"Za kolejną sztuczką PiS‑u stoją Bielan z Kamińskim"
Podejrzewam, że to Bielan z Kamińskim stoją za tą kolejną sztuczką PiS-u. To próba wzbudzenia współczucia, zagrali tą osobą już przy okazji spotu. Grają dalej bardzo nieelegancko. To tak grubymi nićmi szyte, że chyba nikt w miarę przytomny w tą historię nie uwierzy - tak mówił w "Kontrwywiadzie" RMF FM Janusz Palikot o rzekomym pobiciu Anny Cugier-Kotki - aktorki, która w spocie PiS pokazała Platformie Obywatelskiej żółtą kartkę. Zdaniem posła PO w grudniu Donald Tusk zdecyduje o kandydowaniu na prezydenta – jego rywalem na pewno nie będzie Zbigniew Ziobro, bo byłego ministra wcześniej „wykończy Kaczyński”.
RMF FM: Janusz Palikot wzburzony polityczno-fizycznym atakiem na Cugier-Kotkę?
Janusz Palikot: Nie. Podejrzewam Bielana z Kamińskim, że stoją za tą kolejną sztuczką.
Panie pośle, niech pan nie żartuje! Sprawa jest jednak chyba poważna?
Jak poważna sprawa? Ktoś po sześciu godzinach dzwoni, że został pobity. Nie zgłasza tego faktu na policję. Występuje w mediach w fantastycznej formie. Dopiero dwa dni później się decyduje płakać do telefonu.
Psychika kobiet chodzi różnymi torami.
- To jest kabaret panie redaktorze.
Może dramat?
- Nie. To jest pisowski kabaret, to jest próba wzbudzenia współczucia. Zagrali tą osobą już przy okazji spotu, grają dalej. Bardzo nieeleganckie, nieetyczne.
Zaraz pan powie, że to Kurski z Kamińskim ją pobili, powykręcali jej ręce?
- Byłbym bliski takiej konstatacji.
No nie!
- To jest tak grubymi nićmi szyte, że już chyba nikt w miarę przytomny nie uwierzy w tę historię.
Szczerze uważa pan, że żadnego pobicia nie było?
- Może ktoś coś jej powiedział, a zrobiono z tego… Wie pan co do mnie ludzie mówią? Ile razy mnie chcieli zamordować? Ile dostałem listów, że jak mnie tylko spotkają, to mnie zabiją, zniszczą?
Ale pana nie biją?
- A ile razy mnie napiętnowali, nachodzili, przystawali przed Sejmem ludzie z Radia Maryja i z innych środowisk? Jakbym ja miał na każdy taki incydent miał reagować jak ta pani, to byśmy codziennie mieli taki cyrk.
Miało być 50% i 30 mandatów, jest 44% i 25 mandatów. Jest panu niedosyt po tej kampanii wyborczej, po tych wyborach?
- 50% to były sondaże.
Ale nadzieje też były.
- No dobrze.
Donald Tusk w wyborczy wieczór nie wyglądał na jakoś szczególnie usatysfakcjonowanego.
- Zawsze, jak się oczywiście narobi takiego apetytu, to jest taka odrobina rozczarowania. Ale prawie dwa lata rządzenia, wzrost notowań, fantastyczny wynik – naprawdę tylko powody do zadowolenia.
A te wybory nie są nauczką, że po takie postacie jak Marian Krzaklewski nie ma sensu jednak sięgać?
- Marian Krzaklewski sam siebie zabił, sam siebie zniszczył. On po prostu stał w pewnym rozkroku. Niby kandydował z Platformy, ale się od niej dystansował. Powtarzał publicznie, że gdyby dostał propozycję od Jarosława Kaczyńskiego, to by wystartował z PiS-u. Jak ktoś chce zjeść ciastko i nie zjeść ciastka…