Trwa ładowanie...
30-06-2006 14:53

Zawód: korespondent

– Warszawa? Nie ma tutaj konkurencji w walce o posadę dziennikarza. Moim kolegom marzy się raczej Waszyngton, Bruksela, gdzie można zrobić karierę – mówi Joana Radzyner z austriackiego radia i telewizji. Ale kto już tu był, nie chce wyjeżdżać.

Zawód: korespondentŹródło: WP.PL
d77cn04
d77cn04

Adam trafił do Polski przez Wenezuelę – tam poznał swoją żonę, Polkę. Thomas marzył o pracy w Moskwie, ale niespodziewanie znalazł się w centrum wydarzeń, które zmieniły Europę. Kim są, jak widzą nasz kraj dziennikarze zagraniczni pracujący w Polsce? Komu bardziej pomagają rozumieć nasze podwórko: odbiorcom w swoich krajach czy może nam samym?

Św. Marcin zamiast Moskwy

Pierwszy dzień pracy w Polsce Thomasa Urbana z Niemiec zbiegł się z telewizyjną debatą Miodowicz–Wałęsa w listopadzie 1988 roku. – Nie rozumiałem jeszcze wtedy wszystkich dowcipów, choć miałem już dość dobrą podstawę językową – wspomina z uśmiechem korespondent „Süddeutsche Zeitung”. – Marzyłem, aby zostać korespondentem w Moskwie – mówi – ale szef wysłał mnie do Warszawy. Twierdził, że skoro znam rosyjski, to jeden kurs wystarczy i poradzę sobie z polskim. Ja też tak myślałem – śmieje się Thomas. Kolejne wydarzenia pokazały, że nagle znalazł się w miejscu, które skupiło na sobie uwagę całego świata.

Thomas jest gorącym orędownikiem polsko-niemieckiego pojednania. Poza ujmującą życzliwością i zdrowym rozumieniem rzeczywistości politycznej, pomaga w tym z pewnością sytuacja rodzinna: żona jest Polką. – Wzięliśmy ślub w kościele św. Marcina we Wrocławiu, gdzie przed wojną mój ojciec był ministrantem. A tak w ogóle – dodaje – mam dobre zdjęcia z synem z tegorocznej Lednicy.

Tłumacząc niemieckiemu czytelnikowi polską rzeczywistość, musi brać pod uwagę jednocześnie stereotypy o Polakach oraz polską wrażliwość. Podaje czytelnikowi elementy, z którymi może się identyfikować. Odbiorca jest wtedy otwarty, żeby przyjrzeć się drugiej stronie medalu. – Kiedy piszę na przykład o zarzutach o homofobię, to jednocześnie dodaję, że nie ma tu prześladowań, a z prześladowaniami kojarzą się naziści. I to niemiecki czytelnik rozumie.

d77cn04

Thomas Urban przyznaje, że rażą go zbyt demonstracyjne przyjaźnie dziennikarzy polskich z politykami. – Dziennikarz nie może brać udziału w intrygach politycznych – mówi. – A mam wrażenie, że część warszawskich dziennikarzy, którzy nadają ton, czuje się częścią tej dużej elity politycznej.

Polska w obiektywie

– Zapraszam, ciekawy kraj – Katarina Stoltz reklamuje nam Szwecję, kiedy przyznajemy, że jeszcze tam nie byliśmy. Energiczna, otwarta, zawsze z aparatem, z pasją opowiada o swojej pracy fotoreportera Reutersa. Skończyła szkołę filmową. Przygodę z fotografią zaczynała w Polsce, dostała się na staż do „Rzeczpospolitej”. Praca dla jednej z największych światowych agencji informacyjnych przyszła później. Dla Katriny ważne jest pokazanie pełnego obrazu rzeczywistości, a nie tendencyjne utrwalanie stereotypów. To trudne, bo obraz medialny zawsze jest selektywny. Stanowczo odrzuca technikę „ustawiania” zdjęć, która stwarza okazję do manipulacji odbiorcą. Wspomina zabawną sytuację z kandydującym wówczs na prezydenta Lechem Kaczyńskim. – Przyszłam do jego domu robić zdjęcia, potem miałam swoją taksówką jechać na jego konferencję prasową. Kaczyński wyszedł i okazało się, że wiem lepiej niż jeden z jego współpracowników, dokąd powinien jechać. Na dodatek Kaczyński nie miał transportu. Zatem wsiadł do mojej taksówki i
pojechał ze mną. I miałam okazję zrobić najlepsze zdjęcia kandydatowi.

