ŚwiatZaczyna się walka o fotel szefa Komisji Europejskiej

Zaczyna się walka o fotel szefa Komisji Europejskiej

Wraz z niemal oficjalnym zgłoszeniem w
ubiegłym tygodniu kandydatury premiera Grecji Kostasa Simitisa
rozpoczęła się w Unii Europejskiej dyskusja o następcy obecnego
szefa Komisji Europejskiej Romano Prodiego.

11.01.2004 | aktual.: 11.01.2004 17:03

Kadencja obecnej Komisji dobiega końca 31 października. Następnego dnia powinien już urzędować nowy jej skład. Dobór komisarzy odbywa się w porozumieniu z przewodniczącym więc trzeba go wyłonić znacznie wcześniej.

Prodi nie zaprzeczył

Premier przewodniczącej obecnie Unii Irlandii, Bertie Ahern, powiedział w zeszłym tygodniu, że desygnować nowego szefa Komisji musi najpóźniej szczyt w Brukseli 17-18 czerwca. Ahern odpowiedział na pytanie o wybór następcy Prodiego, jakby było pewne, że były premier Włoch nie zamierza ubiegać się o drugą kadencję. Siedzący obok Aherna Prodi nie zaprzeczył.

Czerwcowy szczyt w Brukseli to ostatni dzwonek z dwóch powodów. Po pierwsze trzeba zostawić czas Parlamentowi Europejskiemu na zatwierdzenie nowego przewodniczącego. Następnie rządy w porozumieniu z nowym szefem Komisji muszą dobrać komisarzy, nawet jeśli część, zwłaszcza tych z nowych państw, urzędująca od 1 maja, zapewne pozostanie na stanowiskach. Wreszcie parlament UE musi ich wszystkich przesłuchać i zatwierdzić całą Komisję.

Tymczasem, jak twierdzą unijni dyplomaci i eksperci, jak dotąd nie ma oczywistego faworyta. Sytuację komplikuje żądanie środowisk chadeckich, konserwatywnych i liberalnych, żeby nowy szef Komisji reprezentował szeroko pojętą centroprawicę, mającej w tej chwili przewagę nad lewicą zarówno w Parlamencie Europejskim, jak i Radzie Europejskiej (zgromadzeniu przywódców UE). Centroprawica twierdzi, że to ona znów wyjdzie zwycięsko z czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego i że to jej należy się stanowisko szefa Komisji po centrolewicowym Prodim.

Przewodniczący z mniejszego państwa?

Zakłada się, że przewodniczący powinien też raczej pochodzić z mniejszego państwa członkowskiego, skoro na czele Komisji stał do tej pory reprezentant jednego z "wielkich". Nowe państwa członkowskie, w tym Polska, muszą odczekać kilka lat, nim będą miały szanse na tak kluczowe stanowisko.

Tradycyjnie przewodniczący Komisji powinien wywodzić się z klubu obecnych lub byłych przywódców. Jeśli wziąć pod uwagę te wszystkie kryteria, lista kandydatów sprowadza się do czterech nazwisk: chadeków Jean-Claude'a Junckera z Luksemburga, Jean-Luca Dehaenego z Belgii oraz liberałów Guy Verhofstadta z Belgii i Andersa Fogha Rasmussena z Danii.

Premier Luksemburga Juncker zarzeka się, że nie wypada mu opuszczać własnej partii zaraz po wyborach europejskich, zwłaszcza że nie ma ona innych oczywistych kandydatów na przywódcę i premiera kraju. Podobnie "kryguje się" premier Danii Rasmussen.

Na niekorzyść Dehaenego

Na niekorzyść Dehaenego, cenionego w kręgach europejskich negocjatora, przemawia to, że nie jest premierem od pięciu lat, jego partia jest w opozycji, a on sam już raz przegrał walkę o szefostwo Komisji, gdy zawetował go w 1994 r. ówczesny konserwatywny premier Wielkiej Brytanii John Major.

Kandydatura Verhofstadta niekoniecznie spodoba się najbliższym sojusznikom USA w Europie, gdyż ściśle współdziałał z Francją i Niemcami w przeciwstawianiu się interwencji w Iraku. W tej sytuacji rosną szanse premiera Grecji Simitisa oraz byłego szefa rządu Finlandii Paavo Lipponena. Chociaż są socjalistami, wykazali się pragmatyzmem i umiejętnościami negocjacyjnymi na szczeblu europejskim.

Grecja jako przewodnicząca Unii w pierwszym półroczu 2003 r. zachowała, chcąc nie chcąc, powściągliwość w sprawie Iraku, podobnie jak neutralna Finlandia. Wspomina się też o premierze Hiszpanii Jose Marii Aznarze, który zapowiedział rezygnację z funkcji premiera po marcowych wyborach parlamentarnym w tym kraju.

Zdrada Madrytu

Zdaniem dyplomatów Paryż i Berlin uznały jednak postawę Madrytu w sprawie Iraku za "zdradę" kraju uważanego za "euroentuzjastyczny" i z trudem zgodziłyby się na Aznara. Poza tym aspirująca do roli mocarstwa Hiszpania nie jest do końca uważana za "swoją" ani przez wielką czwórkę (Francję, Niemcy, Wielką Brytanię i Włochy) ani przez małe państwa UE.

Zdaniem brukselskich dyplomatów i ekspertów kandydaturze Aznara szkodzi jego nieprzejednana postawa w sprawie konstytucji UE. Ale przyznają, że nie da się wykluczyć transakcji: wybór Hiszpana na szefa Komisji w zamian za pojednawczą postawę Madrytu w sprawie konstytucji.

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)