Zabrali, nie oddają

Uważaj, jeśli chcesz odzyskać coś, co ci kiedyś bezczelnie zagrabiono, możesz się stać wrogiem publicznym. Przekonali się o tym cystersi z Krakowa Mogiły.

19.10.2006 15:47

W gazetach można przeczytać, że polskie państwo chętnie zwraca Kościołom i związkom wyznaniowym zagrabione w czasach PRL-u mienie. Nie jest to wcale takie oczywiste. Gdyby tak było, dziś nikt by się tym tematem nie zajmował. Przez kilkanaście lat, zwłaszcza za rządów związanych z lewicą, ten proces był opóźniany, a nawet wstrzymywany. Niektóre związki wyznaniowe, mające większe roszczenia niż Kościół katolicki, dopiero teraz na dobre zabierają się do regulacji kwestii majątkowych. Czekały, w jaki sposób poradzą sobie katolicy. Nie pierwszy raz kwestia zwrotu majątku zagrabionego Kościołowi staje się przedmiotem politycznych manipulacji. Podobnie było na przykład dwa lata temu. W tekstach pojawiających się w mediach można znaleźć groźne sugestie, pokazujące, że ideologiczna walka z Kościołem wciąż trwa. Komuniści zawsze uważali, że najskuteczniej niszczy się Kościół, uderzając go materialnie. Ostatnie wydarzenia w Polsce pokazują, że ten pogląd nadal jest bliski wielu ludziom niechętnym Kościołowi. Nadal
próbują fałszować rzeczywistość i z pokrzywdzonego uczynić grabieżcę.

Na ich gruntach stoi dzisiaj Nowa Huta. Tak perfidnie wymyślili to komuniści, dlatego cystersi z Mogiły padli jako jedni z pierwszych ofiarą antykościelnej tak zwanej ustawy o przejęciu dóbr martwej ręki z roku 1950. Stracili 268 hektarów ziemi. Zabrano im wszystko, łamiąc komunistyczną ustawę, w świetle której należało im zostawić 50 hektarów. Na środku ich posiadłości stanął pomnik Lenina.

Dzisiaj tereny zagrabione cystersom mają ogromną wartość. Ale oni nie mogą ich odzyskać. Zgodnie z Ustawą o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej z roku 1989, mogą się starać o niespełna jedną piątą utraconych ziem – o owe 50 hektarów, które zgodnie z komunistycznym prawem miały im być zostawione. A właściwie o ich dzisiejszą równowartość.

Prawda kontra Racja

Gdyby pogląd na sprawę kształtować sobie na podstawie tego, co piszą gazety i mówią politycy, można by dojść do wniosku, że cystersi chcą zrobić krzywdę Krakowowi.

W marcu ubiegłego roku „Gazeta Krakowska” uspokajała mieszkańców Nowej Huty, że cystersi nie zamierzają wyrzucić ich z mieszkań. Dziesięć dni wcześniej Antyklerykalna Partia Postępu „Racja” wysłała na ręce opata cystersów o. Piotra Chojnackiego obraźliwy list, w którym napisała: „Z naszego antyklerykalnego wywodu wynika przesłanie, aby pan przeor (...) niezwłocznie wycofał wniosek z Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu o oddanie mu ziemi, na której znajdują się osiedla: Centrum A, Centrum B, Wandy i Hutnik... Do władz Krakowa i mediów wnosimy o traktowanie instytucji kościelnych jako zbiorowiska pasożytów i destruktorów życia społecznego...”. „Racja” szeroko rozkolportowała swój list. A w „Gazecie Krakowskiej” przedstawiciel władz Krakowa w ostrym tonie oświadczył, że „roszczenia cystersów są niezasadne i spóźnione” oraz że „już raz cystersi zostali zaspokojeni z tytułu swoich roszczeń określonymi terenami. Uznaliśmy więc sprawę za zamkniętą”. Przedstawiciel miasta nie powiedział jednak, że w 1994 roku
cystersi otrzymali zaledwie cztery hektary ziemi. A powinni dostać równowartość 50 ha leżących na terenie Nowej Huty. O 14 lat za długo

To nieprawda, że wniosek cystersów jest niezasadny i spóźniony. Został złożony dawno temu, w maju 1992 r., zgodnie z Ustawą o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w RP. I gdyby ustawa została zrealizowana, od kilkunastu lat nie powinno być sprawy. Ks. Mirosław Piesiur, współprzewodniczący Komisji Majątkowej (która wbrew temu, co powtarzają uporczywie media, nie jest komisją „przy MSWiA”, lecz ciałem powoływanym wspólnie przez rząd RP i Episkopat Polski), zwraca uwagę, że ustawa nakazywała załatwienie wszystkich wniosków w ciągu trzech miesięcy, a w przypadkach trudniejszych maksymalnie w pół roku. Kościół złożył około 3 tys. wniosków. Dlaczego ich załatwianie trwa kilkanaście lat zamiast kilka miesięcy? Ponieważ – mówiąc w uproszczeniu – strona państwowa przez cały ten czas nie wskazywała wystarczającego „mienia zamiennego”.

