Zaskoczony Kaczmarek
W ocenie b. ministra skarbu Wiesława
Kaczmarka (niezrz.) zastanawiający jest fakt, że dopiero dzięki
mediom dowiedział się o prowadzonej wobec niego działaniach ABW.
Kaczmarek jest również ciekaw, czy władze Sejmu i marszałek byli
informowani o prowadzonej wobec niego inwigilacji.
13.10.2004 | aktual.: 14.10.2004 10:15
Według doniesień mediów, podczas spotkania 18 lipca 2003 r. w Wiedniu oficer wywiadu ZSRR i Rosji Władimir Ałganow powiedział biznesmenowi Janowi Kulczykowi, że Wiesław Kaczmarek i szef Nafty Polskiej Maciej Gierej dostali w 2002 roku od koncernu Łukoil łapówkę w wysokości 5 mln dolarów, w zamian za ułatwienie Rosjanom kupna Rafinerii Gdańskiej. Do transakcji tej ostatecznie nie doszło.
Po powrocie do Polski Kulczyk zawiadomił o rozmowie z Ałganowem szefa ABW Andrzeja Barcikowskiego, a następnie 31 lipca - szefa Agencji Wywiadu Zbigniewa Siemiątkowskiego. Siemiątkowski sporządził notatkę dotyczącą informacji przekazanych mu przez Kulczyka na temat jego spotkania z Ałganowem.
Środowa "Gazeta Wyborcza" napisała, że doniesienie Kulczyka uruchomiło wielomiesięczne operacje polskich służb specjalnych w kraju i za granicą. Przez prawie rok ABW inwigilowała Kaczmarka, sprawdzała, czy naprawdę wziął łapówkę od Rosjan.
Proceduralnie to nie jest sensacja, bo jak jest jakiś donos, to trzeba podjąć działania - powiedział b. minister skarbu w środę dziennikarzom w Sejmie. Jak dodał, zastanawiający jest dla niego jednak fakt, iż to dopiero dzięki mediom dowiedział się o prowadzonej inwigilacji. Nikt, jak dodał, nie poinformował go również o jej wynikach.
Jak zaznaczył Kaczmarek, interesującą sprawą jest to, że cała operacja ABW była "supertajna", a jednak wiedziało o niej pół Polski i cała Warszawa. Myślę, że to zdarzenie zostało wykorzystane właśnie do takiej gry - przy pomocy plotki, pomówienia, dyskredytacji - podkreślił.
W polskim obyczaju i polskiej polityce postawić komuś zarzut i szeptać, i mówić, że wziął 5 mln dolarów na spółkę z innym akurat prezesem spółki Skarbu Państwa, to jest wystarczające pomówienie i oczernienie, żeby ileś osób zaczęło się zastanawiać, czy tak było, czy nie - powiedział Kaczmarek. To bardzo i brutalna, i skuteczna gra - dodał.
Kaczmarek podkreślił również, że nie miał wcześniej złudzeń co do tego, że jego telefon był na podsłuchu. Nie spodziewał się jednak, że przeciwko niemu prowadzona była cała operacja, czyli np. obserwacja, badanie dokumentów.
Kaczmarek dodał, że o całej sprawie dowiedział się dopiero dzięki niedzielnej audycji w Radiu Zet, gdy Zbigniew Siemiątkowski (SLD) przyznał, że 23 lipca 2003 r., jako szef Agencji Wywiadu, na prośbę poznańskiego biznesmena Jana Kulczyka przyjął go w swoim gabinecie, ale odmówił ujawnienia szczegółów rozmowy. Plotkę o rzekomej łapówce dla niego - dodał - poznał natomiast w sierpniu ubiegłego roku.
Prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział w środę, że zarzuty zawarte w notatce sporządzonej przez Siemiątkowskiego po spotkaniu Kulczyka z Ałganowem nie zostały potwierdzone.