Zawisza o swoim procesie: czuję się dwukrotnym zwycięzcą, ale jest mi przykro
Sprawa posła PiS Artura Zawiszy, oskarżonego za pobicie przed
przejściem granicznym w Tatrach Ryszarda K., nie zostanie przekazana do sądu w Warszawie. Ryszard K. wycofał swoje oskarżenie.
Zawisza powiedział, że w całej sprawie czuje się
dwukrotnym zwycięzcą - ponieważ raz uniewinnił go sąd, a obecnie
Ryszard K. wycofał oskarżenie. Poseł PiS podkreślił jednak, że
jest mu przykro, że cała sprawa została wykorzystana przeciwko
niemu.
Obrona chciała, by sprawę posła Zawiszy przekazać z sądu w Jaworznie do Warszawy. Sąd Okręgowy w Katowicach zdecydował, że sprawa rozstrzygana będzie w Jaworznie.
Ponieważ Ryszard K. zadeklarował wycofanie oskarżenia przeciwko Zawiszy, decyzja sądu miała jedynie formalne znaczenie.
Na niejawnym posiedzeniu sąd postanowił nie uwzględnić wniosku obrońcy oskarżonego. Powołał się na już wcześniej wydane postanowienie, że nie ma podstaw merytorycznych do przekazania sprawy innemu sądowi równorzędnemu - powiedziała dziennikarzom rzeczniczka katowickiego sądu Teresa Truchlińska-Babiracka. Obrońca nie wykazał również w swoim wniosku jakichś szczególnych okoliczności, które powodowałyby, że sąd musiałby zmienić swoje dotychczasowe stanowisko - dodała.
Wydając postanowienie, sąd uznał też, że uchybienia, których dopuścił się sąd w Jaworznie wydając poprzedni wyrok w tej sprawie, powinny przez ten właśnie sąd zostać naprawione.
We wtorek pełnomocnik Ryszarda K. złożył w sądzie w Jaworznie pismo, w którym zadeklarował wycofanie oskarżenia. Warunkiem jest pokrycie przez Zawiszę kosztów postępowania sądowego.
Prezes Sądu Rejonowego w Jaworznie Ewa Łąpińska potwierdziła, że rzeczywiście pismo o wycofanie oskarżenia wpłynęło do sądu. Nie wiadomo, kiedy odbędzie się posiedzenie, na którym zostanie ono rozpatrzone, bo akta sprawy są w katowickim sądzie okręgowym. Sprawa powinna się ostatecznie zakończyć w ciągu kilku tygodni.
O chęci zawarcia przez strony ugody został poinformowany Sąd Okręgowy w Katowicach. Jednakże - ponieważ przed sądem w Jaworznie nie zapadło dotychczas żadne postanowienie w tej sprawie, a wniosek o wyznaczenie innego sądu nie został cofnięty - sąd musiał go rozpoznać.
Kiedy już akta zostaną zwrócone do Jaworzna, tamtejszy sąd najprawdopodobniej przygotuje protokół o zawarciu ugody i umorzy postępowanie.
Zawisza powiedział, że w całej sprawie czuje się dwukrotnym zwycięzcą - ponieważ raz uniewinnił go sąd, a obecnie Ryszard K. wycofał oskarżenie. Poseł PiS podkreślił jednak, że jest mu przykro, że cała sprawa została wykorzystana przeciwko niemu.
Incydent, który znalazł epilog w sądzie, miał miejsce w maju 2002 r. na przejściu granicznym w Łysej Polanie w Tatrach. Ryszard K. oskarżył Zawiszę o to, że ten uderzył go w głowę podczas awantury.
Proces, w którym poseł PiS, szef sejmowej komisji śledczej ds. nadzoru bankowego jest oskarżony o pobicie, przypomniały ostatnio media. Zarzuciły one Zawiszy, że sprawa w tak długim czasie nie zakończyła się prawomocnym wyrokiem, bo ten nie stawiał się w sądzie, mimo prawidłowo odebranych przez członków jego rodziny wezwań.
W połowie września katowicki sąd okręgowy podzielił zdanie Ryszarda K. i jego żony, że postępowanie w tej sprawie jest przewlekłe, odrzucił jednak ich wniosek o przyznanie po 2 tys. zł odszkodowania z tego tytułu.
Ryszard K. oskarżał Zawiszę o to, że ten go uderzył. Polityk PiS miał tłumaczyć, że była to tylko "energiczna gestykulacja", jednak K. twierdził, że Zawisza "zachowywał się jak karateka". Do sprzeczki doszło w związku z korkiem na drodze do granicy. K. twierdzi, że jechał prawidłowo, Zawisza miał pretensje, że K. łamie przepisy. Państwo K. skierowali sprawę do sądu w Zakopanem. Potem miała trafić do Warszawy, ale tamtejszy sąd odrzucił taką możliwość. Ostatecznie proces rozpoczął się w 2004 roku w Jaworznie.
W połowie 2005 roku oskarżony został uniewinniony, jednak w grudniu sąd okręgowy skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia, wskazując m.in. na uchybienia proceduralne, niedostateczne wyjaśnienie okoliczności zajścia oraz konieczność przesłuchania jeszcze jednego świadka - strażnika granicznego, który miał widzieć incydent. Jego nazwiska dotąd nie ustalono.
Jak przed kilkoma dniami mówiła rzeczniczka katowickiego sądu okręgowego, ponowny proces faktycznie nie ruszył, głównie z powodu nieobecności oskarżonego i jego obrońcy. Część winy za przewlekłość obciąża jednak także sąd, który wyznaczał terminy rozpraw co cztery miesiące i uznawał np. pisma pełnomocnika oskarżonego o odroczenie rozpraw.