Trwa ładowanie...
d4es1wn
15-05-2006 06:39

Za nieostrożność płacą odciętymi palcami

W niedzielę zaledwie w ciągu pięciu godzin ponad 20 pacjentów z poważnymi ranami rąk zgłosiło się do ambulatorium chirurgicznego łódzkiego pogotowia ratunkowego. Mieli obrażenia spowodowane ostrymi narzędziami, także piłą tarczową, podczas wykonywania prac w domu, ogrodzie i na działce - wyjaśnia Express Ilustrowany".

d4es1wn
d4es1wn

Średnio każdy przyjęty pacjent ma skaleczone dwa palce. Od kiedy zrobiło się ciepło, prawie 50 osób z takimi obrażeniami trafia codziennie na oddziały chirurgiczno-urazowe łódzkich szpitali, m.in. im. WAM, Kopernika, Jonschera i na pogotowie ratunkowe. Ofiarami są często zawodowi stolarze, ale także kobiety.

- To był ułamek sekundy - mówi Zdzisław Lenarczyk, jedna z ofiar tarczowej piły, który trafił do szpitala im. WAM w Łodzi. - Już ponad 30 lat tnę drewno i nic mi się nie stało, a tym razem miałem pecha. Nie można było uratować odciętego najmniejszego palca prawej ręki. Pozostałe są poważnie skaleczone.

- Dziennie trafia do nas kilku pacjentów z poważnymi obrażeniami palców, śródręcza i nadgarstka - mówi dr Robert Rokicki, chirurg z klinicznego oddziału chirurgii ręki szpitala im. WAM w Łodzi. - Najpierw trzeba zespolić uszkodzone kości, następnie naczynia krwionośne, nerwy i ścięgna. Często nie można od razu zszyć ścięgien i konieczna jest dwu- lub trzyetapowa rekonstrukcja. Wstawiamy wtedy protezy i dopiero po 8 tygodniach dokonujemy przeszczepu ścięgien. Czasami trzeba amputować rękę na poziomie śródręcza.

Rocznie na oddziale leczonych jest 300-400 osób. Lekarze przestrzegają, by używać piły tarczowej z założoną na niej osłoną.

d4es1wn
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4es1wn
Więcej tematów