"Za PiS‑u było zabawniej"
W polityce – plaża. Nic się nie dzieje. Za PiSu było zabawniej. Trochę wszyscy tęsknimy za wystrzałową inteligencją „Gosia”, wyrafinowanym dowcipem Cymańskiego, hymnem śpiewanym przez Ukochanego Przywódcę Narodu, brak nam konferencji prasowych na których królowało nieskażone myślą, choć pełne młodzieńczego żaru oblicze Ziobry, brak nam spektakularnego chamstwa i ludowej hucpy Leppera czy wreszcie zatykających dech fajerwerków idiotyzmów głoszonych przez Giertycha.
19.05.2008 | aktual.: 19.05.2008 11:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tęsknotę za minionym, widać w szczególności wśród dziennikarzy, którzy jak pszczoły miodu szukają choćby śladu po tamtym pisowskim widowisku. Jedni w tym celu krążą wokół Wielkiego Pałacu traktując go jako zbiornik skamielin pisowskich intryg i snów o IV RP, inni bardziej twórczy, szukają sensacji i dziwactw w szeregach PO, no bo ileż w końcu można pisać o rozpadającym się PiSie?
Tą rzekomą sensacją jest ostatnio poseł Palikot. Media i niektórzy posłowie starają się go „podciągnąć” pod wizerunek „niesfornego Dyzia” polskiej polityki, kogoś na kształt szalonej posłanki Sowińskiej czy Sobeckiej, która czego nie zrobi i nie powie, to na pewno zadziwi, na pewno rozśmieszy. Palikot śmieszy, ale warto za tym śmiechem zobaczyć jeszcze inne funkcje, które pełni.
Po pierwsze, pozwala dziennikarzom na wyrwanie się z sejmowej nudy a także na błyskotliwe popisanie się znajomością polskich przysłów i to – być może! - nawet bez pomocy wielkiego ich znawcy, posła Cymańskiego. Oto słyszymy ciągle w mediach o kocie, który zawsze spada na cztery łapy lub tym, który zawsze chodzi własnymi drogami. I chociaż nie wiemy, czy mowa tu o tym samym kocie i czy ten który chodzi własnymi drogami zawsze spada na cztery łapy, w co można wątpić, to wiemy, że nasi dziennikarze umieją czerpać z krynicy polskości, jaką są przysłowia.
Po drugie, Palikot daje innym posłom niepowtarzalną sposobność do określenia swojej politycznej tożsamości. Dzięki niemu wiedzą kim są, to znaczy, wiedzą że na pewno „nie-są-posłem- Palikotem”. Palikot rozdaje tę sposobność hojnie, nie zważając na przynależność partyjną: od Palikota odciąć się bowiem może nie tylko poseł PiSu, ale również SLD, PSLu czy nawet PO. I dzięki temu wiadomo, że poseł taki robi coś więcej w parlamencie niż tylko własną karierę. A mianowicie „odcina się”. Weźmy takiego posła Gowina z PO (zbieżność klubu przypadkowa). Wiadomo o nim, że w sejmie gorliwie reprezentuje interesy samego pana Boga, ale któż z jego kolegów tego nie robi? Wiadomo, że jest zręcznym dialektykiem, bo zdania: „polityka PO wobec Niemiec jest równie twarda jak PiSu, tyle że bardziej elastyczna” – wygłoszonego w ostatnią sobotę w TVP, nie powstydziłby się nawet Wałęsa, ale poza tym o pośle Gowinie nie wiadomo wiele. A kiedy tak odetnie się od Palikota, to i godności mu przybędzie i kościelnego dostojeństwa i męskiej
powagi, dzięki którym na cztery łapy zawsze spadnie.
Po trzecie, poseł Palikot działa niczym demon Maxwella, pozwala bowiem na radykalne oddzielenie się „materii politycznej poważnej” od „niepoważnej”. To, czym się zajmuje poseł Palikot jest niepoważne, bo niepoważna jest na przykład tematyka dyskryminacji gejów, picia prezydenta czy gwałcenia kobiet na komisariatach (zwróceniu uwagi na tę sprawę służył często przywoływany fallus w rękach Palikota), poważna natomiast jest tarcza (by ją negocjować), wojsko (by go nie ruszać), Kościół (by rósł w siłę i żył dostatniej) no i święta rodzina (bo jest residuum samego dobra, w przeciwieństwie do konkubinatów i feministek).
Po czwarte, poseł Palikot jest w dętym świecie polityki rodzynkiem, nie tylko dlatego, że jest nietuzinkowy, inteligentny, zabawny, a również dlatego, że jest w polityce nie dla kasy (bo ją ma) i nie dla zaspokojenia męskich ambicji (bo je zaspokaja na innym polu), lecz by prowokować i zwracać uwagę na sprawy, ku którym niewielu sejmowym dostojnikom chciałoby się pochylić.
Gdyby życie polityczne składało się z Kaczyńskich ludzkość powróciła by do stanu barbarzyństwa, gdyby polityką zajmowali się Gowinowie, ludzkość pękłaby z nabzdyczenia, gdyby w polityczne gry grali Cymański z Giertychem, ludzkość umarłaby by ze śmiechu, przy Tusku, Nowaku i Komorowskim - zmieniłaby się w wielka murawę do piłki nożnej. Poseł Palikot nie ma aspiracji do modelowania ludzkości i kreowania wielkiej polityki. Bo poseł Palikot jest jak bąk, który drażni i pobudza. Jest jak giez, o którym Sokrates mówił, że został puszczony z ręki boga (bynajmniej niekatolickiego), by polityczny dęty balon nieco się rozbzdyczył i zniżył ku sprawom ważnym, choć nie przynoszącym sławy.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski