Zakończył się proces Wałęsa kontra Wyszkowski
Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku zakończył się proces o naruszenie dóbr osobistych z powództwa Lecha
Wałęsy przeciwko b. sekretarzowi redakcji "Tygodnika Solidarność"
Krzysztofowi Wyszkowskiemu. Wyrok zapadnie 11 października.
Sprawa dotyczy wypowiedzi Wyszkowskiego w maju 2005 r. w programie TVP2 "Warto rozmawiać". Mówił on m.in., że w październiku 1981 r., podczas pobytu w Paryżu, delegacja "Solidarności" oskarżyła Wałęsę o kradzież pieniędzy, które otrzymał od związkowców francuskich.
Wałęsa domaga się od Wyszkowskiego przeprosin oraz wpłaty 80 tys. zł na konto jednej z gdańskich fundacji. Proces w tej sprawie rozpoczął się pod koniec grudnia 2005 roku. Jako świadkowie zeznawali w nim m.in. Andrzej Celiński, Bronisław Geremek, Andrzej Gwiazda, Jacek Merkel oraz Anna Walentynowicz.
W trakcie ostatniej rozprawy sąd przesłuchał Wałęsę i Wyszkowskiego.
B. prezydent po raz kolejny zaprzeczył, by podczas wizyty związku we Francji brał jakiekolwiek pieniądze. To bzdury. Coś takiego w ogóle nie mogło się zdarzyć. To była zbyt poważna delegacja, żeby bawić się w takie rzeczy - wyjaśnił.
Wałęsa dodał, że wśród związkowców w Paryżu nie doszło też do żadnej kłótni o pieniądze. Służba Bezpieczeństwa mogła taką prowokację przygotowywać, ale do niej nie doszło. A jeśli Wyszkowski ją pamięta, to sam musiał brać w niej udział - uważa. Nazwał też Wyszkowskiego "szaleńcem".
B. prezydent zaznaczył, że wypowiedź Wyszkowskiego nadszarpnęła jego reputację, szczególnie podczas wyjazdów zagranicznych. Masa ludzi w to wierzy, zanim ja to wszystko wytłumaczę, to tracę dużo czasu. Zostałem oczerniony w oczach całego świata. Żądam satysfakcji- powiedział.
Wyszkowski podtrzymał natomiast, że podczas wizyty delegacji "S" we Francji w 1981 r. był świadkiem kłótni, w której zarzucono Wałęsie kradzież pieniędzy przekazanych przez tamtejsze związki zawodowe. Do awantury miało dojść w autobusie na lotnisku w Paryżu tuż przed odlotem do Polski.
B. sekretarz "Tygodnika Solidarność" wniósł o oddalenie pozwu, twierdząc, że jest on oparty na fałszu. Powód jest niewiarygodny pod względem finansowym, nigdy nie rozliczył się z pieniędzy otrzymywanych w latach 80. - argumentował Wyszkowski.
Podczas środowej rozprawy jako ostatni świadek wystąpił b. pracownik działu zagranicznego "Solidarności" Józef Kaczkowski, który jesienią 1981 r. był organizatorem i uczestnikiem wyjazdu delegacji "S" do Francji. Zeznał, że nie pamięta, aby doszło wówczas do kłótni o pieniądze.
Kaczkowski nie przypominał sobie także, aby podczas spotkań z francuskimi związkowcami Wałęsa otrzymywał datki pieniężne. Dodał, że również w trakcie przygotowań do wyjazdu omawianych ze stroną francuską nie poruszano sprawy pieniędzy.
Pamiętam, że każdego ranka idąc na msze św. w kościele, przedzieraliśmy się przez tłum ludzi i wtykano nam po 100 franków. Te drobne datki przekazywaliśmy następnie przewodniczącemu (Wałęsie), które jednego wieczoru zebrał i podzielił po równo każdemu członkowi delegacji jako dodatek do kieszonkowego - zeznał Kaczkowski.
11 października, kiedy ma zapaść wyrok w tej sprawie przed Sądem Apelacyjnym w Gdańsku, przewidziana jest również rozprawa odwoławcza w innym procesie cywilnym Wałęsy przeciwko Wyszkowskiemu. Sprawa ta dotyczy wypowiedzi Wyszkowskiego o rzekomej agenturalnej przeszłości b. prezydenta. W styczniu tego roku Sąd Okręgowy uznał, że Wyszkowski naruszył dobra osobiste Wałęsy. Nakazał mu przeproszenie b. prezydenta i wpłatę 10 tys. zł na cele społeczne.