ŚwiatZaskakująca strategia Mitta Romneya podczas ostatniej debaty prezydenckiej w USA

Zaskakująca strategia Mitta Romneya podczas ostatniej debaty prezydenckiej w USA

Podczas trzeciej debaty prezydenckiej stroną atakującą był Barack Obama. Zarzucił swojemu oponentowi brak znajomości realiów polityki zagranicznej i chęć powrotu do zimnej wojny z lat 80. Mitt Romney natomiast zarzucił Barackowi Obamie, że popełnił błędy wobec swych sojuszników np. w stosunku do Izraela i Polski. Kandydat Republikanów wypomniał prezydentowi Obamie m.in. porzucenie programu tarczy antyrakietowej, której elementy miały się znajdować w naszym kraju.

Zaskakująca strategia Mitta Romneya podczas ostatniej debaty prezydenckiej w USA
Źródło zdjęć: © AFP | Justin Sullivan/Getty Images

- Wyprowadzenie programu obrony antyrakietowej poza Polskę w sposób, w jaki to zrobiliśmy, było niefortunne - mówił Mitt Romney. - Musimy trzymać się swoich sojuszników - dodał.

Odpierając atak Obamy, że nie zna realiów polityki zagranicznej, Romney tonował swoje wypowiedzi, zwracając się wprost do prezydenta odpowiadał: atakowanie mnie to nie jest program dla Ameryki.

Trzecia debata prezydencka, która została przeprowadzona na Uniwersytecie Lynn w Boca Raton, na Florydzie we wtorek w nocy czasu polskiego, była ostatnią z prezydenckich debat, przed głosowaniem, które odbędzie się 6 listopada.

Prezydent Barack Obama od początku próbował narzucić ostry ton dyskusji i zaatakował kandydata republikanów Mitta Romneya tuż po rozpoczęciu debaty, próbując przedstawić go jako nowicjusza na arenie międzynarodowej.

- Wiem, że nie miał pan szans prowadzić polityki zagranicznej, ale myli się pan za każdym razem wygłaszając swoje opnie w tej sprawie - mówił Obama. Prezydent przypomniał w tym kontekście m.in. wypowiedzi Romneya z kampanii wyborczej, kiedy portretował on Rosję jako jednego z najgroźniejszych wrogów Ameryki. - Polityka zimnej wojny skończyła się 20 lat temu - stwierdzał Obama.

- Atakowanie mnie to nie jest program. Atakowanie mnie to nie jest sposób na rozwiązanie problemów Bliskiego Wschodu - odpowiadał Mitt Romney, który ku zaskoczeniu części amerykańskich dziennikarzy był zdecydowanie mniej agresywny niż podczas dwóch poprzednich debat.

Romney za namową swoich strategów przyjął zasadę, że powinien w mniejszy stopniu wytykać błędy obecnego gospodarza Białego Domu, a w większym prezentować się jako polityk odpowiedzialny, który jest zdolny do przewodzenia Ameryce.

Stąd też ani razu nie wytknął Obamie złego podejścia do sprawy zamachu w Libii, gdzie zginął amerykański ambasador Christopher Stevens i trzech innych Amerykanów.

Kandydat republikanów ogólnie skrytykował jednak sposób prowadzenia polityki zagranicznej przez administrację Obamy, która jego zdaniem osłabia Stany Zjednoczone. Wytknął między innymi prezydentowi, że podczas swojej zagranicznej podróży na Bliski Wschód na początku kadencji pominął Izrael.

Najważniejsza różnicę między Obamą i Romneyem dało się zauważyć podczas odpowiedzi na pytanie, co będzie w przyszłości najważniejszym zagrożeniem dla Ameryki. Prezydent uznał, że w dalszym ciągu będzie to terroryzm., kandydat republikanów, że Iran posiadający broń nuklearną. Romney podczas debaty kilkakrotnie zarzucił prezydentowi, że jego polityka wobec Iranu nie działa, a kraj ten jest obecnie cztery lata bliżej od zdobycia broni atomowej. Obama odpowiadał, że jego administracja doprowadziła do nałożenia najostrzejszych w historii sankcji i izolacji Iranu na arenie międzynarodowej.

Obama i Romney zasadniczo różnili się też w sprawie finansowania armii. Prezydent przekonywał, że obcięcie wydatków na wojsko nie spowoduje, że USA będą mniej bezpieczne. Kandydat republikanów twierdził, że zmniejszanie budżetu armii uczyni Amerykę słabszą.

- Mamy dziś mniej okrętów niż w 1916 roku, mniej samolotów niż w 1947 roku - przekonywał Romney.

- Gubernator Romney powinien zagłębić się bardziej w to jak armia działa. Mamy dziś także mniej koni i bagnetów tylko, że o nie oto chodzi - odpowiadał Obama. - Ważniejsze jest to, co armia jest w stanie zrobić - oświadczył prezydent.

Debata, która teoretycznie powinna być w całości poświęcona polityce zagranicznej często schodziła na tematy krajowe. Do sytuacji gospodarczej chętnie nawiązywał zwłaszcza Romney, który przekonywał, że podstawą siły Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej musi być silna gospodarka i tak jak w czasie dwóch poprzednich debat oskarżył Baracka Obamę o podwojenie deficytu i nieskuteczną walkę z bezrobociem.

Z pierwszych sondaży przeprowadzonych po debacie wynika, że wygrał ją prezydent. CBS News podało, że wśród niezdecydowanych wyborców Obama wygrał stosunkiem głosów 53 proc. do 23 proc. W sondażu CNN prezydent również wypadł lepiej wygrywając stosunkiem głosów 48 proc. do 40 proc.

W ogólnokrajowych sondażach obaj kandydaci wciąż mają jednak mniej więcej takie samo poparcie. Ipsos/Reuters daje jednoprocentową przewagę Obamie (46 proc. - 45 proc.), ośrodek Rasmusen przewiduje wygraną Romneya, stosunkiem głosów 49% - 47%. Sondaż NBC/WSJ przynosi z kolei remis 47 proc. – 47 proc. Kandydat republikanów najkorzystniej wypada w sondażu Instytutu Gallupa, w którym wygrywa z Obamą stosunkiem głosów 52 proc. – 47 proc. Prezydent ma najlepsze notowania według sondażu Washington Times/Zogby, w którym wygrywa 50 proc. - 47 proc.

Tomasz Bagnowski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (75)