To oczywiste, że w wielu wypadkach Kościół nie może odzyskać tych dóbr, które mu zostały bezprawnie zabrane. Dlatego powinien otrzymać „nieruchomości zamienne”. Skąd je wziąć? Ze Skarbu Państwa, czyli Agencji Nieruchomości Rolnych. Ale nie tylko. Jak tłumaczył w roku 2003 ówczesny wiceminister Skarbu Państwa Andrzej Szarawarski z SLD, „obowiązek zapewnienia nieruchomości zamiennych spoczywa także na innych podmiotach będących uczestnikami postępowania regulacyjnego, we władaniu których znajdują się utracone przez kościelne osoby prawne nieruchomości”. Jeśli utracone przez Kościół tereny są we władaniu gminy, to ona powinna zapewnić „mienie zamienne”. W Krakowie w sprawie cystersów tego nie zrobiono – wyjaśnia pełnomocnik zakonu mec. Krzysztof Mazur.

Ugoda, której nie było

– Cisza, cisza, cisza – tak mec. Mazur relacjonuje reakcje władz Krakowa na kolejne pisma, kierowane do nich w ostatnich kilkunastu miesiącach w związku ze sprawą cystersów. Nie można jednak powiedzieć, że władze miasta całkiem milczą. W mediach na przykład ich przedstawiciele powtarzają, że według nich sprawa jest zamknięta od roku 1994 i powołują się na ugodę zawartą przez cystersów z miastem. – Żadnej ugody nie było – twierdzi stanowczo opat o. Piotr Chojnacki.

Z dokumentów wynika, że sprawa zwrotu mienia zagrabionego cystersom nie uległa zakończeniu, ponieważ należy im się wciąż równowartość 45 hektarów, na których stoi dziś Nowa Huta. Suma rzeczywiście robi wrażenie – ponad 80 milionów złotych. Problem w tym, że w związku z nieustannym wzrostem cen nieruchomości w Krakowie (i nie tylko) wartość mienia zamiennego, które się należy zakonowi, stale rośnie. Wiosną tego roku Komisja Majątkowa przyznała cystersom kilka działek w Krakowie o łącznej wartości 24 milionów złotych. Jednak władze miasta nie chcą ich cystersom oddać. Ignorując fakt, że decyzje Komisji Majątkowej mają charakter ostateczny, próbują się odwoływać do najróżniejszych instancji sądowych, a w mediach używają bardzo ostrych słów. „Okazało się, że w wyniku zwyczajnej zmowy urzędników, przedstawicieli Kościoła i kilku sprytnych adwokatów w perfidny sposób ograbiono moje miasto z cennych terenów” – twierdzi prezydent Krakowa w jednym z tygodników. Nie podaje jednak żadnych dowodów na tę „zmowę”.

O jakie „cenne tereny” chodzi, można się dowiedzieć z sejmowej interpelacji posła SLD Piotra Gadzinowskiego, zgłoszonej 24 sierpnia br. „Na jedną z tych działek został już ogłoszony przetarg przez władze miasta. Na innej krakowscy kupcy chcieli założyć centrum handlowe...” – zdradził poseł Gadzinowski, który domagał się od wicepremiera Ludwika Dorna interwencji w sprawie. Interwencji, do której wicepremier nie ma prawa.

Nie dla siebie

Tydzień temu pisaliśmy w „Gościu” o tym, jak wiele cystersi z Mogiły zrobili i jak wiele wciąż czynią dla mieszkańców Nowej Huty. – Cystersi są wśród nas od lat. Uczestniczą w naszym codziennym życiu. Co roku finansują kolonie dla dzieci z biednych rodzin. Oni współtworzyli historię nie tylko Mogiły, ale i Krakowa – mówiła Alicja Pęgiel, szefowa Stowarzyszenia Mieszkańców osiedli Mogiła, Lesisko i Miłośników Ziemi Mogilskiej.

Pisaliśmy też o tym, że cystersi potrzebują pomocy. „Brakuje w Mogile domu pielgrzyma oraz zaplecza sanitarnego. Natychmiastowej wymiany domaga się nawierzchnia placu przed kościołem. Mury świątyni i klasztoru w wielu miejscach są zawilgocone. Jest długa lista innych, niezbędnych prac remontowych, na które jednak brakuje pieniędzy”. Opat o. Piotr Chojnacki pytany, co cystersi zamierzają zrobić z tak znaczną sumą, jaka im się należy, mówi, że nie wezmą tych pieniędzy dla siebie. Przeznaczą je na remonty, prace konserwatorskie i na działalność charytatywną. Te pieniądze będą służyć miastu. Pod warunkiem, że w końcu cystersi odzyskają choć część tego, co w ramach ideologicznej walki z Kościołem katolickim zagrabiono im pół wieku temu.

ks. Artur Stopka

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)