Twierdzi, że obiektyw pozwolił jej lepiej poznać Polskę i zmienił jej postrzeganie swojej drugiej ojczyzny (matka jest Polką). Lubi fotografować prowincję, gdzie czuje prawdziwą Polskę. – Tam można zobaczyć tę tradycję i to, że tam tak bardzo Polska się nie zmienia. Chcę pokazać turystom, że warto tu przyjeżdżać.

Katrina twierdzi, że nie można być dobrym fotoreporterem, jeśli nie rozumie się ludzi. – Ja pracowałam na to całe życie, poznawałam też inne kultury. Lubię słuchać ludzi, lepiej ich rozumieć.

d77cn04

Jeden kraj – dwa światy

Joana Radzyner od wielu lat przekazuje polską rzeczywistość słuchaczom i widzom austriackiego radia i telewizji ORF. Zainteresowanie polityką zagraniczną w Austrii schodzi na drugi plan. – Ale to ogólny trend w Europie – twierdzi. Większość materiału przygotowuje dla radia. – Staramy się podejmować tematy, które wiążą Polskę i Austrię, a tego nie jest za dużo. Wewnętrzne rozgrywki partyjne w Polsce nie interesują w ogóle Austriaków.

Jak sama twierdzi, całe życie jest korespondentem zagranicznym. W Austrii napisała doktorat z historii, ale wybrała dziennikarstwo. Austriaków interesują relacje Warszawa –Moskwa, lustracja w Kościele. – Zawsze zazdroszczę dokumentalistom polskim, bo ja, przygotowując materiał, muszę jeszcze umieć wytłumaczyć Austriakom polski kontekst. Dziwią ją natomiast skrajne różnice w interpretacji rzeczywistości przez polskie media. – Czytam jedną gazetę, potem drugą i mam wrażenie, że jestem w dwóch różnych krajach. Tego nie ma w Austrii.

Z Wenezueli do Polski

Adam Easton z Wielkiej Brytanii pracuje w Polsce dla światowego serwisu BBC. Wybór naszego kraju był prosty: pracując w Wenezueli, poznał swoją obecną żonę... Polkę. Jego relacje oglądają i słuchają odbiorcy na całym świecie. Duża odpowiedzialność: jakaś część świata widzi Polskę jego oczami. To, co wymaga specjalnego tłumaczenia rzeczywistości polskiej, to nasze przywiązanie do historii i wiary. – Muszę tłumaczyć, jak to się dzieje, że Polska jest taka religijna, wyjaśniam kontekst historyczny – mówi Adam. Uważa, że polskie media są najbardziej profesjonalne w tym regionie Europy. Do tej pory najniebezpieczniejszym momentem pracy w Polsce była ubiegłoroczna demonstracja górników. – Ale dużo niebezpieczniej jest w Wenezueli – uspokaja. – Tam ciągle ktoś wychodzi na ulice. Człowiek nadaje prestiż

d77cn04

– Białoruska Jedynka, czy mogę zadać kilka pytań? – Irina Gurina zaczepia przechodniów na warszawskiej Starówce. Przygotowuje kolejny materiał dla radia na Białorusi. – Pierwszą rzeczą, która rzuca się w Polsce, to narzekanie – mówi Irina. – Kiedyś sama zaczęłam narzekać pewnemu sprzedawcy. I ten pan się wyraźnie rozpromienił – śmieje się korespondentka z Mińska. Świetnie orientuje się w polskich zwyczajach i geografii. Ma polskie korzenie, ale z dystansem podchodzi do tego, co dzieje się w Polsce. – Lubię robić reportaże o polskich zwyczajach – taki materiał będzie pokazany nawet dwa razy. I to nigdy Białorusinów nie nudzi.

Nie uważa, że Warszawa jest „zesłaniem” dla dziennikarza zagranicznego. Nie marzy o bardziej „prestiżowych” stolicach. – Mnie interesuje świat i ludzie, i wszędzie mogę pracować.

Twierdzi, że trzeba zaangażować się w przygotowanie reportażu. – Gdy kiedyś robiłam reportaż o zabawach dzieci, to wdrapywałam się z nimi na czołg stojący w mieście. Gdybym pojechała do kraju muzułmańskiego, to najpierw zakryłabym sobie głowę i twarz, żeby poczuć się trochę jak tamte kobiety.

Razi ją jednostronność przedstawiania Białorusi przez polskie media. – Pokazują tylko demonstracje, opozycję, reszta nie istnieje. Sam powiedziałeś, że byłeś mile zaskoczony, gdy przyjechałeś na Białoruś. Białorusini są bardzo tolerancyjnym narodem.

Jacek Dziedzina

d77cn04
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d77cn04
Więcej tematów