Zakon jak dom kultury
U franciszkanów aż dudni muzyka. Ale myliłby
się ten, kto podejrzewałby, że to zakonnicy na cały regulator
puszczają heavy metal. W podziemiach zabytkowego klasztoru rodzi
się nowy zespół, przed którym wcześniej wszyscy w Kętach zamykali
drzwi. Bo ciężki rock źle się kojarzy, bo czarne koszulki, bo...
Gwardian Szymon Bienias nie miał wątpliwości - podaje "Trybuna
Śląska".
Chłopcom dobrze patrzy z oczu - orzekł. Po krętych schodach sprowadził ich do zakonnej piwnicy. Grube mury, maleńkie okienko - pisze "Trybuna Śląska". Tu możecie dudnić, ile wlezie. Według dziennika, zrobili porządek, powiesili na ścianie znaleziony wśród rupieci religijny obrazek. Zaśpiewamy o świecie, o złu i dobru. Może uda się wejść w serca zwolenników najczarniejszej odmiany hard rocka - mówią tajemniczo.
Do niedawna franciszkanie w Kętach nie otwierali się raczej bliżej w stronę wiernych. Przez większość tygodnia furtka do ich klasztoru była zamknięta - informuje "Trybuna Śląska". Nie mamy swojej parafii i dlatego nie prowadzimy ksiąg, rzadko udzielamy ślubów czy innych sakramentów - tłumaczą. Skupieni na refleksji i modlitwie, dbali o przyklasztorny dwuhektarowy ogród, gdzie znajdowali ciszę i odrywali się od cywilizacji. Gdy od niedawna gwardianem zakonu został ojciec Szymon, nagle wszystko zaczęło się zmieniać - podaje dziennik. Świat idzie do przodu. Kościoły muszą za tym nadążyć. Tu chodzi nie tylko o to, by ludzie znajdowali Boga, ale także siebie wzajemnie - mówią dziś franciszkanie.
Założyli więc w zakonnych murach bibliotekę, a nawet... kawiarnię. Darmową, gdzie za lody, kawę czy ciastko zostawia się ewentualnie wolny datek. Obok niej ogródek letni z parasolami i huśtawkami dla dzieci. Teraz w dawnych budynkach gospodarczych planowane jest stworzenie teatru na dwieście osób - pisze "Trybuna Śląska".