Żarcik dla ukochanego - porwanie, którego nie było
Dyżurny komendy w Gorzowie otrzymał zgłoszenie o uprowadzeniu 20-letniej dziewczyny. Do działań natychmiast włączono kilkunastu policjantów. Wkrótce okazało się, że do przestępstwa nie doszło. Kinga G. całą sprawcę opisała, jako żart, który... chciała zrobić przebywającemu za granicą chłopakowi.
29.04.2008 17:47
O trzeciej w nocy do gorzowskiej komendy miejskiej zgłosił się zdenerwowany mężczyzna. Okazało się, że otrzymał telefon od przebywającego w Wielkiej Brytanii brata. Ten opowiedział mu, że telefonowała do niego jego mieszkająca w Gorzowie dziewczyna. Opowiedziała, że koleżanka załatwiała jej pracę w Niemczech. Skorzystała z tej oferty, jednak podczas wyjazdu została wywieziona w nieznane miejsce.
20-latka twierdziła, że jest zamknięta w ciemnym pokoju, w którym jest jedynie stół i krzesło. Przetrzymujące ją osoby miały podawać jej środki odurzające.
Informacja brzmiała bardzo wiarygodnie, więc dyżurny wydał polecenie, aby bez zwłoki podjąć działania. Wyjaśnieniem sprawy zajęło się kilkunastu policjantów. Ustalono telefon 20-letniej Kingi G.
Policjanci kilkakrotnie próbowali na ten numer dzwonić, jednak dziewczyna przerywała połączenie. Sprawiała wrażenie jakby nie mogła rozmawiać. Kolejne działania potwierdziły jednak, że Kinga G. jest w kraju. Po ustaleniu adresu na miejsce przyjechała grupa policjantów. Gdy weszli do mieszkania okazało się, że dziewczynie nic nie grozi.
Kinga G. całą sprawę opisała jako żart, który chciała zrobić przebywającemu za granicą chłopakowi. Za powiadomienie o niepopełnionym przestępstwie grozi jej kara do trzech lat więzienia.