Zamachowcy z Niemiec mieli instruktorów z ISIS. Nie wszystkie wskazówki udało się zrealizować
• Sprawcy zamachów terrorystycznych w Niemczech mieli swoich "instruktorów"
• Mężczyźni, prawdopodobnie członkowie tzw. ISIS, udzielali wskazówek zamachowcom
• Byli z nimi w kontakcie do ostatniej chwili, także w trakcie zamachu
• Nie wszystkie wskazówki udało się jednak zrealizować
• To, że jeden z zamachowców nie miał prawa jazdy, mogło uratować życie wielu ludzi
Sprawcy niedawnych zamachów terrorystycznych w Niemczech byli w kontakcie z radykałami, prawdopodobnie z tzw. Państwa Islamskiego. Instruowano ich jak przeprowadzić ataki. Informują o tym niemieckie media.
Dziennikarze telewizji WDR, NDR i gazety "Sueddeutsche Zeitung" ustalili, że zamachowiec samobójca z Ansbach, który wysadził się w powietrze raniąc kilkanaście osób, do ostatniego momentu kontaktował się ze swoim instruktorem.Mężczyzna mobilizował go do przeprowadzenia zamachu i dawał wskazówki wysyłając wiadomości tekstowe na telefon komórkowy.
Numer nadawcy zarejestrowany był w Arabii Saudyjskiej. Jak dotąd nie udało się namierzyć jego właściciela.
Także sprawca ataku na pasażerów pociągu niedaleko Wuerzburga otrzymywał wskazówki od osoby posługującej się saudyjskim numerem telefonu. Zapewniała ona przyszłego zamachowca, że tzw. Państwo Islamskie weźmie odpowiedzialność za atak.
Tymczasem "Der Spiegel", nie podając źródeł informacji donosi, że podający się za Afgańczyka nastolatek, który uzbrojony w siekierę i nóż zaatakował w pociągu, ustalał ze swoim mocodawcą powiązanym z tzw. Państwem Islamskim to, jak zamach ma wyglądać. "Instruktor" zasugerował 17-latkowi, by do zamachu użył samochodu i wjechał nim w tłum ludzi, czyli zrealizował scenariusz wykorzystany podczas zamachu w Nicei. Nastolatek odmówił, bo nie miał prawa jazdy. Zaproponował, że w zamian zaatakuje w pociągu.
Także zamach w Ansbach miał mieć inny przebieg. 24-letni uchodźca z Syrii miał zostawić plecak z materiałami wybuchowymi, na terenie, gdzie odbywał się festiwal. Przed detonacją zamachowiec miał się oddalić i nagrać eksplozję telefonem komórkowym.
Mężczyzny nie wpuszczono jednak na koncert. 24-latek wysadził się przed restauracją. Nie wiadomo czy sam tak zadecydował, czy też ładunek, który niósł w plecaku był tak niestabilny, że sam detonował.