Zacięte walki w Siewierodoniecku. "Ukraińcy chcą wykrwawić Rosjan"

W ostatnich dniach najcięższe walki w Ukrainie toczą się nadal w Siewierodoniecku w obwodzie ługańskim. Ukraińskie wojsko broni go przed zaciekłymi atakami artyleryjskimi Rosjan, a sytuacja robi się coraz bardziej dramatyczna. Według amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) szansą dla ukraińskich wojsk może być wykrwawiająca się rosyjska armia. Eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, podkreślają, że Ukraińcy - dzięki znajomości Siewierodoniecka - mogą bronić się jeszcze długo.

Wojna w Ukrainie. W obwodzie donieckim najbardziej ostrzeliwanym miastem przez Rosjan jest Siewierodonieck
Wojna w Ukrainie. W obwodzie donieckim najbardziej ostrzeliwanym miastem przez Rosjan jest Siewierodonieck
Źródło zdjęć: © East News | ARIS MESSINIS
Sylwester Ruszkiewicz

14.06.2022 07:14

Jak podkreślają analitycy Instytutu, siły rosyjskie przy użyciu ciężkiej artylerii kontynuują ataki na Siewierodonieck. Nadal jednak nie przejęły pełnej kontroli nad miastem, gdzie siły ukraińskie kontrolują przemysłową dzielnicę i znajdują się zakłady chemiczne Azot.

Atak wzdłuż linii frontu

Według szefa administracji obwodu ługańskiego Serhija Hajdaja sytuacja w mieście jest "skrajnie trudna". Dodatkowo Rosjanie zniszczyli drugi most na rzece Doniec, prawdopodobnie po to, by zerwać ukraińskie szlaki komunikacji naziemnej z Bachmutu i Lisiczańska do Siewierodoniecka.

Z kolei sztab generalny Sił Zbrojnych Ukrainy informował, że na kierunku siewierodonieckim Rosjanie kontynuują atak artyleryjski, próbując przełamać opór wojsk ukraińskich i uzyskać pełną kontrolę nad tym miastem. Dodano, że siły wojska rosyjskie ostrzeliwują pozycje ukraińskie wzdłuż linii frontu.

Wołodymyr Zełenski potwierdził, że "zasadniczy cel taktyczny okupantów nie zmienił się": - W Siewierodoniecku siły ukraińskie walczą dosłownie o każdy metr - relacjonował ukraiński prezydent.

Zdaniem płk rez. Piotra Lewandowskiego, weterana z Iraku i Afganistanu i byłego dowódcy bazy wojskowej w Redzikowie, bitwa o Siewierodonieck już jest bardzo krwawa, a kolejne dni mogą nie wyłonić zwycięzcy.

"W mieście tak się nie da". Ukraiński pomysł na walkę

- Ukraińcy trzymają się dzielnie. Znają topografię miasta, zakamarki czy kryjówki. Jak słyszę, że popełniają błąd, bo ponoszą duże straty, to nie zgadzam się z tym. Moim zdaniem, mówiąc brutalnie: oni sobie to przeliczyli. Dla nich łatwiej walczyć jest w mieście i kondensować przewagę ognia artylerii, walcząc w bliskim kontakcie, niż w odkrytym terenie. W terenie Rosjanie wysyłają niewielkie pododdziały i w momencie, kiedy złapią kontakt z ukraińską armią, wycofują się na swoje pozycje i rażą zmasowanym ogniem artyleryjskim. Jak ogień osłabnie, to większymi siłami próbują znowu nacierać. W mieście tak się nie da - mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski.

Według naszego rozmówcy Rosjanie słabo walczą w miejskich warunkach. - Nie bez powodu ściągnęli Wagnerowców, rzucają tam Kadyrowców i pchają tam 1. i 2. Armię ochotniczą - mówi.

Wojskowy zwraca uwagę również na taktykę obu stron, która cały czas daje Ukraińcom nadzieję na korzystne zakończenie działań.

