Zaloty Wedla do Kaliszanki
Akcja demonstracyjna towarzyszyła sobotniemu spotkaniu udziałowców Kaliszanki z przedstawicielami koncernu Cadbury Wedel. W pikiecie wzięło udział około stu osób.
14.02.2005 | aktual.: 14.02.2005 08:30
Spotkanie z udziałowcami Kaliszanki, na które nie wpuszczono dziennikarzy, odbyło się w sobotę przed południem w kaliskim teatrze. Prezes Wedla zaprosił na nie wszystkich akcjonariuszy Kaliszanki. Spośród 266 udziałowców na "poranku z Wedlem” zjawiło się zaledwie 86. Na zaproszeniu prezes Cadbury Wedel, Piotr Knauer, napisał, że chce opowiedzieć, jak on i jego koledzy widzą rozwój branży oraz o możliwościach zapewnienia stabilnej przyszłości obu firm.
Wzór prywatyzacji
Propozycję spotkania wielu pracowników Kaliszanki odebrało jako przymiarkę do wykupienia ich firmy przez koncern Cadbury. Około sto osób demonstrowało niezadowolenie na placu przed teatrem. Wśród nich byli pracownicy Kaliszanki, drobni udziałowcy firmy oraz mieszkańcy Kalisza. Wspierali ich kaliscy radni: Wojciech Bachor, Kazimierz Fedorów i Andrzej Plichta. Nie zabrakło też demonstrantów przybyłych z Koła, Turku, Konina i Wrześni.
- Kaliszanka to dorobek pokoleń Polaków. Nie wolno wam dziś sprzedawać tego dobra, bo byłoby to nieuczciwe - grzmiał Witold Tomczak, poseł Ligi Polskich Rodzin do Parlamentu Europejskiego. - Nie podpisujcie pochopnie podsuwanych wam papierów, abyście nie żałowali po czasie. Nie macie moralnego prawa sprzedawać firmy, która jest wzorem prywatyzacji. Teraz w sposób podstępny i nieuczciwy chce się to wszystko zniszczyć.
Grożą pani prezes
Oburzenia z demonstracji nie kryła Kazimiera Sarna, prezes Kaliszanki, która stwierdziła, że jest to wtrącanie się w wewnętrzne sprawy firmy.
- Umowa spółki nie zezwala zarządowi na sprzedaż zakładu - podkreśla Kazimiera Sarna. - Mogą to zrobić tylko i wyłącznie udziałowcy. Natomiast pan poseł Tomczak zrobił straszną kampanię i nie wiem w jakim interesie, bo z pewnością nie w interesie zakładu. Jest on własnością 266 osób, to one zdecydują co z nim zrobić. Jeśli ktoś mówi, że ja chcę sprzedać Kaliszankę, to jest to wielka niesprawiedliwość. Powierzono nam majątek wartości około 4 milionów złotych, a teraz wynosi on 20 razy więcej, a firma przynosi zyski.
Zarząd Kaliszanki proponuje, aby udziałowcy rozważyli ewentualną sprzedaż firmy, bo ma to zapewnić spółce dalszy rozwój. Kiedy walne zgromadzenie nie wyraziło jednak zgody na upoważnienie zarządu do rozmów z potencjalnymi inwestorami, prezes Sarna podała się do dymisji.
- Nie mogę odejść z dnia na dzień. Nie życzę sobie, aby szargać moje nazwisko. Odbieram nawet telefony z pogróżkami, że utną mi łeb - mówi Kazimiera Sarna.
Bocznym wyjściem
Swoich obaw związanych z prywatyzacją nie kryje spora część udziałowców oraz pracownicy Kaliszanki, którzy nie są jej akcjonariuszami. Obawy wiążą się przede wszystkim z utratą miejsc pracy.
- Nie wszedłem na spotkanie, bo nie chcę, aby Kaliszanka była sprzedawana - mówi jeden z udziałowców, który pracuje w firmie od 30 lat. - Kaliszanka nadal powinna być w rękach pracowników. Część osób jest zdecydowana sprzedać swoje udziały, bo nie czuje się związana z zakładem i liczy tylko na spory zastrzyk finansowy. Uczestnicy "poranka z Wedlem” opuszczali teatr bocznym wyjściem. Tłum domagał się, aby podzielili się informacjami na temat spotkania.
- Żadna propozycja kupna Kaliszanki nie padła - mówi nam jedna z uczestniczek spotkania. - Rozmawialiśmy na temat sytuacji branży i co możemy zyskać, łącząc się z innymi firmami. Udziałowcy mają swój rozum i obcy niepotrzebnie się wtrącają.
Po zakończonym spotkaniu Piotr Knauer, prezes Cadbury Wedel, powiedział że nie przyjechał do Kalisza z propozycją kupna Kaliszanki.
- Nie było i nie ma takiej propozycji z naszej strony - tłumaczył, a cały szum wokół spotkania nazwał "niską kulturą dialogu”.
Andrzej Kurzyński