Zarzut dla sprawcy alarmów bombowych
Zarzut spowodowania zagrożenia
bezpieczeństwa wielu osób postawiła Prokuratura Rejonowa w
Częstochowie 20-letniemu Łukaszowi M., studentowi jednej z
częstochowskich uczelni, sprawcy dwóch fałszywych alarmów
bombowych: na lotnisku w Pyrzowicach i na Jasnej Górze.
16.12.2005 13:55
Grozi mu kara pozbawienia wolności nawet do 8 lat - poinformował rzecznik częstochowskiej prokuratury Romuald Basiński.
Student 6 sierpnia br. wysłał ze swego telefonu na kartę sms- y do oficerów prasowych Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie i Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach (numery znalazł w Internecie) z informacją o podłożeniu ładunków wybuchowych na Jasnej Górze i w Międzynarodowym Porcie Lotniczym Katowice w Pyrzowicach.
W Kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze podłożona jest bomba. Wybuchnie 25 minut od chwili wysłania tego sms-a. Czy chcecie mieć tych ludzi na sumieniu? - wiadomość takiej treści otrzymała oficer częstochowskiej policji 6 sierpnia o 11.39.
Natychmiast wyprowadzono z kaplicy około 1500 pątników i przy użyciu psa tropiącego sprawdzono wszystkie miejsca, do których mają dostęp pielgrzymi. Po półtoragodzinnej akcji bomby nie znaleziono i życie w klasztorze wróciło do normy.
Z lotniska w Pyrzowicach ewakuowano po alarmie 374 pasażerów oczekujących na samolot i ponad 100 pracowników. Przeszło dwie godziny spędzili oni na trawniku. Alarm opóźnił starty samolotu Lufthansy do Frankfurtu i samolotu linii Wizz Air do Aten przez Budapeszt.
Przy pomocy czterech psów drobiazgowo przeszukano terminal i jego otoczenie, sprawdzono samochody na parkingu, bomby jednak nie znaleziono.
Policjanci z Częstochowy, współdziałając ze swymi kolegami z Tarnowskich Gór i Katowic, przystąpili natychmiast do namierzenia źródła alarmu. Po kilku godzinach uzyskali pierwsze informacje, które doprowadziły ostatecznie do zatrzymania 8 sierpnia Łukasza M., mieszkańca powiatu częstochowskiego.
Liczył on na bezkarność, bo wiadomość wysłał z telefonu na kartę. Kartę zniszczył, podobnie jak telefon, który w częściach wyrzucał z samochodu, jadąc do domu w Kamienicy Polskiej. Policja przez półtora dnia zbierała części tego aparatu i złożyła prawie cały.
Wobec wszystkich dowodów Łukasz M. przyznał się do wszczęcia alarmów, ale nie potrafił wytłumaczyć motywów, które nim kierowały. Przyznał, że to "głupi wybryk" - powiedział Basiński.