"Zabiłem, ale nie wiem co się stało"
Ponowny proces buddysty Rajmunda P., oskarżonego o
zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem swojej 24-letniej kochanki, rozpoczął się przed wrocławskim Sądem Okręgowym. Oskarżony ponownie przyznał się do zabójstwa. Odmówił
jednak składania wyjaśnień, tłumacząc, że "ciągle nie rozumie, co
stało się tamtego dnia".
15.09.2004 | aktual.: 15.09.2004 15:29
45-letni Rajmund P., buddysta, terapeuta i dziennikarz, został oskarżony o wyjątkowo brutalne zabicie swojej 24-letniej kochanki - Doroty W., która początkowo była jego pacjentką. Mężczyzna zaczął najpierw dusić kobietę, potem ciało konającej obłożył kadzidełkami i odbył półgodzinne medytacje. Na ścianie napisał (prawdopodobnie krwią)
: "Jeśli mnie kocha, przeżyje. To karma 15.30". Potem zadał ofierze 31 ciosów siekierą i nożem m.in. w głowę, klatkę piersiową oraz szyję.
Rajmund P. wyrokiem sądu I instancji został skazany na 15 lat więzienia. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uchylił jednak ten wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Wpłynęła na to m.in. nowa opinia biegłych psychiatrów. Twierdzą oni, że mężczyzna w chwili zabójstwa był "nie w pełni poczytalny". Wcześniej inni lekarze uznali P. za zdrowego.
Do zabójstwa doszło w 2002 r. w mieszkaniu Doroty W. Oskarżony zaproponował kochance masaż i podczas jego wykonywania, zabił ją. Później wyszedł z mieszkania. O całym zajściu poinformował żonę, aby ją przekonać, że romans z kochanką został definitywnie zakończony. Kobieta uwierzyła mężowi dopiero wtedy, gdy pokazał zakrwawione rzeczy zamordowanej. Wówczas żona zawiadomiła policję.