak samo, jak w sprawie wykształcenia Aleksandra Kwaśniewskiego nie chodziło o to, czy on jest magistrem, czy on nie jest magistrem, bo jest przecież wielokrotnie inteligentniejszy od stu tysięcy magistrów, tylko o to, że kłamał, że jest magistrem, a magistrem nie był. Tak samo tu chodziło, bo to przecież oczywiste kłamstwo i ściemnianie w tej sprawie.

Czy możemy się spodziewać umownego drugiego z Wehrmachtu w nadchodzącej kampanii? Właściwie w kampanii, która już się rozpoczęła.

- Jeżeli tak, jak w poprzednich wyborach taką bombę ma PO i zamierza ją odpalić po to, żeby strzelić sobie w stopę, to możemy się spodziewać. Ale to byłoby działanie ze strony PO.

PiS nie będzie walczyć z PO na tego typu haki?

- W poprzedniej kampanii, gdzie byłem szefem kampanii telewizyjnej Lecha Kaczyńskiego, jako kandydata na prezydenta i całego PiS-u, dysponowaliśmy dzięki uprzejmości i czujności obywatelskiej naszego społeczeństwa kilkoma rzeczywiście niesamowitymi informacjami na temat naszych konkurentów i za każdym razem Jarosław Kaczyński mówił jasno i wyraźnie - nie dotykamy się do tych spraw. Koniec. Kropka. Taki jest styl PiS-u. Taki jest styl Jarosława Kaczyńskiego. A sprawy typu dziadek z Wehrmachtu są wypreparowane i przygotowane przez przeciwników na własną zgubę.

Czy słowa premiera Kaczyńskiego, dziś w wywiadzie w tygodniku "Wprost", że PO jest za bardzo uzależniona od Niemców, nie są zwiastunem kolejnej tego typu bomby?

- Nie. To jest rozsądna analiza polityczna. Zresztą przy tamtej sprawie, czym innym jest wyciąganie jakichkolwiek haków na własną zgubę tak, jak w przypadku PO, a czym innym jest analiza polityczna. Również wówczas mówiliśmy, że to, co teraz premier powtarza, jest na rzeczy. Rzeczywiście środowisko PO ma pewną słabość do tego klimatu proniemieckiego i to również w Gdańsku widać.

Dostrzega Pan te fascynacje środowiska Donalda Tuska "gdańską niemieckością" - tak to zostało ujęte?

- Oczywiście. Przecież był pomysł kilka lat temu, żeby uczcić pomnikiem ofiary Gustloffa, którym uciekali i esesmani i Niemcy przed Sowietami i który został storpedowany na północ od Rozewia. Nagle my Polacy mamy czcić niemieckie ofiary Gustloffa. Na litość Boga, czy ktoś w Berlinie stawia pomniki Powstaniu Warszawskiemu? Albo żeby stawiać pomniki w większości niemieckim ofiarom tyfusu w więzieniu w Gdańsku? Albo pomysł, żeby w ogóle nie reagować na to, że Gunter Grass - podniosło to tylko PiS w zeszłym roku - przez 60 lat zatajał swoją służbę w Waffen SS. PO była cała oburzona, że w ogóle ktoś śmie coś takiego podnieść, a nie przeszkadzało PO, że przez 60 lat Gunter Grass budował swoją tożsamość na pseudo-sumieniu narodu niemieckiego i retoryce antyfaszystowskiej, gdy miał incydent z Waffen SS. (js)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)