Zabójczy głód węgla
Każdy Polak ma dziś własnych "winnych" dramatu w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej.
27.11.2006 | aktual.: 27.11.2006 09:03
Raz jest to zarząd kopalni lub prywatni podwykonawcy, rzekomo dla zysku narażający ludzi. Innym razem są to sztygarzy oszukujący mierniki, by bez konfliktów z pracodawcą doczekać emerytury. Albo młodzi i niedoświadczeni górnicy bądę nadzór górniczy nie sprawujący nad tym wszystkim należytej kontroli. Albo pomysłodawcy reformy górnictwa. Prawdziwi winni być może nigdy nie zostaną jasno wskazani, a być może ich po prostu nie ma. Jedno jest pewne: 23 górników, którzy zginęli w kopalni Halemba, oraz tysiące innych, którzy stracili życie w górnictwie przez ostatnie kilkadziesiąt lat, to ofiary naszego zabójczego uzależnienia od węgla.
Polska jest dziś najbardziej uzależnionym od węgla krajem świata. Jesteśmy największym w UE i ósmym na świecie jego producentem. Aż 95% wykorzystywanej przez nas energii elektrycznej powstaje z tego surowca - dwukrotnie więcej niż w Stanach Zjednoczonych lub Niemczech, więcej niż w Chinach (78%) i Indiach (69%). W Polsce nawet skromne możliwości częściowego zastąpienia węgla innymi surowcami energetycznymi (jak ropa naftowa lub gaz), które mamy, nie zostały w ciągu kilkunastu lat III RP wykorzystane. Tak zwanym ekologom, czyli zielonym terrorystom, zawdzięczamy zaś, że nadal nie mamy elektrowni atomowej. Ta, z której budowy się wycofano, czyli elektrownia w ąarnowcu, dawałaby dziś mniej więcej tyle energii, ile można wyprodukować z rocznego urobku w metanowej, a więc śmiertelnie niebezpiecznej Halembie. Tchórzostwo poprzednich rządów, które wypaczyły reformy górnictwa, pozbawiło wysiłek górników sensu. Bo czy jest sens w narażaniu życia, by ęle zarządzane kopalnie na tonie wydobytego węgla zarabiały 53
grosze netto, a ogrzewający mieszkania płacili za tę samą ilość nawet 500 zł?
Kawaleria przemysłu
Czy węgiel kamienny jest nam potrzebny? Od węgla w dużym stopniu odeszła Wielka Brytania, po II wojnie światowej największy jego producent w Europie, ale tylko dlatego, że w 1967 r. rozpoczęto wydobycie ropy naftowej i gazu ziemnego ze złóż na Morzu Północnym. U nas węgiel nie tylko pozostaje najtańszym ęródłem energii, ale też jedynym, dzięki któremu jesteśmy jako tako samowystarczalni. W 2005 r. Urząd Regulacji Energetyki wyliczył, że w Polsce wytworzenie 1 GJ ciepła z węgla brunatnego kosztuje 17,07 zł, z węgla kamiennego - 22,61 zł, z gazu ziemnego - 32,99 zł, z lekkiego oleju opałowego - 53,08 zł.
Inna sprawa, że górnictwo działa na nierynkowych zasadach, więc cenowa atrakcyjność węgla jest po części sztucznie utrzymywana. W Niemczech każde górnicze miejsce pracy w Zagłębiu Ruhry i Saary podatnicy dotują kwotą 80 tys. euro rocznie. Brak subsydiów oznaczałby niechybnie likwidację kopalń i zwolnienie 42 tys. ich pracowników. Dlatego co najmniej do 2018 r. pomoc państwa dla holdingu RAG, skupiającego wszystkie niemieckie kopalnie węgla, pochłonie prawie 16 mld euro. Ze względów społecznych utrzymuje się działalność z natury niebezpieczną, choć polskie kopalnie nie odstają w tej mierze od światowej czołówki. Na przykład w amerykańskim stanie Wirginia Zachodnia tylko w tym roku zginęło 16 górników (tymczasem górnictwo w USA jest poza pierwszą dziesiątką najbardziej niebezpiecznych zawodów). W Polsce liczba wypadków w górnictwie, w tym śmiertelnych, stale spada. To pozytywny efekt programu restrukturyzacji polskiego górnictwa.
Głównym założeniem programu miało być ograniczenie wydobycia węgla, by zlikwidować eksport i produkować tylko na własne potrzeby. Zamiast likwidacji tych kopalń, które nie mają szans na rynku, zdecydowano się głównie na redukcję zatrudnienia i wydobycia proporcjonalnie we wszystkich kopalniach. W efekcie górnicy pracują na przykład w deficytowej kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, która przynosi rocznie kilkaset milionów złotych strat, podczas gdy w zyskownych zakładach brakuje rąk do pracy pod ziemią. - Wcześniejsze pisemne porozumienia nie pozwalają mi na zamknięcie Silesii, chociaż dyrektorzy innych kopalń przyjmą tamtejszych górników z otwartymi rękami - mówi "Wprost" Grzegorz Pawłaszek, prezes Kompanii Węglowej (należy do niej Silesia).
Reforma nie tylko nie uwolniła nas od problemu deficytowych kopalń, ale sprawiła, że te, które przed reformą przynosiły zyski, po restrukturyzacji i zmniejszeniu wydobycia często generowały straty. Na przykład kopalnia Wesoła w Mysłowicach rentowna staje się po przekroczeniu 14 tys. ton dziennego wydobycia, tymczasem w wyniku reformy zmniejszono w niej wydobycie do 10 tys. ton i dziś podatnicy muszą do niej dokładać. W polskim górnictwie nie są respektowane nawet elementarne zasady kapitalistycznej gospodarki.
- Wynagrodzenia w kopalniach są uśrednione i niezależne od jakości pracy - mówi Edward Nowak, trzykrotny wiceminister resortów gospodarczych, przewodniczący rady nadzorczej Kompanii Węglowej. Osobnym problemem jest grupa pracujących na powierzchni (stanowią 23% spośród niemal 125 tys. zatrudnionych w górnictwie osób) - menedżerowie, pracownicy administracji, część związkowców. Nie brakuje wśród nich osób po prostu żerujących na górnictwie. Zespół wiceministra gospodarki Pawła Poncyliusza, odpowiedzialnego za górnictwo, który pracuje nad raportem o korupcji i nieprawidłowościach w kopalniach, wskazał przynajmniej 30 różnych mechanizmów wyprowadzania pieniędzy ze spółek węglowych (m.in. ustawianie przetargów na zakup urządzeń górniczych lub wykonanie robót w kopalniach). Wszystko to obniża rentowność polskich kopalń, a więc zmniejsza też ich wydatki na modernizację, w tym na bezpieczeństwo. Skazani na autarkię
Ze względów ekonomicznych nie możemy się uciec do radykalnego rozwiązania kwestii bezpieczeństwa górników - likwidacji przemysłu górniczego i przestawienia się na import węgla. - Z naszych analiz wynika, że tylko 10% polskich kopalń wydobywa węgiel droższy niż ten dostępny za granicą - przypomina prof. Wiesław Blaschke, kierownik Zakładu Ekonomiki i Badań Rynku Paliwowo-Energetycznego Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią PAN. Według niego, import na przykład z Rosji jest opłacalny okresowo, a i to wyłącznie dzięki dumpingowym stawkom przewozowym rosyjskich kolei państwowych. Zachodniosyberyjski Kuzbas (Kuęnieckie Zagłębie Węglowe) od portów na Bałtyku dzieli 4,5 tys. km, co powinno wykluczać opłacalność eksportu. Jednak kumulacja niskich cen usług rosyjskich kolei i wysokich cen usług polskiego PKP Cargo sprawia,że na naszym wybrzeżu tańszy może być węgiel syberyjski, sprowadzony drogą kolejową i morską, niż rodzimy wożony ze Śląska. Niektóre z pomorskich prywatnych firm sprzedają rosyjski
węgiel w kostkach po 350 zł za tonę, a ceny krajowego dochodzą nawet do 500 zł za tonę.
Ale opłacalność importu znika, gdyby węgiel chciał nabyć klient oddalony o ponad 150 km od sprzedawcy - różnicę w cenie pochłoną koszty transportu. Dlatego w 2005 r. sprowadzono, głównie z Rosji, tylko 3,5 mln ton węgla (kilka procent krajowego zużycia). - Rezygnując z wydobycia w Polsce, musielibyśmy sprowadzać rocznie 74,7 mln ton węgla kosztem 17 mld zł, biorąc pod uwagę obecne ceny w portach Amsterdamu, Rotterdamu i Antwerpii powiększone o koszty transportu do portów polskich. Ekonomicznie i społecznie to niemożliwe do udęwignięcia - mówi Paweł Poncyliusz.
Aleksander Piński, Krzysztof Trębski