- Ostrzał artyleryjski, który prowadzą rosyjskie wojska, oznacza, że często muszą one "odskoczyć". Czyli zrywają kontakt, a ogień artyleryjski trafia w tzw. próżnię, niszcząc budynki czy obiekty, ale nie pozycje Ukraińców. Gdyby Rosjanie mieli lepiej wypracowaną współpracę między oddziałami artylerii a piechotą w mieście, byliby w stanie prowadzić tzw. ogień na wezwanie (call for fire - przyp. red.). Czyli prowadząc walki miejskie, wzywaliby ogień artyleryjski do dokładnego ostrzelania celu. Do tego jednak potrzeba amunicji precyzyjnej. A tego brakuje Rosjanom. Z kolei Ukraińcy - w ramach pomocy z Zachodu - dostali M777 i pociski Excalibur. Jeśli się pojawią w Donbasie, będzie to dla Rosjan duży problem - ocenia płk Piotr Lewandowski.

W ocenie dr. Macieja Milczanowskiego, byłego żołnierza i eksperta ds. obronności z Uniwersytetu Rzeszowskiego, mówienie, że nie toczą się tam walki, a prowadzony jest "tylko" ostrzał artyleryjski przez Rosjan, jest błędem.

- To rażenie ogniem niszczy domy, zabija ludzi, przygotowuje do działań wojsk lądowych. To "mielenie" ogniem przez Rosjan służy dewastacji Ukrainy. Każdy dzień to ogromne straty. Minus dla Zachodu, że za późno zaczął dostarczać broń, która pozwala nie tylko bronić się, ale i atakować - ocenia dr Maciej Milczanowski.

Według analityków Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) szansą dla Ukraińców może być niższy poziom wysyłanych do Donbasu nowych Batalionowych Grup Taktycznych (BTG).

"Ważne będzie, aby nie przeceniać rosyjskich rezerw (...) Ich rozmieszczenie prawdopodobnie negatywnie wpłynie na zdolności jednostek macierzystych i nie będą miały mocy bojowej zwykłych BTG (...) Będą miały za mało personelu i będą polegać na rekrutach i zmobilizowanych rezerwistach" - twierdzi ISW.

Putin obawia się drugiego Afganistanu?

W opinii dr. Macieja Milczanowskiego "zasypywanie" żołnierzami frontu to kontynuacja taktyki rosyjskiego dowództwa od początku wojny.

- Rosjanie przekwalifikowują żołnierzy innych formacji albo na wojska piechoty, albo na czołgistów, albo artylerzystów. A to nie jest takie proste, wymaga czasu i odpowiedniego szkolenia, które musi potrwać. Już nie mówiąc o zdolnościach bojowych takich żołnierzy, czy ich morale. Rosjanie powtarzają zawsze, że mają "mnogo ludzi", więc będą ich nadal wysyłać na front. Za cenę sukcesu Putina - uważa dr Maciej Milczanowski.

I jak podkreśla, Rosjanie mają też poważne problemy ze sprzętem i sięgają po coraz starsze zapasy.

- A dodatkowo nie mają motywacji do walki. Tam jest jedynie chęć zgarnięcia łupów i pole do popisu dla zdegenerowanych żołnierzy. Wydawałoby się więc, że czas gra na korzyść Ukraińców, ale nie do końca tak jest. Dlatego, bo determinacja rosyjskich liderów politycznych powoduje, że żołnierze będą cały czas wpychani na front. Będą prowadzić zmasowany ostrzał artyleryjski, niszczyć cywilne osiedla i mordować mieszkańców - uważa ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Rzeszowskiego.

Z kolei płk Piotr Lewandowski zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt.

- Czy Rosji kończą się zasoby ludzkie? Jest to umowne, biorąc pod uwagę liczbę rekrutów, mówimy nawet o 9 milionach potencjalnych żołnierzy. Ale Kreml na front ich nie wyśle. W Rosji wojna w Ukrainie nazywana jest cały czas operacją specjalną, a powoływanie żołnierzy odbywa się w ukryciu przed opinią publiczną. To mimo wszystko ogranicza możliwości. Co ciekawe, Rosjanie nadal nie korzystają z żołnierzy poborowych ze służby zasadniczej. Putin boi się bowiem, że na wojnie w Ukrainie byłby problem podobny do tego jak w Afganistanie. Tam po powrocie z frontu radzieccy żołnierze mówili, jak było naprawdę. Tu byłaby podobna sytuacja - ocenia płk Piotr Lewandowski.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiesiewierodonieckbitwa o donbas
Wybrane dla Ciebie