Zaatakowali Turka, który mieszka w Polsce. "Będę szukać tych bandytów"
Efe Türkel wsiadł z kolegą do miejskiego autobusu. - Zapłać za bilet, bo masz kartę - powiedział do niego po turecku. To nie spodobało się grupie kibiców, którzy ich zwyzywali. Po chwili Efe dostał cios w twarz. - Wystarczy mi, że przeproszą, ale odpuścić nie mogę - mówi.
16.12.2018 | aktual.: 16.12.2018 14:07
Efe Türkel mieszka w Polsce od 15, a jego kolega od 8 lat. Obaj pochodzą z Turcji, obaj mówią po Polsku, ale między sobą rozmawiają zwykle po turecku.
Tak było i wtedy, gdy wieczorem wsiedli do jednego z warszawskich autobusów. Nie mieli biletów, więc chcieli kupić je u kierowcy. On powiedział im, że muszą iść do biletomatu, który jest po środku autobusu.
- Wtedy powiedziałem koledze, żeby zapłacił, bo ma kartę - opowiada Efe.
Inny język rozjuszył kibiców, którzy jechali na mecz. Zapytali ich, skąd są. On powiedział wprost, że z Turcji. I zaczęło się od steku wyzwisk. - Biała Polska, brudasy, won... - wymienia to, co usłyszał. - Powiedzieli nam, że nie mamy prawa tu być, mamy wyjść z autobusu.
Efe próbował uspokoić sytuację. Mówił, że oni też są kibicami, nawet chodzą na Legię, a poza tym już tyle lat w Polsce mieszkają. Nie zauważył, gdy jeden z kibiców doskoczył do niego. Po chwili dostał w twarz.
- Autobus był pełny. Przykre, że nikt nie zareagował - wzdycha. - Ale rozumiem, że mogli się bać. Widziałem, jak od nich uciekali. I nie oczekiwałem, że nagle każdy będzie nas bronił.
Na komendzie usłyszeli, że nie mają ludzi
Podeszli jednak do kierowcy, żeby poprosić o pomoc. Zaczęli rozmawiać o wzywaniu policji. A wtedy napastnicy uciekli.
- Uznałem, że nie mogę tego tak zostawić. Od razu pojechaliśmy na komisariat - mówi Efe.
Dojechali autobusem do centrum miasta i poszli na najbliższy posterunek. Tam dowiedzieli się tylko, że funkcjonariusze nie mają ani czasu, ani ludzi, żeby teraz zająć się ich sprawą.
- Pewnie przez te brakujące kadry - domyśla się Efe. - Kazali nam iść do innej komendy.
Ale tam też nikt nie miał czasu, choć policjanci zadzwonili do kolegów z kolejnej komendy. Ta powinna zająć się sprawą, bo w jej rejonie doszło do awantury. Ale dopiero jutro Efe ma jechać, aby sprawę zgłosić.
Zawczasu przebadali się też alkomatem, żeby nie było żadnych podejrzeń, że byli pod wpływem alkoholu. Teraz Efe musi jeszcze dostać zaświadczenie od lekarza - o tym, że cała awantura skończyła się rozciętą wargą.
"Wystarczy mi, że przeproszą"
Efe ma polski paszport, mieszka w Polsce od 15 lat. I to był pierwszy raz, gdy spotkało go coś takiego. - Zawsze mogłem się dogadać. Uznałem, że jestem częścią tego społeczeństwa - mówi. - Wiem, że to jest margines, ale nie można tego tak zostawić.
Teraz nawet nieznajomi przepraszają za to, co spotkało go w autobusie. On chce zrobić, co może, aby znaleźć napastników.
- Wystarczy mi, że przyjdą i przeproszą. Ale nie mogę odpuścić, bo oni nie mogą być bezkarni - zauważa. - Słyszę, że jest takich sytuacji coraz więcej. Nie może być tak, że nie mogę skorzystać z autobusu, bo komuś brakuje tolerancji.